piątek, 28 lutego 2014

"Czas nie będzie na Nas czekał"



Pomimo wielkich sił
Coś we mnie tkwi
Coś, czego nie potrafię pozbyć się
W środku zżera to mnie


Zachowujemy się jak cienie
Żyjemy,
ale tak jakby nas nie było

Stan, w którym
na dobre
zadomowiliśmy się
nie potrafimy z tego wyjść

Wiem jedno, że
"czas nie będzie na nas czekał"

 

środa, 26 lutego 2014

Promocja

W dzień targowy
słychać takie rozmowy:
"Szybko, szybko"
"To tutaj"
"Dzisiaj!"
"Taka okazja"
"Nigdzie nie znajdę takiej ceny"
"Szybko, szybko, bo nie starczy!"
"Pani tutaj nie stała"
"Prószę iść na koniec kolejki"
"Ja przepraszam, Ja byłam tutaj pierwsza"
"Ja muszę!"
"To moje!"
"Oddawaj"
I tak przez wiele godzin.
Przychodzili, odchodzili
Z pełnymi torbami
Z pustymi rękami
Z szerokim uśmiechem
Z posmutniałą twarzą
Ale czy warto?


Nie potrafiłam się powstrzymać. Przepraszam Was za to, ale nie mogłam przejść obok tego bez zdjęcia i bez kilku słów. Teraz liczy się promocja, nie ważne jaka jakość, jaki rozmiar. Sama wielokrotnie korzystałam z przecen. Nie mówię, że nie można. Można, ale są jakieś granice, jakaś przyzwoitość. Jednak usłyszawszy z daleka kilka zdań, kilka nieprzyzwoitych słów musiałam to tutaj wstawić i proszę bądźmy ludźmi dla siebie. Szanujmy siebie nawzajem.

wtorek, 25 lutego 2014

Barwy, jazda i twarz

Małymi krokami wracam do koloru. Barwniej patrzę na świat. Więcej zakładam kolorystycznych dodatków do stroju. Bardziej szukam ciepłych barw, które mnie otaczają. Próbuję unikać ciemności. Próbuję czerpać z mroku korzyści, a nie tylko pozwalać wchłaniać się w ciemne odcienie. Potrzebuję pastelowych tonacji. Potrzebuję słońca by zbliżyć się do nadziei, do uśmiechu, do radości.


Dzisiaj po raz kolejny zrealizowałam swój cel, swoje postanowienie. Nie będę się rozpisywać, nie chcę się powtarzać, bo o tym samym pisałam już na początku stycznia (tutaj). Powiem jedynie, że uwielbiam jazdę, niezależność. Nie lubię kogoś prosić o pomoc, bo dla mnie to jest oznaka słabości. W ostatnim czasie za często byłam słaba, za często prosiłam, nie zawsze otrzymywałam pomocną dłoń, dlatego od dzisiaj sama będę swoim kierowcą. Tak postanowiłam i nic nie zmieni mojego zdania. Jazda, szybka jazda, muzyka, droga, która rozprzestrzenia się przede mną - wtedy wiem, że żyję, wtedy jestem tylko Ja. Robię coś dla siebie. 


No i druga twarz, tzn. szóste zadanie fotograficzne. Chciałam nawet z niego zrezygnować, bo było dla mnie za trudne, nie wiedziałam jak ugryźć, z jakiej strony zabrać się. Po namowie zdecydowałam się, że się nie poddam, że zrobię zdjęcie dla siebie, nie dla punktów (po przeczuwałam, że nie zachwyci, że nie zostanie zrozumiane) i w piątek przesłałam.

Temat wymyśliła Julia K
Well we all have a face
That we hide away forever
And we take them out and show ourselves
When everyone has gone

Cóż, każdy z nas ma twarz,
Którą na zawsze ukrywa
I pokazuje ją tylko sobie samemu
Kiedy wszyscy już pójdą

Temat bardzo ambitny, bardzo ciekawy, choć z drugiej strony bardzo trudny. 
Zdjęcie robione było bardzo późno w nocy. Wewnętrzny głos mówił mi, żebym zrobiła tak, jak czuje, żeby było to tylko moja interpretacja, żeby nie było twarzy. Jestem indywidualnością, która robi wszystko po swojemu, inaczej niż wszyscy, różnię się od ludzi, nie tylko wyglądem, charakterem, ale także postrzeganiem świata. Jestem dziwna, bardzo wrażliwa, która próbuje w jakiś sposób ochronić część siebie, żeby ta część była tylko dla mnie. Część ta bardzo mocno świeci, ma jaskrawą barwę, gdzie wokół rozprzestrzenia się mrok. Z jednej strony udaje mi się ją ochronić, z drugiej natomiast jest pewne zawahanie, bo do końca nie jestem pewna, czy to jest dobre, przede wszystkim dobre dla mnie, bo bardzo często gubię się, nie rozumiem samej siebie, powoduje smutek, ale z drugiej strony czerpię z tego pewną energię, nie poddaje się i mobilizuje się do wstania i pójścia na przód. Kiedy nie ma ludzi jest w tej części smutek i mrok. Natomiast, gdy pojawia się człowiek część ta jaśnieje, odgania to, co było złe. Taka moja naturalna dwoistość.


Dlatego pojawiło się takie zdjęcie, a nie inne, bo Ja taka jestem, nie idę za tłumem, tylko podążam swoją własną ścieżką, dziwną, ale również piękną drogą.

niedziela, 23 lutego 2014

sobota, 22 lutego 2014

Gdzie Jesteś?

