poniedziałek, 30 września 2013




Dzisiaj jest 30 września, czyli 3 miesiące i 8 dni minęło. 

Jutro zaczyna się wszystko od nowa. Znane twarze. Ja jednak obca. Może lepiej napisać wyobcowana. Inna. Nie taka, jaką mnie zapamiętano z maja. Nie mówię o zewnętrznej zmianie, tylko o tej wewnętrznej, tej najważniejszej. 

Może jutro się uśmiechnę ale tylko ustami, nie oczami. 
Może to będzie sztuczny uśmiech. 
Może to będzie prawdziwy uśmiech. 
Nie wiem. 

Wiem jedno, że Boję się jutrzejszego dnia.
Boję się, że ludzie mnie przytłoczą.
Boję się, swojej reakcji.
Boję się, swojego zachowania.
Boję się, jak będzie.

Wczoraj też było inaczej niż zazwyczaj, niż co roku, na początku zbliżającego się października, zbliżającego się wyjazdu. Zawsze to z Nimi przyjeżdżałam. Mogłam wtedy zabrać co chciałam, co mogłam. Zawsze dla mnie liczyła się podróż i czas spędzony z Nimi. W mieszkaniu zawsze czekała Ona. Podczas rozpakowywania Oni z Nią rozmawiali, dogadywali się przy filiżance kawy i kawałku ciasta. Wczoraj sama przyjechałam. Nie samochodem a autobusem - z jedną walizką i plecakiem. Zabrałam co musiałam a nie co chciałam. Wcześniej niż zawsze. Nikt na mnie nie czekał. Nie było rozmowy. Nie było ciasta ani kawy. Była jedynie cisza, pustka i wielka samotność.

Wczoraj było inaczej niż zawsze. Wczoraj przyjechałam z uczuciami złości i wielkiego niezrozumienia. Zawsze mówiłam, że nie warto rozstawać się w gniewie. Jednak teraz nie potrafiłam, tak, jak zawsze. Ona chyba nie chce albo nie może mnie zrozumieć. Nie potrafi zrozumieć tego co się ze mną dzieje. Nie chce szczerze porozmawiać. A ja tak, dłużej nie mogę. Dłużej nie wytrzymam z zbierającymi się wewnątrz negatywnymi emocjami.

Czy ja za dużo od Nich wymagam?
Chciałabym, żeby mnie zobaczyli a nie tylko omijali.
Chciałabym, żeby ze mną porozmawiali, bez przymusu, tylko z własnej chęci.
Chciałabym, aby obiecali, że będzie dobrze, że damy sobie radę jako rodzina a nie jako pojedyncza jednostka.
Chciałabym, aby mi pomogli się z tym uporać.
Chciałabym, aby mnie zrozumieli.

Ja mam dziwny charakter. Nie potrafię sama wyciągnąć do nich dłoń, poprosić o pomoc. Nie umiem prosić. Nie chce prosić. Bo to by oznaczało poddanie się. A ja nie chcę się poddać. Chcę walczyć ale nie sama, nie z wiatrakami.

Po ulicach mijam obcych ludzi, odcięta od nich słuchawkami. Nie patrzę już im prosto w oczy. Uciekam wzrokiem. Już nie ma śladu po tym, co kiedyś wypracowałam. Zastanawiam się, czy w tym tłumie jestem przez kogoś zauważona jako człowiek a nie jako obca osoba?

A może by tak najlepiej było jakbym jednym, zdecydowanym, krokiem weszła pod nadjeżdżający samochód. Skończyłaby się ta cała pustka.

Nie wiem, co w tej chwili jest dla mnie najlepsze. 

Wiem jedno.
Chcę uciec.
Ale nie wiem dokąd.

czwartek, 26 września 2013

metamorfoza

Odważyłam się na ten krok. Planowałam to już od dawna. Przyszedł ten dzień i ta minuta. Przyszedł ten odpowiedni moment. Musiałam tylko wejść, usiąść na fotel i przesiedzieć niespełna 40 minut i gotowe. Efekt - przyzwyczajam się do nowego wyglądu. Ludzie powiadają, że mi pasuje, że odmłodniałam. Jednak ja mam mieszane uczucia.

