piątek, 31 stycznia 2014

"[...] A po nocy przychodzi dzień, A po burzy spokój [...]"



"[...] bardzo potrzebne kiedy jest ci zimno, smutno, ponuro [...]"

Na początku tygodnia zaczęło się kolejne wyzwanie fotograficzne. Tym razem autorem tematu była osoba, która wygrała pierwszą zabawę, która dotyczyła Naszego Posłańca, tudzież Księżyca. W poniedziałek, jak wiadomo ukazał się nowy temat:
"Temat następnego wyzwania 
to coś delikatnego w dotyku,
bardzo potrzebne kiedy jest ci zimno, smutno, ponuro,
bo reaguje z Twoimi zmysłami powodując uśmiech albo rozkosz,
w zależności od tego, jak bardzo to lubisz."

Szczerze to miałam największy problem za zdjęciem, jak do tej pory. Poprzednie edycje szybko mi poszły, ponieważ nie miałam większego kłopotu z wybraniem tej 'perełki'. Natomiast w tej edycji zaczęły się schody. Jak wiadomo zaczęły się u mnie egzaminy na uczelni, więc nie miałam sporego wolnego czasu na spacery i fotografowanie okolicy. Mój problem przede wszystkim leżał w pomyśle. Co sfotografować, żeby wpasowało się w temat. Nawet jak miałam pomysł, to z realizacją było kiepsko, dlatego po dłuższym namyśle zdecydowałam, że w 'tym' zdjęciu' ukaże swoją prostotę, moją romantyczną duszę. Wystarczyło jedynie poukładać tak, żeby była spójność, kilka ujęć aparatem i wybranie tej perełki. Dopiero dzisiaj udało mi się ją wybrać. Z trzech najlepszych ujęć wybrałam taką, w której rozpoznałam swoją duszę. Wszystko co jest na zdjęciu wbija się w temat, bo te rzeczy bardzo pomagają mi, wtedy kiedy jest mi źle, jest ponuro i bardzo zimno. Ze wszystkim obchodzę się bardzo delikatnie, dlatego żeby już nie kombinować kilka minut temu wysłałam Mrocznemu swoje zdjęcie.

to nie to - to tylko moja kombinacja z różnymi przedmiotami
Tak naprawdę chciałam o czymś innym napisać, tylko nie wiedziałam jak mam zacząć, dlatego na wstępie było kilka słów o konkursie. Dzisiaj jest szczególny dzień. I po raz kolejny spędzam je w Bydgoszczy. Nie lubię tego, ponieważ najbardziej w takim dniu czuję samotność, smutek. Rok temu było inaczej. Wtedy postanowiłam być szczęśliwa i nie bać się niczego. Teraz z tamtej dziewczyny i jej odwagi praktycznie nic nie pozostało. Boję się szczęścia, normalności i planów na przyszłość. Boję się siebie. Dzisiaj najbardziej będzie mi brakować jednego telefonu i jednego, ważnego głosu, bo rozumiem, że czasu nie da się cofnąć, że to co było kiedyś, już nie powróci. W jakieś książce przeczytałam, że najgorszy jest pierwszy rok i wszystko co jest z tym związane: Święta, Wielkanoc, rocznica, urodziny tej osoby i własne, bo w takich momentach uświadamiamy sobie, że będzie ich więcej i zdajemy sobie sprawę z tego pustego miejsca przy stole, głuchego telefonu i przeogromnej pustki.

Pomimo tego wszystkiego, w tym dla mnie szczególnym dniu nie chce się smucić ani płakać, chciałabym jedynie, żeby choć na moment zagościł na mej twarzy uśmiech.
"Niech smutek zniknie w górskim potoku. By radość kwitła jak róża co roku. By na Twej twarzy promyczek słońca, nigdy nie zniknął i trwał do końca. By najpiękniejsze chwile w Twoim życiu trwały wiecznie."

czwartek, 30 stycznia 2014

Piękny umysł

Zastanawiałam się co mogę napisać, jak ubrać w słowa to, co mam w głowie, jak pokazać siebie. Napiszę, że w tym tygodniu psychicznie jest dużo lepiej niż było ostatnio, że jako tako się pozbierałam i prę do przodu. W tym tygodniu dużo się dzieje, nauka, zaliczenie i wieczorne spotkania z A, podczas których na nowo się otwieram, łaknę kontaktu z innymi osobami, zwłaszcza przed jutrzejszym dniem. Przez te pare dni nauczyłam się, że warto czasem wyciągnąć (samowolnie) rękę, że nie wolno siedzieć zamkniętym w czterech ścianach i rozmyślać o niczym i o wszystkim. W czasie tych spotkań obejrzeliśmy z A. dwa ciekawe filmy. Wczoraj było: "Romeo i Julia" z 1996, w którym grał Leonardo DiCaprio. Natomiast dzisiaj był "Piękny Umysł". I o tym filmie chciałabym powiedzieć kilka słów. Nie znam się na recenzowaniu, nie potrafię w piękny sposób opisać, przedstawić to, co się działo w filmie, bo się po prostu na tym nie znam. Można rzecz, że jestem w tym 'laikiem'. Nie chce również wyjść, że ściągam, że papuguje recenzowanie filmów, bo tak na pewno nie jest. Jedynie chcę po prostu opowiedzieć moje wrażenia, jakie pozostawił po sobie 'ten' film. I czuję, że chyba na tym filmie poprzestanę...