W tych wszystkich miejscach,
gdzie bywałeś
Szukam Cię, 
ale Cię nie widzę.

W tych wszystkich dźwiękach,
które są obecne,
Szukam Twojego głosu,
ale żaden Twój dźwięk nie dociera.

W tych wszystkich barwach,
Które Nas otaczają,
Szukam Twojego koloru oczu,
ale nie znajduje Twojego niebieskiego odcienia.

W tych wszystkich pytań, 
które już padły,
Szukam Twojej odpowiedzi,
ale nie słyszę żadnego słowa.

Gdzie jesteś?

Pozostało puste miejsce,
którego nikt nie zapełni.

Pozostało po Tobie tyle pięknych wspomnień,
Jednak to wszystko Nie zastąpi Ciebie.

To już osiem miesięcy,
Kiedy to minęło?

Tęsknię i wypatruję
Szukam

Gdzie Jesteś?

piątek, 21 lutego 2014

Brak słów

Dzisiaj brakuje mi słów, żeby wyrazić to, co czuję.
Dzisiaj brakuje mi słów, żeby określić to, co głębi się w mojej głowie.
Dzisiaj tylko będą zdjęcia.
Dzisiaj tylko będą ptaki.


poniedziałek, 17 lutego 2014

Droga i nowy sprzęt

Post ten miał być napisany przed południem, jednak zadania domowe nie uniemożliwiły mi opublikowanie tego co chciałam powiedzieć i od tamtej pory wiele się zmieniło.

Zacznijmy od początku.

Zastanawiałam się, czy moja podświadomość znowu nie zdominowała mnie za sprawą snu, czy to, co śniło mi się jest ważne i czy warto mi jest zastanawiać się, zanalizować wszystko. Wiem, że po przebudzeniu czułam się rozbita i bardzo niewyspana. 

W śnie nic szczególnego się nie działo. Nie było żadnych drastycznych momentów, nie latałam. Jedynie pojawiła się długa, szeroka, kręta i pomarańczowa droga, którą wędrowałam. Sen właśnie ten opierał się na mojej wędrówce. Szłam w jakimś wyznaczonym kierunku, gdzie szukałam osobę, z którą umówiłam się, że mnie zabierze (podwiezie) do domu. Jednak osoba ta nie zjawiła się w umówionym miejscu i czasie, dlatego postanowiłam wyjść jej na spotkanie, a nóż widelec mnie zauważy. Po drodze mijałam wszystko - okoliczne drzewa, pagórki, budynki, kukurydzę, w oddali rozprzestrzeniał się las. Przede mną na horyzoncie brylowało słońce, które oślepiało mnie. Pomyślałam nawet, że by wyszło niezwykłe zdjęcie. Tylko, że akurat w tamtym momencie nie miałam przy sobie ani telefonu, ani aparatu, więc musiałam obyć się bez fotografii. W czasie wędrówki spotykałam przeróżnych ludzi - obcych osób, jak i znajomych, których pytałam się, czy akurat nie widzieli P. (osobę, z którą byłam umówiona - daleki znajomy), czy nie wiedzą, gdzie mogę znaleźć, czy o mnie pamięta. Wiem, że byłam coraz bardziej niespokojna, martwiłam się, ale szłam, nie poddawałam się.

Niestety nie wiem co dalej się wydarzyło, ponieważ raptownie się zbudziłam. Przez dłuższy czas obraz ten nie dawał mi spokoju, nadal o nim myślę. 


Pomimo poczucia niepokoju starałam się wypełniać to, co zaplanowałam, chociaż w głowie ciągle miałam obrazy ze snu. Kilka godzin z H. pomogły mi chwilowo zapomnieć. Można powiedzieć, że się rozluźniłam. Nabrałam dystansu. Już w głowie nie wałkowałam snu. Zostawiłam go spokoju. Całą uwagę skupiłam na H.


Preludium mojego dobrego nastroju i zlikwidowania negatywnych emocji był zakup sprzętu, nad którym zastanawiałam się kilka tygodni. Stwierdziłam, że raz kozi śmierć i kupiłam aparat. Ja na sprzętach się nie znam, na technologi tym bardziej więc po szczegółowej rozmowie z Panem ze sklepu zdecydowałam się na kompaktowy aparat. Na tą chwilę jestem bardzo zadowolona. Instrukcję przeczytałam dopiero wieczorem, kiedy miałam czas, a do tego czasu zrobiłam kilkanaście zdjęć. I powiem, że robi wrażenie i baarrdzo widzę różnicę w jakości zdjęć między aparatem z mojego telefonu, a tym co zakupiłam. Będę się uczyć, pewnie instrukcje przeczytam jeszcze kilka razy, ale najbardziej będę się cieszyć nową moją przygodą. 


Już nie mogę doczekać się tych moich spacerów po mojej okolicy, jak i po ulicach Bydgoszczy. Tak. Coś się dzieje i tym razem to jest coś fajnego. Widzę świat w pastelowych barwach.


A moje niebo jest nieziemskie.

Można powiedzieć, że od dzisiaj na blogu będą pojawiać się zdjęcia, już w lepszej jakości, chociaż zdjęcia te, które zostały zrobione przez komórkę również zostaną opublikowane, jednak już w swoim odpowiednim czasie.