Przez tą całą sytuację musiałam coś w sobie zmienić. Wiedziałam, że w środku na razie na zmiany jest za wcześnie, dlatego postanowiłam zmienić swój zewnętrzny wizerunek. Już drugi miesiąc skracam coraz bardziej włosy. Teraz porównując ich długość, do długości jeszcze sprzed pół roku można powiedzieć, że pozbyłam się ich w większości. Miałam nadzieję, że ścinając włosy odcinam się od pewnych rzeczy, od pewnych myśli, od pewnych wspomnień.

Jaka ja głupia byłam. Przecież od tego, tak od razu nie można się odciąć. Potrzeba czasu. Tylko się zastanawiam jak dużego czasu potrzeba, czy ja mam siły na to wszystko? Nie wiem, nie umiem na to odpowiedzieć. Muszę poczekać.

Mam w głowie jeszcze jeden plan na zmianę. Teraz nie chodzi o głowę a o ciało. Na dzień dzisiejszy poszukuję idealnego salonu i idealnego wzoru. Mam pewne wyobrażenie jak ma to wszystko wyglądać. Mam nadzieję, że i ten plan zrealizuję, już niebawem.

wtorek, 24 września 2013

poniedziałek, 23 września 2013

Nowy Dom

Dzisiaj mogliśmy, po raz pierwszy zobaczyć Jego Nowy Dom. Chwilę przed naszym przyjazdem skończyli. Są potrzebne minimalne poprawki ale na pierwszy rzut oka jest idealnie, tak jak chcieliśmy i tak jak On chciał. Tam, gdzie sobie wybrał, żeby "każdy mógł go zobaczyć i kopnąć w nogi" Właśnie taki był. Ze wszystkiego żartował. Wywróżył sobie miejsce i ubiór. Każdy z rodziny i nie tylko, wiedział, że chciałby tam leżeć. Rozpowiadał tak na wszelki wypadek. I na wszelki wypadek nas ubezpieczył, tak na czarną godzine, żebyśmy nie martwili się o dalsze życie, z czego będziemy żyć. Zawsze martwił sie o innych niż o sobie.

Mogę tak samo powiedzieć o sobie. Chyba większość cech przejęłam po Nim. Po pierwsze jestem bardzo podobna do Niego. Kto znał T. a nie znał mnie wiedział od razu czyją jestem córką. Zawsze mnie to bawiło, teraz mi tego brakuje. Po drugie nie lubię sie spóźniać i nienawidzę jak ktoś się spóźnia. Każdy kto Go znał wiedział, że 15.00 to 15.00 a nie 15.10. Po trzecie zawsze pierw myślę o innych niż o sobie. Nie lubię martwić innych swoimi problemami osobistymi, czy tym co mi w danym momencie dolega. Wolę zacisnąć zęby i robić swoje. Dlatego teraz rozumiem, dlaczego Nam nic nie mówił, że coś mu dolega, bo zrozumiałam, że bardzo martwił się o Nas niż o swoim zdrowiu. Po czwarte nie lubię zakupów, tak jak On nie lubił, nie lubię również kolejek, dlatego często czekam na Nią w samochodzie tak jak On na Nią czekał. Wybiegam w przyszłość, myślę, analizuję jak by tu zrobić, pozmieniać, żeby Ona sama nie siedziała w domu, zwłaszcza teraz, kiedy wielkimi krokami zbliża się zima. On taki sam był. Co piątek bądź w sobotę jedziemy na zakupy, tak jak z Nim to robiliśmy. Jestem odpowiedzialna za Nią. Przejęłam tą odpowiedzialność po Nim. Nieraz zagryzam zęby, żeby nie powiedzieć czegoś, czego później bym żałowała. Wolę przejść się, czy nawet piec niż wyładować na kimś swoją złością. W Jego pracy każdy wiedział, że jak rozwiązuje - gra w pansjansa to lepiej z kijem nie podchodzić. Jak się uspokoję to można ze mną konie kraść. I z Nim też tak było. Cech takich i innych jest wiele więcej. Za mało jest miejsca, żeby o tym pisać. I o niektórych cechach i sytuacjach podobnych wolę nie pisać, wolę zostawić dla siebie.