http://www.filmweb.pl/Piekny.Umysl
Film został nakręcony na podstawie książki biograficznej Sylvii Nasar Piękny umysł. Film z całą pewnością jest biografią. 

John Nash - główny bohater całej historii, matematyk, ekonomista, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii. Akcja filmu rozpoczyna się 1947 roku, a kończy na gali wręczenia Nobla w 1994 roku. 

W filmie nie chodzi o nagrody, o matematykę, ani o ekonomię. Tutaj przede wszystkim chodzi o schizofrenię paranoidalną, z którą zmagała się John, a także o miłość do żony i żony do Johna. Bo z całą pewnością wola walki z chorobą i wielka miłość wśród małżonków zwyciężyła.

Najbardziej co mnie urzekło w filmie to jest to, że Alicja (żona) pomimo strasznej choroby nie zostawiła swojego męża, była z nim, razem z nim walczyła o każdy 'normalny' dzień. We współczesnym świecie jak coś się dzieje złego w małżeństwie, jak napotyka się różne trudności to wolimy rozstać się, porzucić drugiego człowieka, nie walczyć, a poddać się i zająć się tylko sobą.

Od samego początku film mocno zaskakuje, przedstawia Johna jako człowieka, który ma kłopoty z aklimatyzowaniem się na uczelni, opuszcza dużo zajęć, wszystko co dzieje się wokół niego przekłada na równania matematyczne. Ma również kłopoty w kontaktach z kobietami, nie potrafi z nimi rozmawiać, a tym bardziej jest speszony w ich towarzystwie, aż do pewnego czasu. Poznaje Alicję, swoją studentkę, która zainicjowała pierwszą randkę. Podczas różnych ich niezobowiązujących spotkań nawzajem się w sobie zakochują. Są ze sobą szczęśliwi do momentu, kiedy u Johna zdiagnozowano schizofrenię. I tutaj zaczynają się schody., świat przewraca się im do góry nogami, muszą radzić sobie. Alicja w pewnym momencie myśli o odejściu od swojego męża. Jest mały problem, nie potrafi tego zrobić, po pod całą maską choroby nadal widzi tego mężczyznę, w którym się zakochała. I tak z dnia na dzień razem z Johnem walczy. I rzec można, że obaj wygrają. Do końca nie da się wyleczyć schizofrenię, ale jak mówi sam John: "Wciąż widzę różne rzeczy, które nie istnieją. Ale nauczyłem się je ignorować." I to chyba jest najważniejsze: nie poddać się na wstępie, walczyć i nauczyć się na nowo żyć z chorobą i jej symptomami.

Podczas filmu można się pośmiać, popłakać, zauroczyć się grą aktorów. Sam film wcale nie jest banalny, ani przerysowany, dlatego bardzo, z całego serca polecam Wam ten film.

"Zawsze wierzyłem w liczby. W równania i logikę, które pozwalają odkryć sens. Ale po życiu poświęconym takim poszukiwaniom... pytam, czym jest logika? Gdzie ukryty jest sens? Moje poszukiwania wiodły mnie przez świat fizyczny, metafizyczny, urojony i z powrotem. I dokonałem najważniejszego odkrycia w mojej karierze. W moim życiu. Tylko w tajemniczych równaniach miłości można odnaleźć prawdziwy sens."

Osobiście z niego wyciągnęłam wiele wniosków. Ponownie jakiś film mnie czegoś nauczyć, uświadomił mi wiele. Najważniejsze są słowa głównego bohatera: "Że przeszłość, każdego człowieka dosięgnie" bez względu, czy człowiek jest zdrowy, czy chory na umyśle, młody, czy stary, zawsze jakaś część przeszłości do nas powróci i będziemy musieli się z nią w końcu, kiedyś zmierzyć.


