środa, 31 grudnia 2014

Nowe początki

Dzisiaj po raz kolejny koło się zatoczy. Dzisiaj mija kolejna rocznica bloga, już druga (jak to zleciało!!!!). Pamiętam, dwa lata temu, ten sam dzień, tylko godzina inna, późniejsza... Pomysł założenia bloga.... chwila wahania, czy warto, czy będzie dobrze, czy umiem pisać... przecież wtedy nie wierzyłam w siebie, nie wierzyłam, że przez taki czas blog będzie istniał, że tak się rozwinę, że tak się otworzę, że słowa same będą uciekały pod klawiszami komputera, że będą łączyć się w zdania, że przekażą część mnie. Nad nazwą bloga nie zastanawiałam się długo, wiedziałam, że musi być częścią mnie, po tak naprawdę to właśnie blog wydobywa ze mnie wszystko to, co na co dzień duszę w sobie... Tyle wylanych łez przy składaniu każdego słowa, tyle radości i uśmiechu podczas wpisywania wspomnień. Można rzecz blog ten był i nadal będzie dla mnie terapią, chociaż w ostatnim czasie mniej tutaj jestem, mniej piszę i coś mi się zdaje, że w przyszłości również stan ten się nie zmieni... ale zaglądam i podczytuję i wylewam to, co siedzi we mnie.

Zakładając bloga nie wiedziałam, nie zdawałam sobie sprawy, że będzie moją deską ratunku w najtrudniejszych chwilach mego życia.... To tak naprawdę dzięki pisaniu, otwarciu pewnej części mnie jestem tym kim jestem, że dałam radę i nadal daję... walczę, ale wiem, że nie sama....

Pamiętam pierwsze słowa, bardzo nieporadne, bo nie wiedziałam od czego zacząć, ale z każdym dniem, z każdym miesiącem poznawałam tajniki, poznawałam również siebie...

Ostatni rok... Było w nim chwile bólu, zwątpienia, były łzy, utrata nadziei, walka, ale również były i te dobre dni, w którym pojawiało się światełko, uśmiech, radość i chęć do życia... W ostatnie miesiące były naprawdę wyjątkowe... otworzyłam się, zaczęłam więcej mówić, a tym bardziej więcej się uśmiechać i żartować... Ostatnie miesiące dały mi powód do wstania... Poznawałam wiele wyjątkowych osób, do których nabrałam zaufania. Nie muszę udawać uśmiechu pomimo, że w środku wszystko krzyczy... Małymi kroczkami pozory znikają... Wychodzi ta dziewczyna, która była, która kocha szaleństwo, która jest rozważna i romantyczna, która dostrzega piękno, a nie tylko mrok i ciemność.... Pomału również godzę się z losem, chociaż nadal siedzi we mnie ta część, w której znajduje się wielki wór nieprzepłakanych emocji, zdarzeń, niewypowiedzianych słów... ale wiem, czuję to, że to również się zmienia.... staję się twardsza i (chyba) bardziej gotowa by to przepracować i w pełni cieszyć się życiem... wiem, że On by tego chciał... obecnie coraz bardziej umiem z Nim rozmawiać bez bólu, bez żalu, z uśmiechem na twarzy..... Wychodzę do ludzi, ruszam się, dbam o siebie, nie tylko o innych.... 



Ale również ostatni rok zweryfikował niektóre znajomości. Wiem, że tak musiało się stać, ale z drugiej strony jest żal... Po tych osobach pozostały wspomnienia, do których mogę wracać zawsze, o każdej porze dnia i nocy..

Rok ten z dnia na dzień zmieniał się... ja się zmieniałam.... po raz kolejny dorosłam, chociaż mam w sobie jeszcze duszę dziecka, które pielęgnuję z całych sił....

Rok ten obfitował również w wzmacnianiu więzi rodzinnych... Dwa wspaniałe wyjazdy, w których wypoczęłam i  nabrałam sił....

Rok ten był wyjątkowy, tak samo i trudny... Niczego nie żałuję... I chyba tak powinno być, nie powinniśmy żałować i roztrząsać tego co zrobiliśmy, a co powinniśmy zrobić... być po prostu sobą i uśmiechać się... bo uśmiech nic Nas nie kosztuje, a może zdziałać cuda...


