środa, 21 stycznia 2015

Patrząc przed siebie, już nie za siebie wspominam

Po dwóch ciężkich dniach nie wiem jak się nazywam, brakuje mi sił i w ogóle wszystko jest takie dziwne ... Jedynie bym siedziała i odpoczywała, ale niestety nie ma tak łatwo... Zamiast mroźnej zimy jest mglista jesień... Od kilkunastu minut próbuje skleić jakieś sensowne zdania, ale nawet to mi nie wychodzi.. 

Patrzę w jeden punkt i zastanawiam się na co mi to, ten pośpiech, nerwy, zamyślenie... Próbuje się zatrzymać i pomyśleć, ale nie ma czasu... Chwila jedna jest na słowo, wymianę zdań, na spotkanie, na kręgle, na  Nich.... ale pomimo tej jednej chwili, czegoś mi brak...

Właśnie.. dzisiaj spróbowałam na chwilę się zatrzymać... bo taki dzień, bo taka okazja... Dziś Dzień Babci, jutro Dzień Dziadka... Po raz kolejnych nie mogłam spędzić w Ich towarzystwie, namacalnie porozmawiać, przytulić, złożyć życzenia, pośmiać się... Dzisiaj jedynie mogłam dla Nich zapalić znicze, przystać przy grobie, pomodlić się i uśmiechnąć sie w duchu...

Jedno wiem, że są ze mną dopóki czuję Ich w sercu...

Patrząc przed siebie, już nie za siebie wspominam


poniedziałek, 12 stycznia 2015

Tak po prostu

Tak jak nastał styczeń. Tak i ja zaczęłam chorować. Początek choroby zaczął się tydzień temu. Wieczorem zaczęło mnie coś w kościach łamać. Wypiłam leki i myślałam, że mi przejdzie... Jak się myliłam... Ledwo mówiąca z zapuchniętymi oczami i swędzącym nosem przetrwałam do piątku. Chociaż piątek był dniem bardzo krytycznym... Wiem, że ktoś coś do mnie mówił, ktoś coś chciał, ale dzisiaj nie pamiętam to, co było i jakie słowa do mnie docierały... Pomyślałam sobie, że tak nie może być... No i tak wylądowałam u lekarza. Chociaż sama domyślałam się, co mi jest. Zazwyczaj na początku stycznia i w maju choruje na zapalenie gardła i niestety jest to spowodowane alergią... Ta... genetyczne... Dlatego nie było mnie przez ostatni tydzień... Ale najważniejsze, że jest lepiej i żyję...

Chociaż...

Czasem się zastanawiam, czemu odsuwam się od ludzi i zamykam się na kontakty z nimi... Pomimo, że rozmawiam, uśmiecham się i otwieram to zdarza się coś, co utwierdza mnie w przekonaniu, żeby nie ufać, żeby stać z dystansem, bo zawsze trafia się taka osoba (bądź osoby), które... no właśnie, które popsują Ci humor i spowodują, że podnoszą się u Ciebie emocje, te zazwyczaj negatywne.

Nienawidzę kłamstwa.. tym bardziej nienawidzę, jak ktoś kłamie mi prosto w oczy... Nie lubię niedomówień i ukrywania, czegoś co okazuje się totalną bzdurą. Nie lubię zachowania gorszego niż zachowanie dzieci z przedszkola... Czasem więcej okłady ma mój dwuletni bratanek, niż człowiek, który uważa się za osobę dorosłą.. Tak właśnie ostatnio wyszło coś, co pewna osoba próbowała ukryć, pomimo że pytałam się czy to prawda. Niestety takie jest życie i trzeba w jakiś sposób żyć z takimi ludźmi.

Także nie lubię jak człowiek, bliska (według mego mniemania) osoba próbuje mi wmówić czegoś, co niestety nie uczyniłam. Próbuje bardziej przekonać siebie, że to ja jestem ta najgorsza, że to ja się obrażam, bądź nie jestem tym, kim chciałby żebym była... Sorry, ale taki mam klimat... taka jestem i nie zmienię siebie, tylko dlatego, że ktoś ma takie widzie misie... Niestety, albo i stety jestem osobą bardzo wrażliwą, która jest szczera, nic nie ukrywa i mówi to, co myśli.. Chociaż wiem, że mam 'specyficzny i bardzo trudny' charakter, że do mnie potrzeba wielkiej cierpliwości, ale nie pozwolę sobie, aby ktoś mnie obrażał, albo wymyślał niestworzone rzeczy na mój temat.... W takich sytuacjach jak ta otwiera mi się nóż w spodniach, zaczynam nie kontrolować to, co wychodzi mi z ust i tracę zaufanie do danej osoby... Chociaż próbuję zrozumieć, próbuję dociekać dlaczego, ale czasem nie warto... nie warto starać się o uwagę danej osoby... Jedynie co pozostaje mi to machnięcie ręką i uspokojenie swoich zszarganych nerwów. Pozostał mi również szeroki uśmiech, który kieruje do innych, ale również do takich osób, które spotkałam na swej drodze....