Tutaj macie o wiele lepszą recenzję filmu.

wtorek, 28 stycznia 2014

Sen o lataniu

Kiedyś bardzo często śniło mi się, że latam, nie samolotem, ale własnym ciałem. Można bardziej powiedzieć, że płynę w powietrzu, tak jak pływa się w wodzie. Latam, wtedy gdzie chcę. Wybieram sama kierunek lotu. Jestem wtedy szczęśliwa i taka wolna, bez trosk, zmartwień, negatywnych myśli. Jestem tylko Ja, krajobraz, który omijam. Często też tak jest, że widzę swój podryw, pierwszy ruch rąk i smugę wiatru, która otula moje ciało. Czuję jak wiatr obraca, muska moje włosy, jak pieści skórę, jak oczy zapalają się szczęściem. Zazwyczaj w takim śnie bywało, że zostawiałam swoją okolicę, swoich bliskich i płynęłam na nieznane tereny i zaznajamiałam się z nową okolicą. Często kiedy latam to rozmawiam z mijanymi ludźmi, pozdrawiam ich i płynę dalej. Pamiętam każdy omijany pagórek, zieleń, lasy, wody. Pamiętam każde wrażenie i tą moją wolność.


Od paru miesięcy nie śniło mi się to, że pływam w powietrzu, aż do dzisiaj. Dzisiaj był pewien przełom. Dzisiaj w nocy latałam, czułam się jak ptak, który został wypuszczony na wolność, który wiedział co ma robić i gdzie lecieć. 

Bardzo rzadko wierzę w prorocze sny, że w śnie góruje nasza podświadomość, że chce coś nam powiedzieć, przekazać, żebyśmy coś zrozumieli. Tylko, że... No właśnie.. Wielokrotnie zdarzało się tak, że śniło mi się krzyżowanie dwóch dróg, wtedy kiedy musiałam wybrać, podjąć ważne dla mojej przyszłości sprawy. Także we śnie chodziłam boso, bez butów, bądź je zgubiłam i potem ich szukałam, w czasie, kiedy nie potrafiłam przystosować się do zaistniałej sytuacji, bądź kiedy czułam, że odnalazłam na powrót to, co było dla mnie ważne. Sprzed Jego choroby śniło mi się, że pluję gęstą, czarną krwią, co według sennika oznaczało, że czeka jakaś śmiertelna choroba.

Takich 'proroczych' snów miałam więcej, często nie zdawałam sobie sprawy z tego co mogą oznaczać, jak je czytać, czy w ogóle mam przejmować się każdym snem, każdą przyśnioną historią?

Dzisiaj ten sen dał mi wiele do przemyślenia. Czuję w sobie, że czeka mnie jakaś zmiana, jakiś ważny moment, bez którego nie obejdzie się nic. 

Bardzo wielkimi krokami zbliża się 'ten' dzień, w którym bardziej doświadczam zmianę wieku, niż w Nowy Rok. A może właśnie o to, tu chodzi - o tą wolność, pewną zmianę, pewne przewartościowanie samej siebie?

sobota, 25 stycznia 2014

"Wspomnienia trwają przez całe życie."

"Nie bój się ponownie zakochać. Otwórz swe serce i podążaj tam, dokąd Cię ono wiedzie i pamiętaj, fruń do księżyca, a jeśli ci się nie uda, i tak znajdziesz się pośród gwiazd. P.S. Zawsze będę Cię Kochał"
Prawie dwa miesiące temu Julia K w komentarzu pod moim postem spytała się, czy nie oglądałam filmu "P.S. Kocham Cię". Szczerze Jej, wtedy odpowiedziałam, że widziałam, ale nie całość. Dobrze nawet filmu nie pamiętałam - wiedziałam o czym opowiada, ale jakoś nie przyszło mi do głowy, żebym po 'tym' wszystkim jeszcze raz, od A do Z obejrzała i zrozumiała, Oswoiła się, przetrawiła wszystko ...

znalezione w internecie
Na drugim, bądź trzecim roku studiów (dokładnie nie pamiętam) czytałam książkę pod tym samym tytułem autorki Ceceli Ahern. Jak wiadomo film został wyreżyserowany na podstawie owej książki. Autorkę znam z wielu ciekawych i bardzo przejmujących książek (np. "Na końcu tęczy", "Dziękuję za wspomnienia", "Kraina zwana tutaj" itp.) Każdą z tych tytułów bardzo polecam (drugi raz już na blogu polecam jakieś tytuły, a pierwszy film). Jednak nie o tym chciałam pisać.

Czytając wtedy "P.S. Kocham Cię" byłam bardzo poruszona, wielokrotnie się popłakałam, śmiałam i byłam zaskoczona fabułą, listami i całym przekazem, jakie powieść niesie. 
"Wszak otrzymała cudowny dar: życie. Czasami jest ono w okrutny sposób odbierane zbyt szybko, ale liczyło się to, co się z nim uczyniło, a nie jak długo trwało"
Dzisiaj jest dzień, kiedy po raz drugi oglądam film. Aktualnie leci na TVeNie. Już po17 minucie filmu u mnie pojawiła się pierwsza łza. A co będzie dalej, zobaczę, ale wiem, że chcę obejrzeć do końca i wreszcie 'coś' zrozumieć.