A Wam Kochani życzę Szampańskiego Nowego roku.... żeby ten rok, który nadchodzi obfitował w piękne chwile powodując uśmiech na twarzy, jak i w samych oczach :)

Pozdrawiam 
M. (Cząstka Mnie)

sobota, 27 grudnia 2014

"[...] Lubisz wracać tam, gdzie byłeś już [...]"


Wigilijny poranek - ja zatopiona w słowa, które akurat wydobywają się z płyty jadę do miejsca, jak co rano, jak co zawsze... 

W ten dzień prowadząc auto, będąc zatopiona w swoich myślach, słuchając tej jednej piosenki na kilka sekund, na parę chwil w samochodzie atmosfera zgęstniała, zwłaszcza za fotelem kierowcy... czułam jakby było Nas więcej, pomimo że byłam tylko ja sama.... W tych sekundach, podczas słów p. Wodeckiego: "Lubisz wracać tam gdzie byłaś już" poczułam znajomy zapach dymu od papierosów, tak bardzo realnie, że aż nierzeczywiście... znajomy zapach papierosów, pomimo że ja nie palę... zapach dzieciństwa, czasów tak bardzo odległych... 

W ten wigilijny poranek jadąc, będąc zatopiona w muzyce byłam tak bardzo blisko Ciebie... musiałam się na chwilę zatrzymać... poleciała jedna, zabłąkana łza... łza, która oznaczała tylko jedno, że to zdarzyło się naprawdę, że nie wymyśliłam sobie tych kilku sekund, tego zapachu i gęstej, ale jak bardzo czułej atmosfery.... Czułam się tak, jakbyś mnie przytulił, otulił swym spokojem, jakbyś obiecał, że wszystko będzie dobrze, że Jesteś.... 

I to mi wystarczyło... Wiem, że tam gdzie przebywasz Jest Ci dobrze, że tam z góry na Nas patrzysz i opiekujesz sie Nami... To właśnie mi wystarczyło, żeby dać radę wieczorem, przy wigilijnym stole....

Z biegiem tych kilku dni nadal czuję... nadal uważam, że byłeś, że na chwilę przyszedłeś ... Chociaż coraz bardziej wydaję mi się to tak nierealne.. tak jakby to wszystko było snem, bądź jawą.... 

Wiem jedno, że Cię poczułam, tak jak wtedy (tutaj)... czułam, że to Ty....

Po tych dniach mogę jedynie napisać: 
"DZIĘKUJĘ i KOCHAM 
Twoja M."



wtorek, 23 grudnia 2014

Życzenia

Kochany T.

Kolejny rok bez Ciebie. Kolejny raz jak bardzo wymownie, puste miejsce przy stole. Tak bardzo chcialabym, abys byl, abys przytulił, objął, podzielił sie opłatkiem, powiedział, że to co akurat robie ma sens, że cieszysz sie razem ze mną....

Kochany Tato tak bardzo mi Ciebie brak... Jutro pewnie poleci nie jedna łza... Jutro odwiedze Cię i uśmiechne sie przez łzy... jutro bede dzielna jak codzień....

Kocham
Tęsknie
Całuje 😚
Twoja M.

A Wam Kochani Życzę spokojnych, radosnych, ciepłych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia... 😘

sobota, 20 grudnia 2014

Czas tak szybko umyka

Jestem, żyję, dzieje się. I to dużo dobrego.

Często jest tak, że na swej drodze życia spotykamy ludzi w odpowiednim momencie. W momencie, którym rozkładałaś już ręce, poddawałaś się, nie widziałaś sensu życia, zaprzeczałaś, że wszystko jest ok, zaprzestałaś robić to, co kochałaś najbardziej na świecie. I przychodzi taki moment. I poznajesz te osoby. Rozmawiacie coraz dłużej i bardziej otwarcie. Osoby te w jakiś dziwny ("cudowny") sposób motywują Cię do działania, uśmiechu i do zmian w swoim życiu. Nie wydaje Ci się już, że świat jest w czarnych barwach. Poznajesz po raz kolejny nowe pastelowe kolory. Małymi kroczkami zaczynasz piec, powracają dawne uczucia i sens, że to jest to, że właśnie wiesz, że umiesz i potrafisz. I słowa, które słyszysz cieszą i jesteś coraz bardziej z siebie dumna i wierzysz, że czas który nadchodzi pokonasz z uśmiechem na twarzy i w oczach. Czujesz, że jesteś. Czujesz, że żyjesz....