Przy jego Nowym miejscu Nasza rodzina nie zachowuje się normalnie. Osoba postronna, która nas obserwuje może powiedzieć, że zwariowaliśmy, że najlepiej dla społeczności by było jakbyśmy tylko stali, nic nie mówili i ocierali łzy. Czasem tak też się zdarza. Jednak zazwyczaj jest bardzo głośno, bo taka jest właśnie Nasza rodzina Głośna. Każdy kogoś innego przekrzykuje. Każdy chce coś powiedzieć, opowiedzieć. Można powiedzieć, że plotkujemy. Każdy członek Naszej rodziny jest bardzo ciekawy i chce wiedzieć wszystko. Ja tego nie ukrywam, ze jestem ciekawa. Wolę sama się czegoś dowiedzieć i dopilnować niż później snuć domysły i mało wiedzieć, dlatego już kolejny z kolei rok jestem starościną grupy. On również był bardzo ciekawy, pomimo że nie przyznawał się do tego, dlatego wszystkie nowinki opowiadamy mu, śmiejemy się, żartujemy, bo On taki był. Lubił bardzo żarty i sam zawsze żartował. Niczego nie udajemy. Przy Jego nowym domu jesteśmy jak prawdziwa, włoska rodzina. I dobrze, że tak się dzieje. I dziękuję, ze mam taką rodzinę.

środa, 18 września 2013

Strażnik pięknych chwil

Uwielbiam muzykę, która daje jakieś przesłanie, która dochodzi do samej duszy, do każdego zakamarku ciała, umysłu. Muzykę, która nie wymaga wielkiego komentarza. Wystarczy tylko spojrzeć na mnie. Podczas słuchania takiej muzyki po prostu zamykam oczy i cicho interpretuję. Zawsze w takich chwilach mam dreszcze i łzy w oczach. Długo po wysłuchaniu słów nie potrafię się uspokoić. Tak to wszystko przeżywam, czuję, chłonę całą sobą.




Kolejny tydzień, gdzie brakuje czasu na wszystko. Już nie wyrabiam. Jednak dzięki takim chwilom jak dziś wierzę, że jeszcze żyję, czuję, myślę. Uwielbiam kontakt z młodzieżą. Są moimi akumulatorami na następne godziny. Pomimo zmęczenia, gdzie czasem po mnie widać, że nie wyrabiam nie wyobrażam sobie, że w tej chwili Ich by nie było. Są moimi dzieciaczkami, rodzeństwem, drugim domem. Dzięki Nim pojawia się u mnie wielki uśmiech. Rozmowy, spojrzenia, zrozumienie bez słów, pomoc, zaufanie. To wszystko i wiele innych. Czuję ich rozterki, problemy, radość. Dają mi tak wiele. I ja im daję tak wiele. Wystarczy serce na dłoni, chwile czasu na rozmowę, na zatrzymanie się i spytanie się jak minął im dzień. Wystarczy być człowiekiem ze szczerym sercem, chęcią poznania drugiego człowieka, z własną pasją i otwartością do ludzi. I to Ci się wynagradza - jesteś przyjęta do Ich grona, pamiętają Cię, cieszą się na Twój przyjazd, ufają Ci, łakną kontaktu i proszą o pomoc. I w takich właśnie sytuacjach serduszko moje sie raduje i wtedy wiem, że to jest to, co kocham robić a uśmiech nie schodzi mi z ust, chociaż na te kilka godzin, gdzie przebywam w towarzystwie moich wychowanków. W takich chwilach nie myślę o swoich problemach, o swojej sytuacji, wtedy żyję życiem internatu, ich życiem, nie swoim. I to mi wystarcza. Wchłaniam wspomnienia do swojej bazy pamięci, Wychwytuję chwile, do których w każdej chwili mogę powrócić wysuwając półkę ze zdjęciami twarzy, sytuacji i wydarzeń. 


sobota, 14 września 2013

czwartek, 12 września 2013

Strach ma Wielkie Oczy.

Naprawdę Strach ma Wielkie oczy.

Po raz kolejny się o tym przekonałam. Niepotrzebnie się tak martwiłam. 

Trzy pytania, 30 minut. 

I w końcu dotrzymałam danego Mu słowa. Tak jak chciał, tak zrobiłam.

Powiem jeszcze jedno, może wyda to się dziwne bądź głupie ale ja czułam, że czuwał, że w tym dniu, w tych minutach był ze mną i mi bardzo pomógł.

środa, 11 września 2013

Cisza jest przytłaczająca.
W ciszy słychać tylko bicie serca, pulsującą krew w żyłach i wspomnienia przebiegające w naszych głowach.

