Co to jest impuls?
Jest to, co robimy w danej chwili, w danym momencie, bez zastanowienia się, czy to da nam jakieś pozytywne, czy negatywne skutki, czy to co robimy ma jakiś sens w tej a nie innej sytuacji. W życiu każdego człowieka przeplatają się właśnie takie impulsy. Czasem są niebywale dobre, dające szczęście, ale również występują te, o których z czasem chcielibyśmy zapomnieć, wymazać z podświadomości, chcielibyśmy, żeby nigdy się nie wydarzyły. Ale czasu nie da się cofnąć. Trzeba konsekwentnie iść do przodu, przełknąć porażkę i pójść dalej z wysoko podniesioną głową!!
Czasem zdarza się, zredukować swój impuls do bardzo małego punkcika. Jednak później żałujemy, że nie wykonaliśmy danej rzeczy, nie wykorzystaliśmy w pełni danej nam sytuacji. I myślimy później 'co by było gdyby...', i to w pewien sposób jest złe. Trzeba brać z życia wszystko to, co spotyka nas na naszej drodze, trzeba w pełni wykorzystać swoje życie, żeby później, z biegiem lat nie żałować, a tylko uśmiechnąć się pod nosem i rozkoszować się daną chwilą, która jest tylko jednym z wielu wspomnień, Naszego, tak krótkiego życia.
Dlatego teraz, staram się brać z życia jak najwięcej, bo wiem, że mi wolno, że mam czas (chociaż, nigdy nie wiadomo, kiedy zabraknie nam tego czasu), bo wiem, że mogę realizować swoje najskrytsze marzenia.
Dawno nie pisałam. Wiem. Ale musiała być, tak długa przerwa, w której musiałam wszystko, znów, na nowo przemyśleć swoje życie.
Po usłyszeniu, w rozmowie telefonicznej, że nic mi nie jest, że można uznać, że jestem zdrowa, że to co mam ani się nie powiększyło, ani się nie zmniejszyło, w pierwszej chwili spadł mi tzw. kamień z serca, ale potem to już było gorzej. Zamiast w pełni cieszyć się (chociaż byłam szczęśliwa z zaistniałej sytuacji) to znowu na nowo analizowałam. Tak. Ja uwielbiam analizować i to jest moje największe przekleństwo w moim popieprzonym charakterze. Analizowałam, czy na pewno to są moje wyniki, czy to prawda a może sen, że może sobie wszystko wymyśliłam. Przecież wyników nie widziałam jeszcze na oczy. Może bliska mi osoba chciała tylko mnie pocieszyć, przygotować na najgorsze. Jednak, kiedy zobaczyłam, utwierdziłam się w przekonaniu, że to jednak jest prawda. Prawda, która nie do końca mnie zadowala. Pomimo iż mogę uznać, że jestem w 99% zdrowa to zawsze pozostaje ten 1 %. A co będzie, jeżeli to w każdej chwili może się powiększyć, że lekarze w porę się nie dowiedzą i będzie za późno na jakikolwiek próbę ratowania życia, a co będzie gdyby.... i tak na okrągło.
Musiałam w pewnym momencie przestać o tym myśleć, bo bym zwariowała na dobre. Stwierdziłam, że co ma być to będzie, że nie można tak dalej, że trzeba inaczej na to spojrzeć, że trzeba się czymś zająć, że trzeba na nowo odbudować swoje Szczęście, które tak naprawdę już miałam w sowich rękach, na które tak ciężko pracowałam w ostatnich tygodniach.
I w pewnym momencie przypomniały mi się słowa pewnej, ważnej mi Znajomej, że "teraz możesz odetchnąć z ulgą i realizować swoje marzenia" a także (chyba najważniejsze słowa) "Pamiętaj, DOBRYCH LUDZI ZAWSZE SPOTYKA DOBRO". Tak więc, zaczęłam, maleńkimi kroczkami realizować swoje marzenia. Zaczęłam prowadzić blog kulinarny, w którym podaje, sprawdzone przeze mnie przepisy. Nie jest to blog teoretycznie, czysto kulinarny - że są przepisy na zupy, dania główne, tylko blog ten poświęcony jest przede wszystkim mojej PASJI, czyli pieczeniu ciast, ciasteczek itp.