Zazwyczaj bardziej wolę książki od ich ekranizacji. Chociaż, może 'ten' film mile mnie zaskoczy?
"Zachowaj w pamięci nasze cudowne wspomnienia, ale proszę, nie bój się tworzyć nowych."
Chciałabym tak jak główna bohaterka znaleźć w sobie siłę do walki, żebym się nie poddawała, lecz wyszła życiu naprzeciw oraz stawiła czoła swym lękom i niepowodzeniom.
"Z drugiej strony hołubiła skarb – miliony szczęśliwych wspomnień, które uświadamiały jej, czym jest miłość. Była gotowa na dalsze przeżycia, kolejną miłość i nowe wspomnienia. Czy zdarzy się to za dziesięć miesięcy, czy za dziesięć lat.(...) Cokolwiek ją czeka, musi otworzyć serce i posłuchać jego głosu."
******************************************************************************
Jakoś dzisiaj post ten jest bez ładu i składu.

piątek, 24 stycznia 2014

"Miasto budzi się z naszymi marzeniami [...]"

Miasto budzi się
z naszymi marzeniami,
szumem ulic woła mnie.
Miasto budzi się,
nie jesteśmy sami.
Daj nam dzisiaj dobry dzień.

W poniedziałek rozpoczął się kolejny tydzień z fotograficznym wyzwaniem. Od razu po przeczytaniu tematu zadania w głowie, głosik podpowiadał mi jak mam ukazać w JEDNEJ fotografii tyle miejsc, z którymi jestem związana? Jak mam ukazać wieś, a zarazem miasto? Jakie zdjęcie wybrać, sfotografować i uznać, że będzie do mnie pasować. Poszperałam w bazie danych na moich komputerze, pare zdjęć znalazło się, które wpasowywałoby się w klimat tematu. Chciałam poczekać z wyborem, dlatego postanowiłam na drugi dzień udać się na miasto. Przygotowana byłam. Wyczyściłam aparat w komórce, miałam wolną głowę od trosk i chęć wychwytywania niezwykłych chwil.

to tylko Ja :)
Kilka zdjęć z tego spaceru bym wybrała. Jednak ja czułam, tam w środku, że to nie to, że czegoś w nich brakuje. Postanowiłam poczekać, aż wrócę do siebie. Tylko był mały problem - moja psychika, mój nastrój i moje myśli - emocje nie pozwalały na ruszenie w teren. Pomimo tego nie zapomniałam o wyzwaniu. Dochodząc do siebie postanowiłam, że tym razem zdjęcie, które będzie do konkursu zostało 'odkurzone' Owe zdjęcie zrobione zostało przez moją osobę, podczas wyjazdu do M. W tym jedynym zdjęciu odnalazłam siebie, odnalazłam emocje, które wtedy odczuwałam i które teraz, na nowo czuję. Odnalazłam zadumę. Odnalazłam tęsknotę za czymś utraconym. Pomimo tego wszystkiego i jednego punktu na zdjęciu i w rzeczywistości świat nadal tętni życiem, przyśpiesza i goni za czymś, czego nie umiem zrozumieć. Te zdjęcie jest dla mnie szczególne - to ostatnie zdjęcie, które zrobiłam, kiedy ze mną było jeszcze ok, kiedy byliśmy jako rodzina szczęśliwi i pełni życia, realizując się i marząc. To zdjęcie to ostatnia moja podróż, która miała miejsce we wrześniu 2012 roku.

Wahałam się również nad innym zdjęciem. Korciło mnie, jednak uznałam, że pierwsza myśl jest najlepsza, a taką myśl miałam podczas przeszukiwania zdjęć i natknięcia się na tą szczególną fotografię. 

Po rozmowie z A. przekonałam się po raz kolejny, że każdy człowiek jedną i tą samą fotografię może zinterpretować na różny sposób - Ona dostrzegła coś, czego ja w tamtym momencie nie potrafiłam, dlatego bardziej zbliżyłam się do zdjęcia, do historii, którą opowiada.

Po rozmowie z A., która utwierdziła mnie w moim przekonaniu postanowiłam, wczoraj wieczorem wysłać do Mrocznego.

Teraz czekam już na niedzielę, by zobaczyć inne zdjęcia, pozostałych uczestników. Po raz kolejny trzymam za Nas kciuki i życzę Nam wszystkim powodzenia.

środa, 22 stycznia 2014

Krok wstecz ...

Ponownie:
Wspomnienia atakują. Wspomnienia ranią. Wspomnienia bolą. Wspomnienia powodują niechciane łzy. Nie umiem się, im przeciwstawić. Dzisiaj nie potrafię przekształcić wspomnień w dobrą domenę. 