Tydzień zaczęłam bardzo dobrze. Pierniki mi wyszły. Potem był koncert. Następnie wyjście z dziewczynami na "babski fitness" to znaczy na Zumbę. Tydzień ten zaś kończysz miłym spotkaniem w przyjaznej atmosferze i fantastyczną rozmową.

Czas tak szybko Nam umyka. Chociaż wiesz, że chwile te, które właśnie mijają wykorzystujesz je na 100%



A teraz obiecany przepis na pierniczki.

Szczerze to robiłam je po raz pierwszy. To znaczy po raz pierwszy zajęłam się pieczeniem pierniczków. Przepis ten dostałam od zaprzyjaźnionej osoby.  

Pierniczki są przepyszne. "Nie czuć w nich przypraw korzennych i są bardzo miękkie" Taką rekomendację dostawałam praktycznie od wszystkich osób, które spróbowały pierników. I chyba to właśnie najbardziej cieszy - że smakuje to, co robisz...


Składniki na ciasto:
karmel *
mielona kawa (3 łyżki)
kostka margaryny
2 łyżki smalcu
1 kg mąki
1 paczuszka przypraw korzennych
3 łyżki kakao
1,5 łyżeczki amoniaku 
0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
0,5 sztucznego miodu
1 łyżeczka cynamonu

* Swoją przygodę zaczynamy od zrobienia karmelu. Karmel robiłam również po raz pierwszy w życiu. Wyszedł mi za trzecim razem, dzięki tej poradzie [TUTAJ]

Do karmelu dodajemy rozpuszczoną w dwóch szklankach mieloną kawę. Mieszamy. Do tego wywaru dodajemy kostkę margaryny i dwie łyżki smalcu. Mieszamy do rozpuszczenia składników. Odstawiamy do ostygnięcia.

W tym czasie do dużej miski dodajemy resztę składników: mąkę, przyprawę korzenną, amoniak, kakao, proszek do pieczenia, miód i cynamon i na końcu wywar z karmelu i kawy. Wszystko razem zagniatamy do jednolitego ciasta.





poniedziałek, 15 grudnia 2014

Szczęśliwa

Szczescie to chwila ulotna, ktora trzeba lapac garsciami.
Szczęście to usmiech drugiego człowieka
Szczeście to radosc we wlasnych oczach
Szczęście to powod do wstawania rano
Szczeście to rownież może być zmęczenie, ale pozytywne zmęczenie.
Wlasnie dzisiaj tak sie czuje.
Na wyzynach euforii

Dobrze rozpoczęlam ten tydzień
Dzisiaj udane pierniczki, a jutro koncert w wyborowym towarzystwie....

Dzieje sie... i takie chwile najbardziej kocham...

P.S. przepis na pierniczki bedzie, ale tak jakos pod koniec tygodnia  😉

piątek, 12 grudnia 2014

Zwierzaki Pocieszaki :)

Od jakiegoś czasu obserwuje blogi, którymi autorkami są Mamy, różne mamy.

W sumie to nie wiem, czemu je czytam. Bo po pierwsze nie jestem Mamą. A po drugie jestem osobą samą. Zanosi się na to, że w niedalekiej przyszłości wielkich zmian w moim życiu nie będzie. Nigdy nie robiłam nic na siłę, a także nie szukam na siłę miłości... Jestem zdania, że co ma być to będzie, dlatego lubię ten stan jaki mam. Chociaż patrząc na H. odczuwam pewne (bardzo pozytywne) emocje. Cieszę się, że mogę uczestniczyć w Jego rozwoju i tak sobie myślę, że kiedyś tam i los się do mnie uśmiechnie... Zaczynam myśleć pozytywnie.... Chociaż (wracając do blogów) to wiem czemu je obserwuję.... Bo w słowach, które te mamy piszą można dowiedzieć się wiele ciekawych rzeczy, nauczyć się wiele, poczytać zabawne historie, którymi się dzielą itp. Lubię do Nich zaglądać, tak jak lubię zaglądać do Was. Lubię poznawać nowych ludzi. Tak jak lubię poznawać siebie i otwierać się na innych. Lubię pomagać, potrafię słuchać, jestem dobrym obserwatorem. Jestem osobą bardzo wrażliwą, która umie dostrzegać piękno, dlatego dzisiaj chciałabym Was zachęcić do zapoznania się z niektórymi blogami Mam, które stworzyły niezwykłą rzecz.