Dobrej Nocki.

niedziela, 16 lutego 2014

Ekstaza, czyli zadanie dodatkowe

Do 12 lutego można było wysyłać zdjęcie do zadania dodatkowego, którego tematem było "Ekstaza". Długo zastanawiałam się, czy wysłać zdjęcie, czy brać udział w tym konkursie, bo nie wiedziałam jak ukazać ekstazę, co sfotografować, żeby wbijało się w temat.

Pewnego dnia, kiedy jeszcze na ulicach panował śnieg i lekki przymrozek udałam się na spacer po ulicach Bydgoszczy. Tym razem poszłam inną drogą, niż co zawsze chadzam. I w pewnym momencie w parku napotkałam na fontannę "Potop". Nie myśląc zrobiłam zdjęcia, a że nadchodził wieczór i w oddali rozprzestrzeniał się zachód słońca pomyślałam, że to jedno zdjęcie może pasować i czemu mam zrezygnować z konkursu, dlatego w piątek (tydzień) temu wysłałam fotografię. 

Do samego końca nie byłam i nadal nie jestem pewna, czy akurat ten obraz, ta konkretna figura oddaje sedno tematu. Nawet w mailu pisałam: "Nie jestem pewna, czy zdjęcie wbija się do Ekstazy, ale zawsze warto spróbować czegoś nowego (innego)". Tak, zawsze warto próbować i nie poddawać się.


sobota, 15 lutego 2014

"Kiedy się kogoś kocha, jest się gotowym na wszystko, aby tylko zatrzymać tę osobę przy sobie."

Ja dzisiaj krótko. Nie umiem polecać filmów, ani książek, bo mi się wydaje, że zawsze to ktoś inny lepiej ubierze to, o co mi chodzi, więc nie chce powielać słów. 

Na moim blogu można zauważyć, że między swoimi wypowiedziami przemycam cytaty z książek, które według mnie są idealne i trafiają w sedno tego, co sama chce przelać na papier. Często cytuję autorkę Jodi Picoult. Cenię ją za książki, za historie, które opowiada, które trafiają w centrum mojego serca. Pierwsza moja przeczytana książka jej autorstwa to była "Bez mojej zgody", następna "Krucha jak lód", a potem poleciały inne. Można tu wymieniać wiele, które złapały mnie, wzruszyły, poprawiły humor, a także dały wiele do przemyślenia. Opowieści są proste, choć z drugiej strony opowiadają o trudniej sytuacji: chorobie, zagubionej przeszłości, traumie, porzuceniu, pogodzeniu się z nieuchronnością życia. Jeżeli ktoś potrzebuje takiej dawki emocji bardzo polecam wszystkie jej książki.
"Każdy samotnik, choćby się zaklinał, że tak nie jest, pozostaje samotny nie dlatego, że lubi, ale dlatego, że próbował stać się częścią świata, ale nie mógł, bo doznawał ciągłych rozczarowań ze strony ludzi."
Jednak zawsze z wielkim sentymentem będę wracała do swojej pierwszej opowieści, którą napisała Jodi. Podczas czytania wielokrotnie płakałam, śmiałam się, złościłam się, płakałam i rozmyślałam. Głównym tematem jest białaczka, rozprawa sądowa, trudne decyzje do podjęcia, zmagania się rodziny, emocje, a także nieuchronność życia, chęć walki i próba zwrócenia na siebie uwagi. Powiem także, że zakończenie książki bardzo mnie wstrząsnął, nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji.
"Człowiek łatwo ulega złudzeniu, że to świat obraca się wokół niego, ale wystarczy spojrzeć w niebo, żeby zrozumieć, że wcale tak nie jest."
Obecnie oglądam film, który wyreżyserowano na podstawie właśnie opowieści "Bez mojej zgody".  Jestem zachwycona, chociaż uważam, że film nie oddał tego co w pełni daje sama książka i nasza, indywidualna wyobraźnia i film, który tworzy się podczas wchłaniania każdych napisanych przez autora słów.
"Ludzie, których kochamy, każdego dnia, w każdym momencie potrafią nas zadziwić. Że o naszej wartości nie stanowią być może nasze uczynki, ale nasz potencjał: to, do czego jesteśmy zdolni w najbardziej nieoczekiwanych sytuacjach."
Na zakończenie mojego wywodu powiem tak: kto nie czytał, niech przeczyta. Kto nie oglądał niech obejrzy. I niech przygotuje sobie stertę chusteczek, ponieważ i przy czytaniu i przy oglądaniu wielokrotnie przydadzą się.
"Dopóki człowiek chce się trzymać gorzkich wspomnień o tych, którzy odeszli, dopóty będą go one ranić. Ale chwile, z których składa się życie, płyną jak rzeka i choć na pierwszy rzut oka nic się nie zmienia, to w pewnym momencie, spojrzawszy wstecz, za siebie, widać wyraźnie, ile bólu i cierpienia wypłukały wody czasu."
znalezione w internecie
"Bo tak naprawdę każdy z nas pragnie tylko jednego: wiedzieć, że jest dla kogoś ważny.Że bez niego czyjeś życie byłoby uboższe."

piątek, 14 lutego 2014

"Dziękuję"

Dzisiaj są Walentynki. Nie będę tego komentować, ani nie obchodziłam tego dnia jakoś szczególnie, ponieważ zdania jestem, że powinniśmy swoją miłość, bliskość, zaufanie, szczerość okazywać każdego dnia, w całym roku, a nie tylko 14 lutego, bo tak wypada, bo tak robią wszyscy. 

Swoim najbliższym okazujmy miłość poprzez obecność, uśmiech i dobre słowo. 