"Każde wspomnienie jest jak papierowy kwiat z rękawa magika. Najpierw niewidzialny, a po chwili barwny, namacalny, aż dziw, że tak długo pozostał w ukryciu. I podobnie jak tych papierowych kwiatów, tak wspomnienia raz wypuszczone na świat, też nie sposób upchnąć z powrotem"
J. Picoult



Dzisiaj czuję się źle, za bardzo przytłoczona, pomimo że na dworze jest zima - moja zima, taka jaką lubię - słoneczna i bardzo mroźna. Dzisiaj nawet na spacer nie mam ochoty. Tym bardziej na jakąkolwiek książkę. Dzisiaj, tam w duszy poczułam mroźną zimę, gdzie brakuje miejsca na uśmiech, radość i plany.


Czuję, że dzisiaj zawróciłam z obranej drogi, zrobiłam krok wstecz, powróciłam do punktu bez wyjścia. Czuję, że dzisiaj stoję, ponownie stoję na początku wielkiego zakrętu, tak jak wtedy, tak jak równe 7 miesięcy temu. 

Nie wiem, czy to przez tą małą rocznicę, czy przez te wspomnienia - dostrzegam znaki na swej drodze, jednak nie potrafię pójść, złapać i zrobić kolejny, jak ważny krok dalej - przeskoczyć do punktu, w którym byłam wczoraj.

Dzisiaj - tak odbiega.
Dzisiaj - to nie mój dzień
Dzisiaj - to nie ja.
Dzisiaj - to łzy
Dzisiaj - to Ty

wtorek, 21 stycznia 2014

Myśl niespokojna

Wyszłam do ludzi i powróciłam do spaceru. 


Poczułam powiew wiatru, mróz na policzkach, skrzypnięcie śniegu, kiedy się idzie. Poczułam, że żyję.

Zaczęłam się uśmiechać.

Na luzie, z bananem na twarzy weszłam na uczelnię, a w głowie układały mi się słowa piosenki, która chodziła ze mną przez cały dzień. Nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Roznosiło mnie, pomimo iż za chwilę miałam wejść do sali i pisać (tak, zaczęło się - zaliczenia, egzaminy).

Czułam się jak wolny ptak, który szybuje tam, gdzie chce, pomimo iż wokół czuć było niepokój, szum kartek, rozmowy i buzujące myśli.



Utkwił mi pewien obraz - mężczyzna w tłumie pełnym kobiet, także czekający na swoją kolej, na swoją sale. Uśmiechnięty, zajęty rozmową, chociaż bardzo zamyślony. Obraz ten przywołał mi wiele, fajnych wspomnień. Obraz ten, również jest powodem moich wielu rozważań, niespokojnych myśli, zamglonego wzroku - czy tylko to, mi pozostało? Nie wiem. Nie umiem odpowiedzieć.

Znowu wszystko zostawiam na bark czasu i tęsknoty.

Dzisiaj jest Dzień Babci. Jutro Dzień Dziadka. Niestety, już drugi rok z rzędu pozostał tylko głuchy, nieodebrany telefon. Pozostały jedynie wspomnienia. Pozostały nieme, niewypowiedziane życzenia. Pozostał jedynie spacer do szczególnego miejsca, ale to dopiero w czwartek.

Dzisiaj.
To Ja, ulice, chwytanie ulotnych momentów, myśli niespokojne, książka, ciepła herbata, spokój i mróz.

poniedziałek, 20 stycznia 2014

4 miejsce

Jestem mile zaskoczona konkursem fotograficznym (zdjęcia i Wyniki). Na ten temat już pisała Zwyciężczyni Drugiego Miejsca (Na końcu flesza) i ja chciałabym coś od siebie parę słów dodać.

Po pierwszym tygodniu zmagania się z aparatem jestem mile zaskoczona. Wysyłając moje zdjęcie byłam pewna, że nie dostanę żadnych punktów itp, wysyłałam tak dla siebie i dla zabawy. Wcześniej już o tym wspominałam.

Jak wiadomo tydzień ten nie obfitował nam żadnym Księżycem, dlatego postanowiłam coś innego. Nie byłabym sobą, żeby było to, co pasuje tylko dla mnie, jest moją częścią, jest mną. Idąc na te szczególne dla mnie miejsce miałam w głowie inny plan dla zdjęcia, a w ostateczności konkursowa fotografia powstała przez przypadek i podczas zgrywania obrazów na komputer od razu rzuciło mi się w oko i już wiedziałam, że to będzie to, ta mała perełka.