Mowa o tym, że Mama-Kubusia, Przewijak, Matka Wygodna, Matka Nie Wariatka i inne mamy blogerki napisały Książeczkę - Zwierzaki Pocieszaki





Książeczka nie kosztuje wiele. Cały dochód zebrany ze sprzedaży jej idzie na pomoc na Fundację "Kawałek Nieba" z Rumii.






Sama ostatnio ją zakupiłam. Dzisiaj właśnie trafiła ona w moje ręce. 
Jestem zachwycona obrazkami jak i bajeczkami, które tworzą całość - historię Karola i Jego przyjaciół Pocieszaków.




sobota, 6 grudnia 2014

Orzeszki

Z racji tego, że (ponownie) zaczęłam swoją przygodę z pieczeniem (o powrocie do pasji będzie oddzielny post), dzisiaj po raz kolejny zrobiłam orzeszki. Chciałam wypróbować inny przepis na ciasto, czyli na łupinki. I szczerze mogę stwierdzić, że dzisiejszy wyszły lepsze, kruche i delikatniejsze w smaku. 

Orzeszki mają trzy smaki: tradycyjne (tzn. kakaowe), kokosowe i kajmak/nutela.
Orzeszki pamiętam z dzieciństwa. Zawsze jadłam u cioci. Pamiętam jak stała przy kuchence gazowej i na 'starej' formie do pieczenia łupin piekła orzeszki. Były przepyszne. Dlatego i teraz chciałam odwzorować ten smak. W środowych niestety mi się nie udało. Nie były takie powinny być. Wszystkim, których częstowałam smakowały, a że ja jestem perfekcyjna w tym co robię, tzn. w pieczeniu musiałam zrobić je jeszcze raz.

Do opiekacza do orzeszków przymierzałam się już dawno. Wiadomo, przez dłuższy czas miałam przerwę, a że teraz nadchodzą święta do opiekacz dostałam 'już' pod choinkę, to jest/miał być prezent od mojej Mamy.

Opiekacz zamówiłam i w środę kurier dostarczył mi go do rąk. W czwartek w Netto zakupiłam maszynkę do kruchych ciasteczek i przyrządy do pralin, więc możecie spodziewać kolejnych wpisów z przepisami i mojej relacji.

Szczerze mówiąc brakowało mi tego wszystkiego co czuję przy pieczeniu, tych beztroskich myśli i skupieniu się nad zajęciem. Dzięki pewnym ludziom, którzy zmotywowali mnie we wrześniu do działania zaczęłam małymi kroczkami powracać do pieczenia.





Przepis na ciasto:
4 szklanki mąki -> dałam więcej
3/4 szklanki cukru
1 kostka margaryny - > rozpuszczamy w garnuszku
2 jajka -> dałam 3
1 żółtko
1/2 łyżeczki sody (dałam całą łyżeczkę)
2 łyżki kwaśnej śmietany

Wszystkie składniki zagniatamy, aby powstało jednolite ciasto. Ciasto te włożyłam na 15 minut do lodówki (można trzymać do 30 minut w lodówce). Następnie formułujemy w małe kuleczki i po kolei wkładamy do nagrzanego opiekacza. Czekamy około 5 minut (czas zależne jest od formy, jak i opiekacza). W większości nie patrzyłam na czas, tylko na 'oko'. Ważne, żeby łupiny były zarumienione


Przepis na masę kakaową:
1/2 kostka margaryny (125g.) -> dałam więcej - 3/4 kostki
1/2 szklanka wody -> dałam całą kostke
3/4 szklanki cukru
2 łyżki kakao -> dałam 2,5
2,5 szklanki mleka w proszku -> dałam więcej 

Oprócz mleka w proszku wszystkie składniki gotujemy do rozpuszczenia się margaryny i cukru. Odstawiamy do ostygnięcia. Następnie wsypujemy mleko w proszku (nie granulowane) i energicznie mieszamy. Gotową masę kładziemy w łupiny. Dwie łupinki sklejamy do siebie, aby wyszedł orzeszek

Przepis na masę kokosową:
50 g. masła
szklanka mleka
2 łyżki cukru
do dwóch szklanek mleka w proszku
do 2 szklanek wiórek kokosowych

Wszystko (oprócz mleka w proszku i wiórek) gotujemy do rozpuszczenia cukru i margaryny. Następnie (gotując) dodajemy mleko w proszku i energicznie mieszamy. Odstawiamy na chwilę. Na końcu dodajemy wiórki. Masą nadziewamy orzeszki

P.S. z tego przepisu wyszło mi około 206 orzeszków





środa, 3 grudnia 2014

List Do Mikołaja

Drogi Mikołaju!!