Nie byłoby tego postu, gdyby nie jedna piosenka (ona wyjaśnia wszystko) usłyszana w radiu, podczas powrotu do domu. Nie byłoby tego postu, gdyby nie odwiedziny w Szczególnym Miejscu.

Chciałabym jedynie powiedzieć: Dziękuję!! I mam nadzieję, że to jedno słowo dojdzie do Ciebie, gdziekolwiek Jesteś!



P.S.

czwartek, 13 lutego 2014

"Niektórzy ludzie mają dar, że samą swoją obecnością poprawiają Twój nastrój." *

Wczoraj najbardziej brakowało mi słońca, ludzi, rozmowy, spaceru no i mojej wrodzonej cechy obserwacji wszystkiego co mnie otacza. Wczoraj przez jedną książkę wszystko powróciło. Na szczęście to było wczoraj.

Dzisiaj jest lepiej. Mózg się dotlenił dzięki spacerom. Jeden w samotności, drugi z A. Rozmowa (twarzą w twarz, jak i ta mailowa) o wszystkim i o niczym, także pomogła. Kilka cennych rad, kilka ważnych słów, dzięki którym coś sobie uświadamiam, po raz kolejny uczę się czegoś o sobie.

W dzisiejszym dniu uwzględniłam siebie, swoje potrzeby i nawet zakupiłam kolejną książkę do kolekcji. Tak, dzisiaj liczyłam się Ja, bez pośpiechu, bez nauki, bez stresu, bez destrukcyjnych myśli, tylko wolny umysł, spacer i słońce. Czasem warto pomyśleć tylko o sobie.

"Jest słońce, jest uśmiech" coś w tym jest, dlatego tak kocham niebo, ono dodaje mi otuchy.

A zdjęcia są ze spaceru z A.

"Jest tyle pięknych rzeczy, które można dostrzec, jeżeli tylko umie się patrzeć. Życie jest rodzajem obrazu. Bardzo dziwnego, abstrakcyjnego obrazu. Można spojrzeć na niego, zobaczyć jedynie chaos i resztę życia spędzić w przekonaniu, że jest właśnie takie. Jeżeli jednak uważnie się przyjrzycie temu obrazowi, skoncentrujecie się i uruchomicie wyobraźnię, życie może stać się czymś więcej. Obraz może przekształcić się w morze, niebo, ludzi, budynki, motyla na kwiatku- we wszystko oprócz tego chaosu, który mieliście przed oczyma"
Gdybyś mnie zobaczył” Cecelia Ahern


 

***********************************************************************
* "Rok we mgle" Michelle Richmond

środa, 12 lutego 2014

Cztery światy

Jedna piosenka, jedna rozmowa, jedno zdanie, jedna książka wywołuje wszystko to, co starannie próbowałeś poupychać w najdalszych zakątkach swojej duszy; rozdrapuje jeszcze niezabliźnione rany i wszystko zasłania swymi czarnymi chmurami, zasłania piękno dnia i próbuje człowieka załamać, zgnieść i wypluć z otchłani czarnej rozpaczy.

Od paru dni zastanawiam się, dlaczego zaprzestałam piec, dlaczego porzuciłam swoją pasję i nie mogę odważyć się, żeby ponownie stanąć za ladą, za piekarnikiem i mieszać ze sobą wszystkie składniki, wszystkie pasujące do siebie elementy? Nie potrafię, jednoznacznie odpowiedzieć na dręczone mnie pytanie. Nie umiem, nie chce. Boje się przyznać sama przed sobą, że to już nie to samo, co kiedyś, że nie wkładam wystarczająco dużo serca, że spod moich rąk nie wychodzi to, z czego byłabym dumna i cieszyła się jak dziecko; bądź, że nie ma tej osoby, która by mnie motywowała do działania i z chęcią wszystko kosztowała. Pamiętam, że miałam pewien okres bezczynności, że kuchnia mnie odciągała, że nie potrafiłam spojrzeć na narzędzia kuchenne, że wywoływały we mnie ból. I coraz bardziej przekonuje się, że obecnie to samo dzieje się ze mną. Kiedyś potrafiłam z błyskiem w oku opowiadać o swoich planach, o swoim marzeniu, o swojej cukierni, nawet zaczęłam robić biznesplan, szukałam idealnego miejsca, budynku, w głowie widziałam obraz jak to ma wyglądać, teraz boje się tych planów, nie umiem marzyć, nie czuję gruntu pod nogami, dlatego po raz kolejny odsuwam to co było dla mnie ważne, w czym się realizowałam i co uwielbiałam.

Przez ostatnie tygodnie próbowałam zapomnieć, nie czuć, nie myśleć. Chciałam iść przed siebie, nie patrząc na to, co zostawiam, nie czuć się winna i nie mieć do siebie żalu. 

Dzisiaj wszystko powróciło za sprawą jednej książki. Nie będę się o niej rozpisywać, bo nie o to mi tu chodzi. Wspomnę jedynie, że była to opowieść Michelle Richmond "Rok we mgle". I wszystko powróciło ze zdwojoną siłą. Najbardziej odczuwam poczucie winy przede wszystkim do samej siebie. Bardzo łatwo komuś jest wybaczać, najtrudniej jest wybaczyć samemu sobie. Pomimo, że staramy się normalnie funkcjonować to nie jest to samo co było. Ja jestem inna, Oni (rodzina) są inni, wszystko się zmieniło. W głowie wszystko buzuje, wewnątrz toczy się walka, a na zewnątrz jest ostoja, spokój i pozory. 