Samotność.
Kiedyś ją nawet lubiłam.
Dzisiaj jej, niestety nienawidzę.

Spacer.
Jedynie to, mi pomogło.
Muzyka przebijająca się z słuchawków i ulice, tak dobrze znane, tak dobrze kojarzone.
Sklepy ale tylko te z książkami. Ja, muzyka, kamienice, kostka brukowa i milion myśli na minutę.

To już jutro.
Czy ja dam radę? Czy wytrzymam całe te napięcie.

Będąc tutaj, zamknięta, samotna w czterech ścianach myślę, wspominam ostatni, miniony rok spędzony na uczelni. Wspominam tak fantastycznych ludzi, których poznałam, z którymi dobrze się czułam i dzięki, którym się otworzyłam. Wiem już, że już taka nie będę, że nie nastąpi taki kolejny rok. 

Przed oczami mam Ją i Jego. Z Nią kontakt się nie urwał. Z Nim, niestety tak. Szkoda, wielka szkoda. Bardzo tego żałuję. Był dla mnie przyjacielem, dobrym znajomym, bratnią duszą. Tak bardzo mnie przypominał. Pokazał mi tak wiele. Nauczył mnie tak wiele. Nauczył, że warto dążyć do celu. Nauczył, że warto się realizować, że pasja jest najważniejsza. Nauczył, że warto się uśmiechać. Nauczył jak być szczęśliwym, jak dążyć do szczęścia, jak szczęście poszukiwać w zwykłych rzeczach, w nadchodzącym dniu, jak nie warto przejmować się innymi ludźmi. Nauczył, że ważny jesteś Ty sam, nie nikt inny, tylko Ty. Nauczył, że warto żyć w tak beznadziejnym świecie. Nauczył jak poszukiwać pastelowych barw w ponurym i brzydkim dniu. Pokazał mi jak być odważną. Pokazał, że czasem, kiedy nie masz sił ani chęci kontaktu z ludźmi to książka, dobra muzyka czy nawet banalny film urozmaici Ci ten czas. Pokazał mi, że kiedy obawiasz się innych, jesteś niepewny, zagubiony to nie warto tego pokazywać, że warto się wtedy jeszcze bardziej otworzyć. Pokazał i zarazem nauczył mnie ważnej rzeczy - nawet, gdy masz wokół siebie milion osób i osobę tą najważniejszą, czy nawet przyjaciela to i tak jesteś samotnym człowiekiem, że masz w swojej duszy taką część, do której nikt nie ma dostępu, że czasem Ty sam nie pozwalasz się do siebie zbliżysz i potrzebujesz dużego czasu, żeby komuś zaufać. Nauczył mnie, że nawet gdy jesteś otwartą osobą to także uciekasz przed wzrokiem innych ludzi, boisz się. Nauczył mnie jak korzystać z samotności, z czasu w którym nie ma nikogo.

Tak wiele mu zawdzięczam a przecież dobrze się nie znaliśmy, to było tylko niespełna jeden rok akademicki. Tak krótki rok ale jak dla mnie bardzo ważny. Lekcję tę zapamiętam do końca życia i Jego również zapamiętam. Zachowam Moje wspomnienia z Nim związane głęboko, na dnie serca i z czasem, gdy przyjdzie taki dzień jak dzisiaj otworzę tą szufladę i z wielką radością zobaczę, wyjmę zawartość w niej schowaną i z wielkim uśmiechem będę kartkować to, co zapisałam. 

Jeżeli to czytasz to chciałabym Ci powiedzieć, że czas spędzony z Tobą był czasem niezmarnowanym. Kontakt z Tobą wiele mi dał. 

Żałuję jednego. A wiesz Czego? 

Żałuję, że w taki sposób jaki się odbył, skończyła się Nasza znajomość. Żałuję także, że nie potrafiliśmy wyjaśnić sobie pewnych spraw osobiście i domyślaliśmy się przez ten niespełna cały czas, nie wiadomo czego. 

Wypowiedzianych, niechcianych słów nie da się już cofnąć i one właśnie zagościły w moim sercu i w głowie, która nie potrafi ich zlikwidować.