Jestem mile zaskoczona czwartym miejscem i punktami (13). Z tego miejsca chciałabym raz jeszcze za nie podziękować. Dla olimpijczyka czwarte miejsce jest wielką przegraną, dołującym wstydem, dla  mnie zaś jest Wygraną. Ja, amator fotografii, który robi zdjęcia zwykłym aparatem i to jeszcze z telefonu komórkowego (zamieszczane wszystkie zdjęcia na blogu, właśnie są robione tym sprzętem) zajęłam czwarte miejsce. Cieszę się bardzo, podbudowuje mnie to szczególnie i wiem już, że nie poprzestanę na tym, że od dzisiaj zaczyna się moja przygoda z fotografią, chce się rozwijać i w planach mam nawet zakup aparatu, na jeszcze lepsze zdjęcia.

moja mała, wielka perełka

Księżyc to niemy mój posłaniec
Noc to cień moich rąk
Wiatr niespokojny duch
Pamięta dziś każde z mych słów...

Zaskoczona jestem również tym, że każdy inaczej interpretuje owe zdjęcie. Dla mnie w sercu ma szczególną rolę, obiekt na zdjęciu jest dla mnie ważnym miejscem, bez którego nie potrafię istnieć, współgrać, jest małą ostoją. To w tym miejscu padło wiele słów, to tam noc, wiatr i księżyc pamięta każdy z mych słów. Właśnie moim posłańcem jest wszystko co tam się znajduje - słońce, drzewo, liście, znicze, wiatr i księżyc. Z obowiązków domowych zazwyczaj jest tak, że często odwiedzam wieczorem, na granicy dnia i nocy, kiedy słońce przeistacza się w księżyc. Lubie przebywać tam sama, bądź z Nią (na fotografii można dojrzeć Jej postać), bo wiem, że każde nieme wypowiedziane słowo dotrze do jedynego i najważniejszego odbiorcy. Również obiekt ten daje mi światło, a co najważniejsze daje mi nadzieję, że do Niego zbliżam się coraz bardziej. Pomimo, że słowa idą tylko w jedną stronę, nie dostaje zwrotnej odpowiedzi to czuję każdą cząstką siebie, że On wie, że zrozumiał i że czuwa. I to jest dla mnie najważniejsze. 

Dlatego tak zinterpretowałam pierwsze zadanie, bo tak czuję i taka jestem. Przelałam w tej fotografii część siebie.

niedziela, 19 stycznia 2014

Magia spaceru


"Ja się nie śpieszę. Idę powolnym krokiem, rozkoszując się każdą chwilą spaceru: magiczną, lekką, pełną radości"
"Ślady małych stóp na piasku" Anne - Dauphine Julliand


P.S.
 

piątek, 17 stycznia 2014

Pierwsza fotograficzna zabawa

Pierwszy raz w moim, krótkim życiu biorę udział w jakimkolwiek konkursie. Zawsze uważałam, że się do tego nie nadaję, że bo co brać udział, jak wiem, że i tak nie wygram. Po prostu, kiedyś nie wierzyłam w swoje umiejętności. Obecnie jest inaczej. Wiem, że może być fajnie, nie spinam się, wierzę w siebie i rozumiem, że autorowi konkursu chodzi przede wszystkim o zabawę. I zamierzam się bawić, pomimo, że nie jestem żadnym specem od fotografii, nie posiadam profesjonalnego sprzętu. Moim narzędziem jest komórka, kreatywność, natura i to wszystko co mnie otacza i indywidualny sposób postrzegania tego wszystkiego moimi, osobistymi oczami.

Autor zabawy, czyli Mroczny (The Dark... Whatever) w poniedziałek podał pierwszy intrygujący temat (tutaj): 
"Księżyc to niemy mój posłaniec
Noc to cień moich rąk
Wiatr niespokojny duch
Pamięta dziś każde z mych słów..."

Nie powiem, że w pierwszej chwili miałam problem jak ugryźć temat, jak pokazać poprzez fotografię swoją kreatywność, sposób interpretacji tematu, jak zwykłym aparatem ukazać księżyc, a tym swojego posłańca. Z każdym dniem było coraz trudniej, ponieważ tylko raz na niebie ukazał się księżyc i to w takiej jakości, że ręce same mi się załamywały.

spokojnie, to nie jest zdjęcie do konkursu :)
Jednak mój upór i chęć walki nie pozwoliły mi się poddać, już po pierwszym dniu. Po komentarzu moich słów przez autora konkursu i rozmowie z A. zrozumiałam, że za mocno skupiłam się na samym księżycu, że powinnam z innej strony zabrać się do tematu. I tak, więc uczyniłam. Przez ten tydzień powstało kilkanaście zdjęć i wybrałam te jedyne, moją małą perełkę. Dzisiaj tego Wam nie pokaże, zobaczycie w niedzielę, kiedy Mroczny umieści zdjęcia wszystkich osób biorących udział.


No i się stało - Moją interpretację już wysłałam. I co za tym idzie nie mogę doczekać się już niedzieli. Pozostało mi jedynie trzymać kciuki za Nas i za zdjęcia.