Wielką kreską oddzielam swoje cztery światy. Świat w Bydgoszczy ze światem, który toczy się w domu oraz ze światem, który prowadzę tutaj na blogu.

Najbardziej utożsamiam się właśnie z tym światem, bo dzięki niemu funkcjonuje i myśli, które mogę tu wypisać nie zżerają mnie od środka. Piszę bo mi to pomaga. Piszę bo inaczej nie umiem i nie chcę, bo boję się poczuć gorzki smak wypowiedzianych na głos słów.

Świat z domu nie zna tego świata. Część światu z Bydgoszczy zna ten świat. Świat z Bydgoszczy i świat z domu są sobie obcy i pewnie nigdy nie połączą ze sobą nici porozumienia.

Rozdarta jestem między tymi trzema światami, do których dołącza ostatni ten najgorszy świat. Świat mojego umysłu. Przez niego jestem rozchwiana emocjonalnie, wstaje i upadam, śmieje się i płaczę.

"Może to jest jeden z powodów, dla których zajęłam się fotografią. Jeśli zdjęcie nie zostanie zmontowane, to wszystko, co się na nim pojawi, naprawdę tam jest. To wersja historii, której można zaufać, nawet jeśli ta historia widziana jest oczami jednej osoby. Mimo nieuniknionego elementu zniekształcenia, mimo różnic pomiędzy tym, co widzi oko, a co zapisał aparat, zdjęcie wciąż pozostaje dowodem, obrazem historii, uchwyconym na kliszy momentem, który jest bardziej wiarygodny od ludzkiej pamięci."

"Rok we mgle" Michelle Richmond

wtorek, 11 lutego 2014

Brak dostępnu do internetu, żywioł i koniec sesji :)

Odcięta od kilku dni od internetu. Czułam się jak bez ręki. Zrozumiałam, że jestem (można rzec) uzależniona od internetu. Tak, z ręką na sercu przyznaję się do tego. Żeby całkowicie nie być w tyle z blogiem, z innymi osobami, żeby mieć jakiś kontakt włączyłam internet w telefonie. No tak strony chodzą, facebook także, maile odczytuje, przeglądam blogi, tylko że nie mam połączenia do swojego świata, a także nie mogę zostawiać swojej cząstki na innych blogach (nie mogę komentować).

Dzisiaj pogoda jest paskudna, a przez kilka dni słoneczko kusiło swym pięknem do wyjścia poza mury pokoju. Dzisiaj koniec sesji. Ostatni egzamin, który uświadomił mi, że pomimo spędzenia czasu nad notatkami, nauką to i tak Twoja ocena zależy od szczęścia, od pytań, które dostajesz i dobrej woli wykładowcy. Nawet jeżeli zarywasz noc, nie możesz spać, denerwujesz się to i tak możesz nie zaliczyć, bo nie te pytania, bo w dziwaczny sposób sformułowane, bo zły humor. Zawsze znajdzie się jakieś wytłumaczenie, dlatego zrozumiałam, że nie warto się denerwować, stresować, zawalać nocy. Lepiej myśleć pozytywnie, iść z uśmiechem na twarzy i napisać to, co wiesz, a nóż widelec uda się. Pomimo, że w grupie uważana jestem za kujonkę, która ślęczy całe dnie i noce nad notatkami, która ma praktycznie same bardzo dobre noty, to prawda jest inna. Nie zawalam nocy, czytam kilka razy dziennie, ponieważ większość pamiętam z zajęć, bo jestem wzrokowcem i myślę pozytywnie, wierzę w siebie i staram się nie martwić. Bo świat Ci się nie zawali, jeżeli nie dostaniesz piątki. W życiu spotykają nas różne sytuacje. W czerwcu, kiedy dziewczyny pisały ostatni egzamin, mi świat naprawdę się zawalił. W tym samym czasie załatwiałam sprawy ze szpitalem, urzędami i zakładem pogrzebowym, żeby On mógł wrócić do domu, żebyśmy te ostatnie chwile z Nim spędzili i mogli się jakoś pożegnać. Dlatego teraz wiem więcej. Dlatego nie spinam się. Pomimo, że walczyliśmy o Niego, to w tym samym czasie zdawałam sesję i się udało. Dałam radę. Stałam się mocniejsza i wiem, że mogę teraz wszystko.

Teraz potrafię o tym wszystkim mówić, co się wtedy wydarzyło, jak to przeżyłam, pomimo bólu i pustki. Wiem, że jeżeli ktoś o to zapyta ja się nie załamię, bo mam swojego Anioła Stróża.

Obecnie jestem w supernowej, supernowoczesnej bibliotece, która posiada łącze internetowe i mogę pouzupełniać swoje zaległości. Siedzę na wygodnej kanapie z widokiem na panoramę miasta i rozmyślam, pozwalam swoim myślom wyjść na światło dzienne.

Patrzę na pustą, białą stronę. Zmuszam się do napisania parę zdań, do rozpoczęcia pracy, z którą mam poważne zaległości. Za kilka miesięcy powinnam się obronić, a ja z pracą jestem daleko w lesie. Nie mam serca, ani wolnych myśli, żeby skupić się na pisaniu. Wiem, że potrafię, tylko brakuje mi mobilizacji. 