Mam nadzieję, że czasem miło mnie wspominasz i mam wielką nadzieję, że czegoś również Cię nauczyłam.
Na koniec chciałabym przede wszystkim Podziękować Ci za ten rok i za daną mi lekcję życia.

A z Nią jutro się spotkam. Już nie mogę się doczekać.
Jak będzie to się okaże w najbliższym czasie.

niedziela, 8 września 2013

Napięty tydzień.

Jak określić mijający tydzień. Jakoś w prosty sposób nie potrafię to zrobić. Dlaczego? Nie wiem, taka jestem, niekonkretna, pomijająca siebie a skupiona na innych, skupiona na milion innych spraw a nie skupiona przede wszystkim na siebie. Ale to nic. Tak już jest i tego nie potrafię zmienić, oduczyć siebie tej czynności.

Wracając do tego tygodnia mogę powiedzieć, że brakowało mi doby. Brakuje mi dobrego wypoczynku. Brakuje mi dobrych wakacji, chociaż tydzień a może jeden dzień. 

Mijający tydzień skupiony był wyłącznie na praktyce, na młodzieży, na obowiązkach - nowych i już znanych obowiązkach, na rozjazdach i przyjazdach - z i do domu. Pod koniec dnia brak mi było sił. Kładąc się spać nawet nie wiem, kiedy już spałam. Nie wiem nawet, kiedy tydzień ten się skończył.

Dzięki temu rozbieganiu mało myślałam, mało analizowałam. Głowę miałam wypełnioną czymś innym niż do tej pory.

Jutro kolejny powrót do starych - nowych czasów. Jutro wracam do Bydgoszczy. W czwartek jest ważny dzień. Dla mnie ważny i jakoś inny. Czy dam radę, okaże się w najbliższym czasie. Wiem, że robię to dla Niego. Nie dla siebie, ale dla Niego, tego Jedynego. W końcu chcę wypełnić daną obietnicę. Na ten, nadchodzący tydzień muszę pokonać siebie i swój strach a także wielki paraliż, który owładnął mój mózg.

Dzisiaj - zobaczyłam wiele starych twarzy, starych znajomości, gdzie kiedyś z tymi osobami spędzałam praktycznie więcej czasu niż w domu. Dzisiaj to były tylko obce osoby, obce - znajome twarze. Dziwnie było zobaczyć Ich po takim czasie, gdzie nawet rozmowa dobrze się nie kleiła. A dobrze, znane już zdanie: Co tam u Ciebie?, Jak leci? dziwnie brzmiały mi w uszach i wypowiedziane na języku. Były bardzo sztuczne. Tak jak była sztuczna dzisiejsza z Nimi relacja. Chciałam jak najszybciej, żeby to się skończyło, żeby szybko poszli. Jednak z drugiej strony dziwne było to, że dzisiaj nie mieliśmy co o sobie powiedzieć a kiedyś buzia Nam się nie zamykała. Mieliśmy dużo tematów do rozmowy. Dzisiaj rozmowa w ogóle się nie kleiła. I co miałam powiedzieć na pytanie Co tam u mnie? Powiedzieć prawdę czy skłamać - nie mówić, że spotkała mnie tragedia i wymyślić jakąś mało ważną rzecz, mało ważną odpowiedzieć i odwrócić się napięcie i odejść, żeby nie męczyć siebie a tym bardziej tej drugiej osoby? Co warto było zrobić a co naprawdę zrobiłam, tego już dobrze nie pamiętam. Wszystko teraz mam rozmyte. Widocznie to było nie ważne, nie wzniosło nic szczególnego do mojego, nowego świata.


A to jest szczególny dla mnie utwór. Dzięki niemu i śpiewającym osobom mam gęsią skórę na ciele. Zamykam oczy i czuję cały utwór poprzez wszystkie komórki w ciele. Same łzy widnieją na oczach. Jednak nie mają odwagi wypłynąć na zewnątrz. Mam dreszcze na całym ciele. Dzięki temu utworowi mam ciarki, gęsią skórę i czuję. Nie udaję nic. Czuję. A emocje mam na wyciągnięcie dłoni. Łatwo je zobaczyć i zrozumieć mnie na nowo. Tak łatwo to zobaczyć. 

