czwartek, 27 sierpnia 2015

"[...] Spojrz na niebo choć przez pare sekund Ono widzi gdzieś w nas ład [...]"


Po raz kolejny zabieram się by coś napisać. Po raz kolejny słowa, które układały się w idealny ciąg w mojej głowie, bez wielkiej przyczyny wyleciały... Po raz kolejny po kolei kasuje zdania, które napisałam, bo wydają się jakieś takie nijakie, tak bardzo podobne do siebie....

A w mej głowie, jak zawsze burza z piorunami.... 


Tak bardzo bym chciała coś zrobić, szalonego, bez namysłu, czy można, czy wypada... ale jak zwykle zwycięża mój racjonalizm i zbyt długie zastanawianie się, bo przez ten jeden ułamek sekundy, cała odwaga, którą miałam sprzed chwili uleciała...

Gdy za oknem zaszło słońce, gdy jest ciemno i widać jedynie gwiazdy na niebie zastanawiam się, czy czegoś przypadkiem nie przegapiłam, nie wypuściłam z rąk, czy czasem coś, albo kogoś nie zauważyłam... bo czasem o naszym życiu decyduje przypadek, cholernie głupi przypadek...

Gdy tak patrze na niebo, tęsknym wzrokiem licząc gwiazdy powieki mi się same zamykają, a za nimi widzę intensywny zielony kolor oczu.... kolor tak bardzo nieznany, ale wydający się tak bardzo blisko.... kolor nie mój, ani nie Jego - bo My jesteśmy/byliśmy niebieskoocy... Zielony kolor, który narzuca mi się już od kilku tygodni, kolor który chciałabym zapomnieć.... ale z jakieś dziwnej przyczyny nie mogę, nie potrafię... zielony kolor, który 'tego dnia' poznałam na nowo, inaczej: zauważyłam ich intensywną barwę... kolor oczu, za którym czai się On... On, mężczyzna, którego znam od lat, ale tak naprawdę nigdy dobrze nie znałam. Mężczyzna tak bardzo realny, że aż nierzeczywisty....

Gdy tak patrzę na to niebo zastanawiam się, czy czasem nie wyobraziłam sobie tych oczu, tego Kogoś... ale wiem, że nie .... bo On jest tak blisko, a zarazem tak daleko ...

Czasem wiem co mam robić, mam konkretną odpowiedź, wiadomość... ale nie mam tej odwagi, by nacisnąć 'wyślij', bo jak tak można....

Ale gdyby coś było, nie tylko z mojej strony to dawno by coś wyszło... i tak:
"Ona nie chciała się narzucać. On nie chciał za bardzo Jej komplikować życia sobą. Tak jakby nie wiedzieli, że znaczą dla siebie więcej niż wszystko"

Mój lęk, ogromny lęk ... nie pozwala... 
Boję się ... ale czego?
Rozczarowania, bólu, zranienia?
Bo ileż można znieść....
Ja już kiedyś czułam.... mocno kochałam.... i z tamtych lat pozostał tylko lęk i obietnica, że już nigdy nikomu nie pozwolę się tak zranić... 
Ufałam, mocno ufałam.... ale co z tego?

Jednak z drugiej strony jeżeli nic nie zrobię, to nigdy się nie dowiem....

I tak teraz, wczoraj, dziś i jutro będę spoglądała na swoje niebo...

czwartek, 6 sierpnia 2015

Warszawa

Jutro wyjeżdżam na kilka dni, a ja jeszcze nie opisałam pobytu w Warszawie.

Z Warszawy mam mieszane uczucia. Z jednej strony było fajnie, zwiedzanie, zakupy, pobyt u siostry, ale z drugiej strony dał się we znaki upał i zmęczenie.

W sobotę wyjechałam dość wcześnie, żeby szybciej być i móc zwiedzić stolicę, gdyż do niej z domu mam jakieś 160 km.

Siostra na samym początku zabrała Nas do PKiN, potem na starówkę. W niedzielę pojechałyśmy na zakupy. Przejechałyśmy się metrem, spacerowałyśmy po pięknych ulicach Warszawy. Ja robiłam zdjęcia (jak zawsze).

Z tych dwóch dni mam wspomnienia zatrzymane na obrazach:






panorama :)