Żyję :)
Nie ukrywam jest ciężko
W środę, kiedy pojechalam do szpitala i ulokowalam się na łóżku, zapoznałam swoje dwie współlokatorki z pokoju, zastanawiałam jak to będzie po zabiegu, co wykryje lekarz w trakcje operacji... Nie balam sie samej operacji, tylko tego wszystkiego co będzie już po. Bałam się, czy dan radę wyleżec bez ruchu 24 h, ponieważ mialam mieć znieczulenie w kręgosłup... jedynie co, to przez ten cały pobyt strach ukrywalam pod uśmiechem, bo praktycznie cały czas sie śmiałam i to dlatego jakos to przetrwalam.
Dzień zabiegu - od samego rana kolo mnie był ruch, jak nie tabletki, to kroplowki, obchód, kolejne badanie kolana, i nastała godzina zero, czyli o 9.00 wyjechalam na sale operacyjną. Najlepsze jest to, że wszystko widzialam (bo w lampach odbijalo sie to wszystko, co lekarz wyprawial z kolanem, i po lewej stronie stał monitor i widziałam swoje kolano od wewnątrz). Dziwne uczucie, nie czuć nic od połowy w dół, ale majac świadomość, że tam coś sie dzieje, ze sie naprawia. Okazalo sie, że mam pękniętą chrząstke w stawie kolanowym i usunięty fałd przyśrodkowej błony maziowej. Nie pamietam jak wróciłam na sale i jak zasnęlam, bo obudziłam sie dopiero po dwóch godzinach od zabiegu.
Leżenie i nie podniesienie głowy było najtrudniejsze. Na drugi dzień czułam przeogromny ból w kolanie. Pomimo kroplówek, w ktorych byly leki przeciwbólowe czułam wszystko. Po wyjęciu mi drenu z kolana najgorzej dla mnie było zejscie z łożka nie stając na prawą nogę.
W sobotę zaś zostałam wypisana do domu. Od soboty kule ortopedyczne stały sie moimi przyjaciółkami.
Szczerze siadam już psychicznie. Bo ja jako osoba, która praktycznie nie prosi o pomoc, teraz jest uzależniona od drugiej osoby, bo raz, że nie moge chodzic na noge, ręce mam zajete kulami, nie moge prowadzić, a najprostsze czynnosci higieniczne, zrobienie sobie jedzenia i picia stają sie najtrudniejszymi rzeczami na świecie. A przecież nadchodzą święta, w domu beda goscie i poraz pierwszy nie będę mogla zrobić żadnego ciasta, ani pomóc rodzince w przygotowaniach to szlak mnie bierze. Mam dość leżenia i siedzenia, mam dość bólu, mam dość kul i tej bezradności... a to dopiero początek...
Żeby nie leki przeciwbólowe to nie wiem jakbym przetrwała ten czas bez zaciskania zębów z bólu. Prawe kolano mam trzy razy większe od lewego, próbując stanąć na nogę czuję ból, wstając z łóżka czuje ból, szwy mnie ciągną itp.
Chcialabym już normalnie chodzic i nie być uzależnioną od innej osoby, chcę być już samodzielna...
Wiem muszę pozytywnie myśleć i być cierpliwa...
Jedynie co widzę to, to że wyćwiczę sobie mięśnie na rękach od tych kul ;)