środa, 15 stycznia 2014

Każde życie ma ścieżkę dźwiękową *

 "Dźwięk, który rozbrzmiewa w ciemności, rozświetla nawet mrok" **



" Tam, gdzie wkradnie się chłód, muzyka tchnie ciepło" **



 "Tam, gdzie zamknie się krąg osamotnienia, muzyka wniesie przesłanie miłości" **


 "Tam, gdzie serce już nie chce dłużej bić, muzyka wyzwoli niewypłakane łzy. Muzyka nie zakrywa bólu, ona go aprobuje, tak, przyznaje mu rację bytu" **


" A tam, gdzie jakiś dźwięk, jakaś melodia dotrą do serca, tam jest życie i kiełkuje nadzieja, że serce któregoś dnia zacznie śpiewać" **


*******************************************************************
* "Tam, gdzie Ty" Jodi Picoult
** "Przesłanie miłości" Jorg Zink

wtorek, 14 stycznia 2014

Miła niespodzianka

Dzisiaj na uczelni czekała na mnie miła niespodzianka. Kiedy od A. usłyszałam, że ma coś dla mnie, nie spodziewałam się, że będzie to coś tak fantastycznego, tym bardziej, że sama moje imię i cechy charakteru, które według Niej ja posiadam wymyśliła, namalowała i mi ten kubek podarowała z czystego serca.

Wręczając mi niespodziankę powiedziała, że to miało być na święta (a jak wiadomo nie było mnie przed świętami) i dopiero dzisiaj tak na dobre się spotkałyśmy i pogadałyśmy.

Do tej pory uśmiech gości mi na ustach jak patrzę na upominek.


Coś małego, a cieszy. Tym bardziej, kiedy wiadomo, że to zrobione i dane z życzliwości i z miłości. Dla mnie ważne jest to, że pamiętała o mnie w tych szczególnych dniach. 


Zaskoczyło mnie to, że tak mnie postrzega jako osobę życzliwą, pomocną, otwartą, a przede wszystkim jako osobę Silną (choć sama bym się tak nie określiła). Parsknęłam radosnym śmiechem na napis "ma najdłuższe rzęsy na świecie" (z tego jestem najbardziej dumna, lubię je eksponować i się nimi chwalić, tym bardziej, że rzęsy moje są jak najbardziej naturalne, bez żadnych sztucznych dodatków, prócz oczywiście tuszu do rzęs :))


Przez jakiś czas stroniłam i uciekałam od ludzi. Z tego też moje relacje z A. trochę się oziębły. Sama zaczęłam to odczuwać. Brakuje mi naszych rozmów. Jednak wiem, że tak dłużej nie może być, tym bardziej, że dzisiaj zobaczyłam, że dla Niej nadal jestem ważna. Spróbuję naprawić to, co utraciłam. Czuję, że to może mi się udać. Trzeba tylko mocno chcieć.

niedziela, 12 stycznia 2014

Już nic nas nie rozłączy

Wracam do miejsc,
w których się spotykaliśmy
i znów tam Jesteś.

Spaceruję drogami,
którymi Ty chadzałeś,
i znów idziesz ze mną.

Cieszę się tym, 
co i Tobie nadal sprawiałoby radość
i widzę, że się uśmiechasz.

Idę po śladach,
które zostawiłeś,
i znów Cię spotykam.

Nic Nas nie może rozdzielić,
kiedy tak wiele Nas łączy.
Klaus Huber

 

czwartek, 9 stycznia 2014

Oszukać przeznaczenie




Przez część drogi, kiedy wracałam do domu miałam dziwne uczucie patrząc na jadący przede mną samochód.. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co może chodzić. Jednak po chwili, kiedy dobrze pogłówkowałam przypomniała mi się scena z pewnego, bardzo znanego filmu. Szczerze mówiąc to się przeraziłam. Przed oczami przeplatały mi się kadry z filmu, dlatego nie kusząc swojego losu zachowywałam baardzo bezpieczną odległość od samochodu. Na szczęście, po jakimś czasie samochód pojechał w inną stronę niż ja i mogłam odetchnąć ulgą.


wtorek, 7 stycznia 2014

Twoja dusza to ptak


Twoja dusza to ptak,
nie podcinaj mu skrzydeł,
On chce się wzbić 
z nocy ku światłu nadziei

Twoja dusza to ptak,
nie karm go wszystkim na siłę,
Oswoi się, będzie syty i bezwładny,
umrze, jedząc samotnie.

Twoja dusza to ptak,
nie chroń go przed wiatrem.
Dopiero podczas huraganu przekonasz się, 
jak mocne są jego skrzydła.

Twoja dusza to ptak,
który nosi w sobie cel.
Jednak zbyt często oślepiany,
straci wizję swych pragnień.