Tylko czy Kogoś to obchodzi?

poniedziałek, 2 września 2013

Przytłaczający Pierwszy Dzień Szkoły

Dzisiaj nastał ten pierwszy dzień szkoły. Dla jednych wyjątkowy dzień - poznanie nowych ludzi, powrót do znajomych, dobrej paczki, fantastycznej atmosfery, dla innych zaś dzień ten był bardzo przytłaczający - za dużo nowych rzeczy, za dużo uczuć, emocji, za dużo złych wspomnień, za dużo wszystkiego.

Dzisiaj był kolejny powrót do starych czasów. Pięknych czasów. Jedynych i bardzo wyjątkowych czasów. To w tym liceum, gdzie rozpoczynam od dzisiaj praktykę wszystko się zaczęło. To dzięki tym ludziom - nauczycielom poznałam siebie, doceniłam siebie. To dzięki tej szkole stałam się taka jaka jestem. To dzięki Nim nie zeszłam na złą drogę. To Oni coś we mnie zobaczyli i pokazali mi jaka mogę być; co robić; jak zobaczyć swoją przyszłość - ale nie przez różowe okulary ale przez wszystkie barwy - te pastelowe jak i te szarobure. To Oni mnie docenili. To dzięki Nim wtedy chciałam żyć. Nauczyłam się bardzo dużo - nie tylko wiedzy z przedmiotów ale przede wszystkim wiedzy przydatnej do życia - że w życiu można spotkać fantastycznych ludzi, że bez swojego minimalnego wkładu nic nie zrobisz, że warto otworzyć się na innych, że warto nieraz zaufać innym ludziom i dzięki swojej walce, odwadze i wielkiemu sercu jesteś zapamiętana, że w każdej chwili możesz powrócić do tych czasów, że czekasz na Ich uśmiech, zrozumienie i wiarę, że będzie dobrze, chociaż Ty w to jeszcze nie wierzysz.

Pomimo tego wszystkiego ten dzień był bardzo dla mnie przytłaczający. Przytłaczający od nadmiaru emocji, uczuć, wspomnień, pytań o Niego, pytań o Ciebie: jak się trzymasz, jak to się stało, będzie dobrze. Jak ja na te pytania/zdania mam odpowiedzieć, gdy sama jeszcze nie odnalazłam idealnej odpowiedzi. Jedynie potrafiłam się uśmiechnąć, odpowiedzieć, że jakoś, że każdego kolejnego dnia jest coraz trudniej.

Każdego kolejnego dnia wiadomość, słowa, że Go nie ma, że nie powróci, że to naprawdę się stało przytłaczają jeszcze bardziej, jeszcze mocniej. Przygwożdżają mocno do ziemi, że nie potrafisz się ruszyć, wykonać jakiś krok, coś powiedzieć. Podtrzymujesz coraz mocniej łzy, które chcą ukradkiem, nie postrzeżone polecieć po Twoim policzku. I nie wiesz już jak masz to wszystko ukryć przed obcymi ludźmi a przede wszystkim przed Nią, przed rodziną, która jako tako się trzyma, która każdego, następnego dnia próbuje żyć, na nowo, jednak bez Niego.

Przytłaczają Cię Twoje, własne emocje.
Przytłaczają Cię Twoje, własne wspomnienia.
Przytłaczają Cię Twoje, własne łzy.
Przytłacza Cię Twoja, własna rzeczywistość, w której żyjesz i funkcjonujesz.
Przytłacza Cię cały świat.

niedziela, 1 września 2013

Cicho krwawiąc.

demotywatory. pl


W ostatnim czasie jest wiele takich dni. Dnie, choć lenie, słoneczne i ciepłe, jednak mające dla mnie swoje drugie dno. Wielkie, szarobure dno, w którym nie widzę żadnego światła. 
Takie dni są dla mnie bardzo destrukcyjne. W takich dniach cicho krwawię, cicho krzyczę. Zamykam się w swoich myślach. Oddalam się.

To nie ja, to ktoś inny. Zupełnie obca osoba.

W takich dniach czuję, że jestem bardzo samotna, że nie mam nikogo, że nikt za mną nie tęskni, że nikogo nie obchodzę, że jestem nic nie warta.

Chciałabym to jakoś zatrzymać.
Chciałabym jakoś zatrzymać rozbiegane myśli.
Chciałabym powrócić do beztroskich lat dzieciństwa.

Drogi Przyjacielu chciałabym ZATRZYMAĆ CZAS.
Czy to jest możliwe?