PASJA - czym ona jest?
Jest przede wszystkim tym, w czym
człowiek realizuje się, wie, że będzie to robił do końca życia, że nigdy
to mu się nie znudzi, że kocha to co robi, że wkłada w to całe swoje
serce i raduje się, kiedy mu to wychodzi. I właśnie dla mnie taką pasją
jest pieczenie. Praktycznie piekę od 3 lat, ale to było tylko dla
rodziny i na niektóre okoliczności, wtedy nie wkładałam w to całego
serce, tylko część. Ale w ostatnim roku, który był dla mnie bardzo, ale
to bardzo emocjonalny, zatraciłam się w pieczeniu. Podczas dodawania
jednych do drugich składników, które dawały jednolitą i bardzo pachnącą
całość zrozumiałam, że tylko przy tym relaksuję się, wkładam swoje
serce, że widzę się w tym na przyszłość – że mogę połączyć swoją
przyszłość właśnie z cukiernictwem, połączyć pracę zawodową z
wykształcenia z pracą, która wynika z pasji. Niektórzy pytają się, czy
to nie męczy mnie i dziwią się, że potrafię siedzieć parę godzin nad
wyrabianiem ciasteczek, czy innych słodkości i nie narzekać, a ja wtedy
odpowiadam (pytam), czy Ty się nie męczysz przy np. obcinaniu trawy, czy
sadzeniu różnych kwiatów, jeżdżeniu na rowerze, bieganiu, pisaniu itp.?
Bo wiem i zarazem rozumiem, że to jest ich pasja, że przy tym
określonym zajęciu relaksują się. Właśnie kiedy robię to, co kocham
wyłączam się ze świata zewnętrznego, przestaję myśleć o tym i o tamtym.
Mam zajętą głowę przez chociaż parę minut czymś innym.
Pamiętam, jak na pierwszych zajęciach Pan
od Logiki zadał nam zaskakujące pytanie: Z czym nam wiąże się słowo
„CIASTKO”? Jakie jest nasze pierwsze skojarzenie właśnie z tym słowem?
Dziewczyny ( bo mam w grupie same kobitki) opowiadały, że widzą duże
ciastko z lukrem, z polewą, że widzą kawiarnię i spotkanie przy kawie z
najlepszą przyjaciółką. A moje pierwsze skojarzenie? Moim pierwszym
skojarzeniem/ wyobrażeniem były produkty, z którego przygotowuje się owe
ciastko i sam sposób przygotowania. W pierwszej chwili zdziwiłam się,
że tylko to mi przyszło do głowy. Jednak koleżanka odpowiedziała mi, że
to musi być jakiś znak, że to nie tylko jakaś, zwykła pasja, ale to jest
coś więcej. I chyba to jest prawda, to coś więcej niż zwykłe pieczenia
dla rodziny - to już mi nie wystarcza. Chcę czegoś więcej. Chcę się
realizować. Chcę się dokształcać. Jednak ponad wszystko chcę zrealizować
swoje największe marzenie i coraz bardziej jestem przekonana, że to mi
się uda, jeżeli po drodze, nie zgubię się na nowo.
No i dlaczego zielone trampki? To jedyna, pozytywna i kolorowa rzecz, którą ujrzałam dzisiejszego dnia podczas spaceru. Owe zielone trampki było widać z daleka. Owe zielone trampki spowodowały szeroki uśmiech na mej twarzy. Spowodowały, że przypomniałam sobie wspaniałe chwile swego dzieciństwa. Zielone trampki przypomniały, że powolnymi i małymi krokami przychodzi do nas Wiosna, która kojarzona jest z nowym zapałem, nowym powietrzem, nową, budzącą się do życia przyrodą a także nowym, długim i bardzo wyczekiwanym spacerem w pobliskim, miejskim parku. Owe zielone trampki poprawiły mi humor.