Twoja dusza to ptak,
słyszysz, jak krzyczy stęskniony,
Nie wolno Ci zagłuszać tego krzyku,
jeśli on zamilknie, Ty umrzesz.

Twoja dusza to ptak,
nie podcinaj mu skrzydeł,
On chce się wzbić
z nocy ku światłu nadziei.

Gerhard Schone


poniedziałek, 6 stycznia 2014

"Uśmiech rozbrzmiewa we mnie jak światło, a wraz z nim nadzieja" *

Czas pędzi nieubłaganie. Jeszcze kilka dni temu witaliśmy Nowy Rok. A dziś mamy już szósty dzień miesiąca. Za niecały miesiąc przybędzie mi kolejna wiosna życia.  Tak niedawno wracałam z Bydgoszczy do domu, a dzisiaj ruszyłam w powrotną podróż. Podróż ta i dzień ten, całkowicie odmiennie przebiegał niż rok temu (tutaj) Czytając raz jeszcze to, co zostało, kiedyś napisane mogę powiedzieć, że przemierzyłam wielką drogę, w której całkowicie zmieniłam swoje nastawienie i postrzeganie świata. Przede wszystkim zmieniłam siebie od wewnątrz, dlatego nie boję się już nowości i zmian. Polubiłam eksperymentować i polubiłam siebie. (I to jest w tej chwili najważniejsze). Tak, życie toczy się dalej, nie patrząc na to, co zostawia się za sobą i co ma się przed oczami. 

Mogę z całą pewnością powiedzieć, że dzisiaj zrealizowałam kilka moich noworocznych postanowień. Tzn. z uśmiechem wzięłam to, co dawał mi dzień, nie bałam się nowego wyzwania, byłam odważna, a także powróciłam do spaceru (dzisiaj tylko 10 minutowy, bo nie ta kondycja, jak kilka tygodni temu, jednak od czegoś trzeba zacząć). Coś czuję, że to nie koniec, a początek czegoś nowego.

a tak mój kociak patrzył na mnie, przed moim wyjazdem
Do teraz duma mnie rozsadza, uśmiech nie schodzi z twarzy, cieszę się jak dziecko. Może, dla niektórych to nie będzie wielki wyczyn, a dla mnie jest to, coś wyjątkowego, jakbym zdobyła jakiś wielki szczyt. (i to jaki szczyt - szczyt moich umiejętności i determinacji życiowej). To, co dzisiaj zdobyłam zaplanowałam już kilka dni temu. Wiedziałam, że jak coś postanowię to, i to zrealizuję, pomimo Jej próśb, żebym zmieniła zdanie, pomimo jej strachu i obaw. Dla mnie nie było innej opcji. W południe spakowałam i schowałam do bagażnika to, co było mi potrzebne - najważniejsze przedmioty, w których nie mogło zabraknąć mapy - bez niej ani rusz, to moja jedyna nawigacja (przydała się tylko raz) i ruszyłam w drogę, zahaczając o jedno, bardzo szczególne dla mnie miejsce - poprosiłam, żeby czuwał. I to zrobił - bo przez całą drogę świeciło słońce, bo były pustki na drodze i szczęśliwie dojechałam do wyznaczonego punktu. Dzisiaj SAMA przyjechałam do Bydgoszczy, pokonując około 130 km. Nie zabrałam się z koleżanką, jako pasażer, nie pojechałam autobusem, nie prosiłam nikogo o pomoc, a pojechałam swoim samochodem, z punktu A do punktu B. Dla mnie to jest wielki wyczyn, ponieważ od 3 lat (kiedy mam prawo jazdy) jeździłam koło tzw. komina - z domu do miasta, do Niego, do rodziny, która mieszka od Nas tylko kilka kilometrów. Przez ten okres nie wybierałam się dalej, bo nie było powodów, bo strach przezwyciężył, bo ktoś inny kierował. Dzisiaj był mój dzień. Z determinacją jechałam, uśmiechając się do siebie i słuchając ulubionej stacji. Zrobione były tylko dwie przerwy - jedna na tankowanie, a druga na wyprostowanie nóg. Była jedna mała pomyłka ulic, w której pomogła mi moja mapa. Reszta drogi przebiegła bez komplikacji. Nawet spalanie wyszło małe.

chwilowy odpoczynek :)
Wiem jedno, że to nie jest moja pierwsza i ostatnia podróż. Dzisiaj zaczęło się coś ważnego. Dzisiaj uwierzyłam w swoje umiejętności i siły. Ponownie uwierzyłam w siebie.

jest i moja nawigacja
do celu już niedaleko.
Kiedy dojechałam do celu było jakoś inaczej. Inaczej dla mnie. Inaczej we mnie. Chciałabym, żeby te uczucie pozostało na długo.


****************************************************************************
"Tam, gdzie Ty" Jodi Picoult*