Poproszona kilka dni temu, żeby po każdym konkursie fotograficznym powiedzieć kilka słów o swoim zdjęciu, napisać co ja widzę i co chciałam tą określoną fotografią opowiedzieć. Z opóźnieniem, czynię swoją powinność:


Tematem był żywioł, który nas opisuje. Zdjęcie te zrobione zostało w poniedziałek, wcześnie rano, kiedy słońce wychodziło za chmur. W powietrzu czuć było jeszcze mgłę. Wyjrzałam przez okno i zauważyłam, że obok kamienicy usiadł sobie gołąb. Nie myśląc wiele zrobiłam zdjęcie. Kilka godzin później Mroczny podał temat zadania i od razu w głowie miałam te zdjęcie. Czułam, że wpasuje się w zadanie i idealnie opisuje mnie. Zdjęcie te to Ja, która roznosi światło, ale z za rogu czai się mrok i czarne chmury przysłaniają piękno dnia. Ptak symbolizuje wolność, a także ostoję, delikatność. Natężenie mgły i budzący się dzień to Ja, która wraca do świata żywych i uczy się na nowo rozpoznawać piękno dnia w najmniejszym szczególe. Gołąb również jest symbolem pokoju i wierności, a Ja jestem wierna rodzinie, miłości i swojej ideologi. Gołąb symbolizuje również dobre wieści, które również przekazuje. Jestem tą osobą, która wie co, kiedy i w jaki sposób się stało. Jeżeli ktoś zapyta o jakąś czynność, która wydarzyła się kilkanaście dni temu, to z zamkniętymi oczami precyzyjnie opowiem. Jestem indywidualnością i jestem sobą, pomimo że na swej drodze napotykam na trudności to się nie poddaję i brnę dalej. A niebo. Ja niebo po prostu kocham. Moim marzeniem jest, żeby polecieć wysoko do słońca, dotknąć chmur i być blisko Niego. Budynki, które widać to jest moja twarda strona, gdzie ociężale stąpam po ziemi. Zdjęcie te charakteryzuje moją siłę, delikatność, wolność, chęć życia, ciepło, romantyzm i nieposkromioną miłość do nieba i słońca.

sobota, 8 lutego 2014

Warszawska Niespodzianka

Dzisiaj wróciła do domu M. Po ponad miesiącu nieobecności w końcu mogłyśmy spokojnie porozmawiać. Nie byłoby to nic szczególnego, gdyby nie jedna rzecz. M. ma wiele spontanicznych pomysłów. Wiele miłych i nadzwyczajnych niespodzianek, dlatego tym bardziej zagościł na mej twarzy szeroki uśmiech. Jak wiadomo mój 'szczególny' dzień przypadł wtedy, kiedy byłyśmy obie w dwóch różnych miastach, bardzo daleko od siebie, musiało nam wystarczyć tylko życzenia i rozmowa przez telefon. Dzisiaj dostałam od Niej niespodziankę. Było to ciasto - tort, przywieziony z Warszawy. Tort jako tort bardzo pyszny, a świeczki i Jej wparowanie i zaśpiewanie sto lat, było miłym, niespodziewanym zaskoczeniem. Po Niej można oczekiwać wszystkiego, ale w najmilszych snach nie tego, co zrobiła dzisiaj.


Oczywiście kazała pomyśleć życzenie i zdmuchnąć wszystkie świeczki.


Dla wielu ta Jej niespodzianka nie znaczyłaby wiele, dla mnie jest czymś szczególnym. Ten mały szczegół zapamiętam na wiele lat. Te wejście będę odtwarzać wielokrotnie, kiedy będzie mi źle, a każde zdjęcie będzie powodem mego wielokrotnego uśmiechu na twarzy.

środa, 5 lutego 2014

Żywioły

"Żywioły symbolizują wiele rzeczy. 
Każdy z nas jest jakimś żywiołem.
A który z nich najbardziej opisuje Ciebie?
Woda, Ogień, Ziemia, Powietrze,

a może jeszcze jakiś inny?"

Taki temat został w poniedziałek opublikowany przez Mrocznego. Czytając treść zadania pojawił mi się uśmiech na twarzy. Pomyślałam, że to jest dla mnie. Zadanie dające duże pole do popisu. Zadanie, które wymaga pomyślenia, przemyślenia, zajrzenia wgłąb siebie. 

Jakim jestem żywiołem? Który z żywiołów najlepiej mnie opisuje? A może jestem wszystkim po trochu, tylko czasem jeden z nich ma większe przebicie? Takie pytania mi się nasuwały. I po głębszym przemyśleniu, określeniu siebie doszłam do wniosku, że jestem wszystkim po trochu. Każdy z tych wymienionych żywiołów opisuje mnie. Jestem wodą, i ogniem, i ziemią, i powietrzem. Jedno ciało, wiele możliwości, wiele skomplikowanych cech charakteru. Jestem z jednej strony ostoją, z drugiej strony nosi mnie, nie potrafię usiedzieć w jednym miejscu. Ostrożnie, choć twardo stąpam po ziemi, ale jakaś część mnie buja w obłokach i kocha niebo. Jestem jak noc i dzień, księżyc i zachód słońca. Jestem wolna jak ptak, chociaż korzenie, osadzone głęboko w ziemi trzymają mnie przy pewnych sytuacjach, wspomnieniach, osobach. Jestem opiekuńcza, pomagam innym, jestem jak matka ziemia, ale również chcę i pragnę, żeby ktoś się mną opiekował, pilnował. Z jednej strony gaszę konflikty, z drugiej dolewam oliwy do ognia, rozniecam gorące płonienie złości. Roznoszę wokół siebie światło, ale również wokół mnie jest wiele mroku, ciemności, która mnie osacza. Jestem gadatliwa, i mam dni w których mało mówię, a jedynie obserwuję.