Nie jestem dobra w listach. Nie jestem dobra w pisaniu, ponieważ pierwszy raz piszę list skierowany właśnie do Ciebie. Nie wiem co zawrzeć. Nie mam wygórowanych marzeń, ani listy prezentów, które chciałabym otrzymać w tym roku. Moje jedynie marzenie, o którym w tej chwili myślę, wiem że się nie spełni... Niestety...

Nie wierzę w cuda, ani nigdy nie wierzyłam w Ciebie. I nawet nie wiem, czemu piszę.... Choć wiem... Bo wciąż we mnie siedzi dziecko, które na przekór wszystkim chce udowodnić, że jest silne i że i ono może w coś wierzyć... Mam w sobie jeszcze tę małą cząstkę dziecinnej naiwności, której nie umiem zmienić... choć z drugiej strony nie chcę nic w sobie zmieniać....

W tym roku jakoś szczególnie nie byłam grzeczna. Chociaż z całych sił się starałam. Nie dbałam o siebie. W szczególności dbałam o innych. Ale za to zaczęłam się więcej uśmiechać i więcej rozmawiać... I to jest właśnie piękne ...

W tym roku chciałabym nadal się uśmiechać i mieć dużo powodów do radości...
Prosiłabym o zdrowie dla osób mi szczególnych....
Prosiłabym o zdrowie dla siebie, bo bez tego nic się nie osiągnie...
Chciałabym aby moje relacje z najbliższymi bardziej się ścieśniły, niż byśmy się oddalili o d siebie. Nie chciałabym czuć chłodu skierowanej do mojej osoby, właśnie przez najbliższych, bo tego niestety nie będę umiała przeżyć.
Chciałabym być bardziej silna. Mniej się poddawać.
Chciałabym poznawać nowych ludzi, być bardziej otwarta (niż jestem).
Chciałabym na nowo nauczyć się patrzeć w przyszłość.
Chciałabym nie rezygnować z rzeczy, które są dla mnie ważne.
Chciałabym nadal piec. Wiem, że ta droga będzie trudna, choć wykonałam już ten ważny krok. I chyba o to chodzi, żeby małymi kroczkami nauczyć się tego, co się kiedyś czuło, poczuć ten spokój duszy przy pieczeniu. Z każdym miksowaniem, klejeniem i wałkowaniem ciasta czuję .... Czuję, że oddycham... Jednak to jeszcze nie jest to.... Czegoś brak.. Ale czuję, że droga, którą teraz wybrałam może być prosta, choć z małymi zakrętami.
Chciałabym nadal prowadzić bloga, chociaż zaczynam tracić zapał. Jest we mnie jakiś bunt, niemoc w wyrażaniu słów, które utożsamiałyby się z moimi myślami. Wielkimi krokami nadchodzi kolejna rocznica istnienia bloga, druga właśnie i jakoś tak porównuje tę swoją niemoc z dziecinnym buntem, buntem dwulatka, który potrafi w jednej chwili wpaść na pomysł, a w następnej bez powodu zacząć krzyczeć i tupać, wyrażając tym swoją zmianę zdania. Czasem siedzę i rozmyślam co dał mi blog, czy warto było. I w tej samej sekundzie nadchodzi wiele odpowiedzi, że warto, że dzięki temu w jakiś tam sposób poukładałam siebie, że blog pomógł mi w najtrudniejszym życiowym momencie, że poznałam właśnie tutaj fantastycznych ludzi.... Dlatego też proszę o wyrozumiałość... 

Wielką wyrozumiałość....

Drogi Mikołaju, nadal jakoś tak trudno mi uwierzyć, że możesz istnieć, ale ten właśnie list otwiera kolejne drzwi do czegoś nowego...

Z Pozdrowieniami
M. (Cząstka Mnie)

P.S. Nie wiem, co lubisz... Dlatego zostawiam orzeszki (jeszcze ciepłe, przed chwilą robione) i lampkę wina :)