Przez ostatni tydzień dowiedziałam się wielu bardzo ciekawych rzeczy... po raz kolejny poznałam siebie ... nauczyłam się ... no właśnie ... nauczyłam się tego by słuchać siebie, swojego cichego głosu i polegać tylko na sobie... chociaż nie... nie pozwolę by te sytuacje doprowadziły do punktu bez powrotu... bo ciężko pracowałam nad sobą, nad tym by nie uciekać 'tylko' w swój świat, by się otworzyć i zacząć rozmawiać... po protu będę bardziej ostrożna. ostrożniej będę stąpała po ziemi i będę próbować nie przejmować się tymi osobami, choć nie powiem, że mnie to nie zabolało ....

Takie jest życie.... raz pod górkę, a raz z górki.... 



sobota, 3 stycznia 2015

"Nigdy nie przestawaj się uśmiechać, nawet jeśli jesteś smutny, ponieważ nigdy nie wiesz, kto może zakochać się w Twoim uśmiechu." Gabriel García Márquez



Moim postanowieniem noworocznym jest przede wszystkim Uśmiech na Twarzy i radość spędzania czasu z innymi osobami. Chciałabym, abym w tym nowym roku spotkała wyjątkowe osóbki, abym nie poprzestała na tych zmianach, tylko nadal się rozwijała i po dokończała sprawy, które zostawiłam na pastwę losu...

Czuję, że ten rok może być wyjątkowy... Chyba dorosłam.... zmieniłam nastawienie do swojej własnej osoby... chciałabym ... właśnie, chciałabym czuć się dobrze we własnej skórze, nie przejmować się swoimi niedoskonałościami, tylko dumnie iść przez życie...

Nakładając drugą warstwę lakieru na paznokcie zastanawiam się, że chyba przyszedł czas na zmiany na głowie... Jeszcze tak niedawno, myślałam, że jak zacznę zapuszczać włosy to będzie oznaczało to, że zapomnę, zapomnę to, co spowodowało, że pożegnałam się z moimi długimi włosami.... Kiedy po raz pierwszy zdecydowałam się na tak ryzykowny krok praktycznie każdy pytał się, co mnie podkusiło. Odpowiadałam, że 'jak rewolucja w życiu to i na głowie również musi być'... Obecnie wiem, że błędne było moje myślenie... Czuję, że jestem gotowa by mieć znów dłuższe, może nie do pasa, jak kilkanaście lat temu, ale na pewno też nie tak krótkie jak miałam jeszcze dwa miesiące temu.... Postanowiłam, że zmiany na nowy rok właśnie zacznę od włosów... powróciłam do jasnego blondu, przestałam obcinać... Myślę sobie tak, że przecież nie zapomnę tego, co mnie spotkało, że tamte chwile będę mieć w sercu i w głowie.... Że i On jest ze mną... I chyba potrzebne było mi te przewartościowanie w głowie.... bo powoli uwalniam się z tych traumatycznych przeżyć...  

Spoglądając na fotografie sprzed kilku lat wpatruję się w swoje oczy, w ich intensywność długość rzęs... i widzę różnicę.... kiedyś nie było w nich widać smutku, tylko radość. Można było dojrzeć iskierki szczęścia i szaleństwa... W obecnych zdjęciach, na których jestem ja dojrzeć można zadumę, żal, roztargnienie, stateczność, ale jeżeli ktoś umie patrzeć zobaczy, na końcu także małe światełko nadziei i radości, która zaczyna rozpromieniać się na zewnątrz, rozpychać się i przedostawać się tam, gdzie kiedyś było....

Życie nauczyło mnie wiele rzeczy... Najważniejszą lekcję już przeszłam i jestem z siebie dumna, że się nie załamałam, że potrafiłam sie podnieść i zrobić ten krok.... a tym krokiem jest inne myślenie, decydowanie o sobie samej ...
Życie ma się tylko jedno, dlatego dziś spotykam się z Nimi... wkroczę z uśmiechem i radością. Zachowam nowo nabyte doświadczenia, które schowam na odpowiednią półkę, by mieć co wspominać...

Tak Życie ma się tylko jedno.....