 
Mogłabym tak wymieniać bez końca. Chociaż nie o tym chciałam pisać. Chciałam powiedzieć, że wysłałam już swoją konkursową fotografię. Pierwszy raz tak szybko. Wiem, mamy dopiero środę, ale nie potrafiłam się powstrzymać. Moją perełkę wykonałam kilka godzin przed przedstawieniem czwartego tematu wyzwania fotograficznego, dlatego zaznajamiając się z zadaniem nad głową zaświeciła mi się żarówka, że to właśnie ta fotografia najbardziej przedstawia mój żywioł. Pomimo, że przez te dwa dni zrobiłam bardzo wiele zdjęć, to i tak w głowie miałam tą perełkę. Stwierdziłam, że nawet jak zrobię tysiąc zdjęć, które przedstawiałyby mój żywioł to i tak, wszystkie te zdjęcia nie dorównywałyby tej mojej perełce, ponieważ przy tym jednym zdjęciu mam takie same odczucia jak przy fotografii związanej z posłańcem, dlatego postanowiłam już wysłać, żeby nie przekombinować. 

Chciałabym tutaj podziękować bardzo mądrej osobie, która w prosty sposób uświadomiła mi wczoraj, co powinno się dla mnie liczyć, że nie warto spinać się, a tylko pielęgnować swoje pasje (pozwolę sobie zacytować treść) "bez względu na to, czy zajmujesz w nich czwarte miejsce, czy nie ma Cię w pierwszej dziesiątce, pamiętaj, że robisz to tylko dla siebie", dlatego nie ważne ile zdobędę punktów, czy komuś spodoba się to, co zrobiłam, robię, jak ujęłam pewne sprawy, ważne dla mnie jest to, co sama czuję, gdy patrzę na fotografię i w jaki sposób obserwuję swoje otoczenie. I to powinno najbardziej się liczyć. Punkty są odrębną sprawą. Myślę, że mój perfekcjonizm, który uaktywnił się przysłonił mi to, co powinno być najważniejsze, czyli radość i zabawa.

wtorek, 4 lutego 2014

"Każdy człowiek jest jak Księżyc. Ma swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu."*


Czy tylko mi wydaje się, że Księżyc w ironiczny sposób na mnie spogląda? Czy tylko mi zdaje się, że się ze mnie śmieje? Dzisiaj rano idąc na uczelnie, kiedy jeszcze dobrze dzień się nie zaczął mogę przysiąc, że widziałam uśmieszek na jego 'twarzy'. Obecnie świeci mi po oczach i spogląda na mnie przez okno.

**************************************************************
Pierwsze zdjęcie robione było wczoraj, a dwa następne są dzisiejsze, w godzinach popołudniowych
* Mark Twain

Wiosna za oknem

Słońce, słońce i jeszcze raz słońce mam za oknem. Jak ja to lubię. Dodaje mi to, od razu większej energii do działania i chęci wyjścia poza mury kamienicy, w której aktualnie przebywam.

Humor dopisuje. Kolejny egzamin za mną. Pytania pod pasowały, więc jest luz, dlatego dzisiaj swój wolny czas przeznaczam na spacer z A. i na książkę. 

Słońce, spokój, gorąca kawa, spacer, rozmowa i uśmiech - to dla mnie, w chwili obecnej najważniejsze. Czuję, że nie jestem sama, że mam swojego Anioła Stróża, który pomaga mi przez to wszystko przejść. 


Tak, można powiedzieć, że sen się spełnia. Zmiany nadchodzą wielkimi krokami.


poniedziałek, 3 lutego 2014

Za mocno się staram

Za mocno się staram. Za mocno mi na czymś zależy. Od zawsze tak było. Od kiedy pamiętam, najlepsze opowiadania, wiersze, rysunki, projekty ubrań, przedmioty zrobione z bibuły, czy z masy solnej, ciasta i fotografie wychodziły mi ot tak, bez starań, mimochodem, kiedy miałam 'wenę' twórczą, kiedy nie myślałam, że mam to zrobić na już, na wczoraj, na zadany temat.

Pamiętam opowiadania licealne. Jeżeli miałam temat zadany dzisiaj, a pracę oddać na jutro to wiedziałam, że nic z tego nie wyjdzie. Napisałam oczywiście, jednak zdania, słowa nie trzymały się, nie pasowały do siebie. Kiedy na oddanie pracy miałam dłuższy czas to wtedy słowa same wychodziły spod pióra, spod ręki. Zazwyczaj, wtedy opowiadanie przekraczało limit stron.

Rysunki - Na plastyce nie wychodziło. W domu zaś były dla mnie idealne.

Bibuła i masa solna - na wolontariacie rzeczy wychodziły koślawe, bezkształtne. Natomiast, kiedy odwzorowałam w domu, były jak bajka.



Ciasta - jeżeli poczułam w sobie to, że w danym dniu chcę coś upiec to, mi to wychodziło, Było przepyszne, wszyscy się zajadali. Natomiast, kiedy termin mnie gonił, zbliżała się jakaś uroczystość i musiałam szybko coś wykombinować, to zawsze nie wychodziło tak, jak powinno, a to nie wyrósł biszkopt, masa nie taka, źle ciasto zostało przybrane. Ot tak.

Fotografia - pierwsze zdjęcie to wyzwania o posłańcu powstało mimochodem, tak sobie, wtedy cyknęłam aparatem, bo w głowie miałam inny plan na zdjęcie. Nie wiem czemu, jestem bardziej zadowolona ze zdjęć, które wrzucam na blogu, niż kiedy przesyłam do konkursu. Może dlatego, że nie skupiam się na temacie, jak powinno zdjęcie wyglądać, tylko bardziej patrzę sercem na otaczający świat, naturę? Robiąc zdjęcia podczas spaceru o niczym szczególnym nie myślę. Obserwuję ludzi, słucham muzyki, czasem śpiewu natury. Wyłączam się na ten moment, kiedy spaceruję, oddycham pełną piersią i fotografuję to, co jest przede mną, obok mnie, to co mijam. Bez wielkiej świadomości zostawiam w ten sposób cząstkę siebie, oddaje swój sposób postrzegania świata, ludzi. Taka fotografia to po prostu ja.

Od kiedy byłam mała, nie lubiłam jak ktoś mnie poganiał, jak wyznaczał mi ramy czasowe, jak mam się zachowywać, co powiedzieć. Ramy czasowe, terminy nie były i nigdy nie będą moją domeną, mocną stroną. Wolę iść w swoim tempie, powolnym krokiem, ociężale, niż być skrępowaną i nie umieć samodzielnie myśleć.

Za mocno się staram. Muszę z pewnymi rzeczami, myślami przystopować. Nabrać dystansu i znów poczuć w sobie dziecko, zbuntowane dziecko, jakie kiedyś we mnie siedziało i nadal siedzi, tylko na jakiś czas za bardzo ucichło, zasnęło.

czegoś Wam to nie przypomina?
"delikatna róża" to kwiat zrobiony z bibuły. W domu mam ich pełno, różne wielkości, kolory, rodzaje. Ta na zdjęciu, to jedyna, którą mam w swoim pokoju w Bydgoszczy. Ta czerwona (pierwsze zdjęcie) to dodatek do prezentu na urodziny A. Miała być kartka urodzinowa. Jednak nie wyszła (kolejny dowód na to, że jak się za bardzo staram to nie wychodzi), dlatego w zastępstwie zrobiłam różę.

Za mocno się staram. Za mocno mi na czymś zależy. Inaczej muszę podejść do różnych spraw. Tak, to chyba jest to ...

Muszę wrócić do swoich, zagubionych pasji: do pieczenia, bibuły, masy solnej. Ponownie odnaleźć siebie w rzeczach porzuconych, zostawionych na pastwę losu.

niedziela, 2 lutego 2014

Weekend i H.

Dzisiaj tylko krótko. Po raz pierwszy od lipca zostałam dłużej w Bydgoszczy i najprawdopodobniej  pobyt ten przedłuży się o kolejny, następny weekend. Dziwnie jest mi tu siedzieć. Z dala od domu, od szczególnego miejsca, od Niej, od H. Trzymam się. Może lepiej powiedzieć próbuje się trzymać, nie zwariować.Mój czas powinien być spędzony na notatkach, nauce, jednak jakoś nie mogę się zebrać i być tylko skupiona na tej czynności. W głowie ciągle siedzi mi Ona. Zastanawiam się czy da sobie radę, czy wszystko jej wystarczy do mojego powrotu, czy ją czasem nie zawieje, jak zniesie samotne wieczory itp. Zdania te wirują mi w głowie. Mózg mój przywiewa różne scenariusze (te nie najlepsze). Wiem, muszę nabrać dystansu, tylko jak mam go nabrać jak czuję się odpowiedzialna za wszystko, co dzieje się w domu. Kiedy jestem tam czuję, że mam wszystko pod kontrolą, ale kiedy jestem tutaj niestety czuję się zbyt zagubiona, tak jakby miasto te nie było moje. Czuję, że do Bydgoszczy nie przynależę, pomimo że spędziłam w tym mieście dobre 5 lat. To nie jest mój kawałek podłogi. Miasto to nie Ja. 
"Dziecko może nauczyć dorosłych trzech rzeczy: cieszyć się bez powodu, być ciągle czymś zajętym i domagać się ze wszystkich sił, tego czego sie pragnie." Paulo Coelho
Żeby na dobre nie oszaleć co jakiś czas spoglądam na ekran komputera, który pokazuje mi zdjęcia Jego, czyli Mojego H. - mojego bratanka. Skubany ma dopiero 1.5 roku. Jutro skończy kolejny miesiąc. Wczoraj na mailu czekała na mnie mała niespodzianka, tzn. filmik z Jego udziałem - uśmiałam się przy tym. H. daje tyle radości. To dzięki niemu jakoś się trzymam, przywołuje mój uśmiech na twarzy, a Jego oczy mnie uspakajają. Jego pomysły nie znają granic. Wystarczy pokazać mu tylko raz, a za chwile to spapuguje i ulepszy daną czynność. Ma mnóstwo energii. Czasem ja wysiadam przy jakieś zabawie, a On dobrze się nie zmęczy i chce więcej. Pomimo upadku, podnosi się, ociera ręce i idzie dalej, można rzec, że biegnie dalej. Dobrze jeszcze nie chodził, a już chciał biegać.

Tak H. to wyjątkowe dziecko. Nasz mały cud. Ostoja rodziny. Radość i Szczęście wielkie, dlatego dzisiaj po raz pierwszy na tym blogu będzie miał swój debiut. Filmiku niestety nie pokaże (na nim nie jest sam). Pokaże kilka Jego zdjęć: