czwartek, 31 grudnia 2015

Nowy Rok - Nowe zmiany

Od czego by tu zacząć...


Jak można zauważyć na "Cząstce Mej Duszy" zaszły zmiany. Można powiedzieć, że wielkie zmiany. Tak naprawdę to tego potrzebowałam. Chyba nadszedł czas by coś zmienić i te zmiany zaczęłam od szaty bloga. Lubiłam stare tło, ale ono już do mnie 'jakoś' nie pasowało, to już nie byłam ja. 

Dokładnie trzy lata temu powstała Cząstka. Byłam wtedy bardzo niespokojna, nie wiedziałam czego chce, chociaż nadal tego nie wiem... Tamta Cząstka miała jedynie 22 wiosen, nie znała życia, była bardzo zamknięta w sobie, czuła się bezpiecznie we własnym świecie, miała pełną rodzinę, wspaniałych rodziców, niczego jej nie brakowała, ale jednak coś było nie tak, musiała dać upust swoim emocjom, nie wiedziała co to miałoby być, dlatego założyła bloga. Bloga, w którym stworzyła świat, bezpieczny i tajny świat. Chowała się za avatarem, bo się wstydziła, była zbyt skromna by pokazać swoją prawdziwą twarz. Z czasem nabrała odwagi. Coraz bardziej czuła, że to jest to, że to (blog) uratował ją, jej indywidualność, osobowość, ujarzmił (po części) jej emocje, zdołał uporać się z pewnymi sytuacjami, uporządkował myśli. Dzięki blogowaniu zrobiła krok w fotografowaniu, bo dzięki temu nabrała odwagi by kupić aparat i wyjść na zewnątrz, aby obcować z naturą i innymi ludźmi. Zakochała się w ulicznej fotografii, bo właśnie wtedy może najlepiej łapać ulotne chwile, które już się nie powtórzą. Obecna Cząstka ma 25 wiosen i jest odważna by nie kryć się już za avatarem, a za własną twarzą, bo się już nie wstydzi i jest bardzo dumna z siebie, z tego jak ten blog tworzyła i o czym pisała, bo to właśnie tutaj tak naprawdę jest sobą, nie ukrywa niczego i pisze z głębi duszy, po tutaj zostawia część siebie, bo to właśnie jestem ja: Cząstka, a zarazem Marta, dziewczyna, introwertyczka, dla której aparat stał się całym światem. 

Nadal jestem pogubiona we własnych uczuciach, niewypowiedzianych słowach, strachu i bólu, ale postanowiłam coś z tym zrobić. Chcę aby 2016 rok był dla mnie dobrym, a zarazem przełomowym rokiem. Chcę nadal tutaj bywać, częściej pisać, dlatego potrzebowałam takich zmian.

Kilka razy poważnie myślałam o tym, by z tego zrezygnować, raz na zawsze usunąć każde słowo, każde zdanie i każde zdjęcie, ponieważ w pewnym momencie zaczęłam się dusić, mniej wchodziłam, mniej pisałam, odsunęłam ten świat od siebie... Tak łatwo byłoby nacisnąć przycisk "usuń", ale tak trudno zbudować na nowo świat... dlatego też przeczekałam ten 'trudny' dla mnie czas i w końcu jestem, odmieniona i pełna pomysłów.

Po trzech latach pisania, bycia tutaj, byciem Cząstką jestem inną osobą, ale zarazem taką samą. 


W ten ważny dzień, jakim jest koniec starego, a początkiem nowego roku życzę Wam, aby ten 2016 rok był o 100 razy lepszy, o 100 razy szczęśliwszy i o 100 razy bogatszy od mijającego.... ale przede wszystkim życzę Wam spokoju ducha, radości w samym sercu i uśmiechu na ustach i jak w oczach
Pozdrawiam
Cząstka 
M.

wtorek, 22 grudnia 2015

Wesołych Świąt :*

Kochani

Za dwa dni zasiądziemy wraz z najbliższą rodziną do Wigilijnego Stołu, puste miejsce przy stole będzie zaś symbolizowało ludzi, których nie ma, ale wciąż dla Nas są żywi, dlatego też z tego miejsca chcialabym Życzyć Wam przede wszystkim spokojnych i bardzo radosnych Świąt Bożego Narodzenia spędzonych w gronie rodziny i przyjaciół w doniosłej atmosferze, aby wszystkie nieścisłości poszły w kąt, abyśmy nie zapomnieli o sobie samych, żeby te święta wywoływaly u Nas uśmiech na twarzy :* aby wór Mikołaja/Gwiazdora pękał w szwach, chociaż z drugiej strony ważne żebyśmy pamiętali, że na pierwszym miejscu powinna liczyć sie sama obecność kochanej osoby i żebyśmy byli dla siebie bardzo życzliwi

Życzy Cząstka
M.

P.S. Po czterech latach stanęła u mnie choinka, nie byle jaka - własnoręcznie robiona, a wraz z nią pojawili sie także pomocnicy pod postacią tych uroczych Bałwanków... pierwszy raz od czterech lat zagościł mi uśmiech na twarzy jak stawiałam choinke, ponieważ rozpiera mnie duma, że przezwyciężyłam samą siebie i wlasne opory, a także ważne jest to, że te wszystkie ozdoby wyszły spod moich rąk :)

środa, 9 grudnia 2015

Drogi M.

Dawno ze sobą nie rozmawialiśmy. Dawno o nic nie prosiłam. Dawno nic nie pisałam... Bardzo dawno temu zaszyłam się i nie potrafię wyjść ze swojego ukrycia.. nawet jakbym bardzo chciała...

Drogi M. znasz mnie, chociaż ja sama siebie już nie poznaję. 
Drogi M. chciałabym... tak bardzo chciałabym powrócić do siebie samej, do własnego Ja, do którego tak tęsknie.. nie ogarniam tego, co się stało... co powoli mnie powala na ziemie, co mnie trzyma i nie chce puścić... 
Drogi M. zaszyłam się w swoich czterech ścianach, ale o tym już przecież wiesz.. widzisz moją wielką nieobecność, moje pustkowie.
Dogi M.. tęsknie za Tobą, za sobą, za Nimi...tęsknie za miejscami, które były moje, które widziałam, które swoimi nogami wytyczyłam ścieżkę do szczęścia i obserwowania innych ludzi... przecież wiesz, że brałam wtedy swój aparat, szłam i nie martwiłam się o nic, zamykałam wtedy swój mózg i wchłaniałam to, co dla innych było nie uchwytne, a co sama próbowałam uchwycić i zapamiętać..
Drogi M. tęsknie za zapachami drzew, budynków, rzeki, spalin, książek...
Drogi M. myślałam, że jak to się skończy znajdę się w lepszym miejscu. W miejscu, o którym marzyłam i wierzyłam, że będę robić to, co lubię, że będę nadal otwarta... Nawet nie wiesz jak się myliłam.. po drodze zgubiłam się, pogubiłam wszystkie znaki, którymi toczyłam swą drogę. Teraz te 'wymarzone' miejsce przytłacza mnie swoimi ścianami, otacza swymi mackami i dusi.
Drogi M. czy ja jeszcze odnajdę siebie?

Ach Drogi M. wiem, żeby wyjść, żeby na nowo pisać... muszę znaleźć złoty środek, muszę sama chcieć się ponownie otworzyć, wyjść z mysiej dziury, wgłębić się w swoją duszę i na nowo nauczyć się wierzyć w siebie i swoje talenty... bo wiesz, że zrobiłam Jego ulubione ciasto? Bo jak nie wiesz.. to już wiesz... było trudno, ale dałam radę... było trudno bo od tego ciasta wszystko się zaczęło, skończyło i na nowo zaczęło... bo te ciasto wyzwoliło coś we mnie... długo się broniłam... ale pewnego dnia musiałam to zrobić i zrobiłam... popatrzyłam na Jego zdjęcie, wzięłam wdech i uformowałam to, co było jak Mont Everest... pokonałam siebie.... tamtego dnia czułam, że piecze z całą sobą, nie jedynie umysłem, ale również sercem.... bo już myślę co zrobię na święta, jakimi ciastami uraczę rodzinę... bo uświadomiłam sobie, że nic tak mnie nie uszczęśliwia jak znikanie słodkości  w ustach innych ludzi, gdzie wyczytuję, że im bardzo smakuje, jak pytają o przepis i jak wypowiadają magiczne dla mnie słowa: "było to wspaniałe, jak ty to zrobiłaś".
Drogi M. nauczyłam swego brzdąca (czyt. bratanka) fotografować... wystarczyło tylko pokazać, gdzie włączyć aparat i gdzie nacisnąć spust migawki... i wiesz co... udaje mu się zrobić dobre zdjęcie... jak na trzylatka to bardzo dobrze radzi sobie z aparatem i cieszy mnie to jak z buzi nie schodzi mu uśmiech i jak chce pochwalić się zrobionym zdjęciem, bo wtedy tak śmieszną robi minkę i kieruje aparat w moją stronę

Drogi M. można powiedzieć, że jestem zdrowa... pomimo pewnych trudności... ale nic mi nie jest... nawet alergia ustała i ból w kolanie.
Drogi M. nawet dobre mam relacje z rodziną... mogło być lepiej, ale w każdej rodzinie napotyka się na jakieś trudności, prawda?

Dlatego Drogi M. nie proszę o nic, ani o zdrowie, ani o rodzinę, ani o naprawę w pasji... bo to wszystko mam... powinnam być szczęśliwa, ale jakoś nie jestem...

Dlatego M. proszę jedynie o cierpliwość, uśmiech i wyłączenie moich natrętnych myśli....

Twoja dawno niewidziana
Cząstka


środa, 4 listopada 2015

"[...] piękne chwile, gdzie miłość wieczna jest [...]"



Są takie piosenki, które wywołują wspomnienia... Są takie piosenki, które powodują uśmiech i rozmarzenie na Twej twarzy... Są takie piosenki, które dodają odwagi... Jednak jest taka muzyka, którą słyszysz pierwszy raz w życiu i nie wiesz co powiedzieć, jak się zachować... jedynie co robisz to puszczasz ją jeszcze raz i wsłuchujesz się w każde wyśpiewane słowo, które dociera do najgłębszego zakamarka Twego serca wywołując jedną zagubioną łzę i ciarki na całym ciele. Dociera do Ciebie, ponieważ każde słowo jest tak bardzo prawdziwe, tak dosadnie smutne, ale jednak niosące jakąś mimowolną nadzieje...

wtorek, 20 października 2015

Puste miejsce


Cisza.... Tyle nie wypowiedzianych słów... Tyle zmarnowanych szans... Zbyt wiele...
Uciekamy, nie wiemy dokąd... Gdzie biegniemy? Po co? Czy warto? A może lepiej będzie jak znikniemy... Osuniemy się niektórym.. Zejdziemy z ich drogi...

Tak bardzo chciałabym cofnąć czas... 
Ale po co?

Jesteśmy obok siebie, ale nie potrafimy rozmawiać. Z każdym dniem oddalamy się od siebie. Nie wypowiedziane słowa, smutny wzrok, który coraz bardziej rani rzutują na Nasze relacje. Ale jak długo będziemy mogli utrzymać taki stan? Kiedy pękniemy? Czy to w ogóle nastąpi?

Nie chcemy takiego stanu, ale także nie potrafimy ten stan zmienić. I tak z dnia na dzień nikniemy coraz bardziej. Żyjemy, ale jako osoby bez życia. Nie potrafimy się uśmiechać. Nie chcemy już udawać. Unikamy innych, unikamy ludzi. Zatracamy się w swoim tylko świecie. I oczekujemy końca... Czekamy... Ale na co? Na lepsze jutro, na słońce, na uśmiech, na pomocną dłoń... Ale co będzie jeżeli tego nie otrzymamy, jeżeli to nigdy się nie wydarzy? Co będzie z nami?


Właśnie co będzie z Nami?


Wtedy pozostanie po Nas kubek niedopitej herbaty.. ulotne ślady na piasku... gorzki smak wspomnień... ale w większości rzuci się Nam  puste miejsce, w którym odpoczywaliśmy...


czwartek, 8 października 2015

Zarośnięta furtka do pewnego świata


Nie wiem co się dzieje... przestaje siebie rozumieć... Mozna rzucić to na jesień, na melancholię i nostalgię, na brak słońca... ale ten 'stan' trwa już zbyt długo, zaczął się przed nastaniem jesieni....

Brakuje mi bloga
Brakuje mi wpisów, ubieranie myśli w słowa, zamieszczania zdjęć...
Tak wiele chciałabym napisać np. o wyjeździe do Władka i na Hel, o przezwyciężeniu lęku do traktorka ścinającego trawę na działce, o popsutym aucie przy miejscu szczegolnym, o chorobie kolana, o urodzinach trzyletniego H., o tęsknocie, o książkach, o pasji, 

Można powiedzieć przecież to Cię nie kosztuje, zasiadasz do laptopa, włączasz bloga i piszesz.... Tak łatwo to wypowiedzieć, a tak trudno to uczynić.... od kilku długich tygodni za każdym razem, gdy naciskałam ikonke bloga, po kilku sekundach wychodziłam, a w głowie powstawały słowa 'po co Ci to', 'co Ci to da', ale przecież pisanie dało mi wiele, pozwoliło wyładować pewne emocje, uporać się 'częściowo' ze swoimi demonami, poznałam tak wielu ludzi, poznałam pasję, bez której nie potrafię 'już' żyć...

Myślę, że odsuwam od siebie ważne rzeczy, tak jak odsunęłam pieczenie, nie dokończyłam jednej sprawy, nie uporałam się ze wszystkim co mnie męczy, ze odsuwam od siebie innych ludzi, że nie mówię co czuję, a wszystko w sobie duszę... po raz kolejny...

Jestem rozchwiana emocjonalnie... i to mocno....

Jednak z drugiej strony potrzebna była mi ta przerwa od pisania.... musialam pobyć sam na sam... ułożyć coś w głowie... ale czy mi się udało? Szczerze to nie... poległam, przegrałam kolejną walkę...

Czy dam radę? Nie wiem...

W tej chwili pozostaje puste miejsce na ławce; otwarta, ale wciąż zarośnięta chwastami furtka do mego świata...

Mam nadzieję, że małymi kroczkami uporam się ze sobą i powycinam chwasty .... tak żeby na nowo cieszyć się z pisania, z wylewania tego, co we mnie siedzi....


środa, 7 października 2015

Jesiennie


Nie lubię jesieni... choć bywa piękna.
Nie lubię jesieni... dni są za krótkie.
Nie lubię jesieni... bo coraz zimniej jest na zewnątrz
Nie lubię jesieni... bo, wtedy za dużo myślę.

Chociaż?!
Dzięki długim wieczorom mam czas na książkę...
Zatapiam się w kolorach, barwach, rosach i mgłach o poranku
Bardziej obserwuję i intensywnej czuję.

Jesień
Z jednej strony jest nostalgiczna
Z drugiej zaś bardzo piękna


czwartek, 27 sierpnia 2015

"[...] Spojrz na niebo choć przez pare sekund Ono widzi gdzieś w nas ład [...]"


Po raz kolejny zabieram się by coś napisać. Po raz kolejny słowa, które układały się w idealny ciąg w mojej głowie, bez wielkiej przyczyny wyleciały... Po raz kolejny po kolei kasuje zdania, które napisałam, bo wydają się jakieś takie nijakie, tak bardzo podobne do siebie....

A w mej głowie, jak zawsze burza z piorunami.... 


Tak bardzo bym chciała coś zrobić, szalonego, bez namysłu, czy można, czy wypada... ale jak zwykle zwycięża mój racjonalizm i zbyt długie zastanawianie się, bo przez ten jeden ułamek sekundy, cała odwaga, którą miałam sprzed chwili uleciała...

Gdy za oknem zaszło słońce, gdy jest ciemno i widać jedynie gwiazdy na niebie zastanawiam się, czy czegoś przypadkiem nie przegapiłam, nie wypuściłam z rąk, czy czasem coś, albo kogoś nie zauważyłam... bo czasem o naszym życiu decyduje przypadek, cholernie głupi przypadek...

Gdy tak patrze na niebo, tęsknym wzrokiem licząc gwiazdy powieki mi się same zamykają, a za nimi widzę intensywny zielony kolor oczu.... kolor tak bardzo nieznany, ale wydający się tak bardzo blisko.... kolor nie mój, ani nie Jego - bo My jesteśmy/byliśmy niebieskoocy... Zielony kolor, który narzuca mi się już od kilku tygodni, kolor który chciałabym zapomnieć.... ale z jakieś dziwnej przyczyny nie mogę, nie potrafię... zielony kolor, który 'tego dnia' poznałam na nowo, inaczej: zauważyłam ich intensywną barwę... kolor oczu, za którym czai się On... On, mężczyzna, którego znam od lat, ale tak naprawdę nigdy dobrze nie znałam. Mężczyzna tak bardzo realny, że aż nierzeczywisty....

Gdy tak patrzę na to niebo zastanawiam się, czy czasem nie wyobraziłam sobie tych oczu, tego Kogoś... ale wiem, że nie .... bo On jest tak blisko, a zarazem tak daleko ...

Czasem wiem co mam robić, mam konkretną odpowiedź, wiadomość... ale nie mam tej odwagi, by nacisnąć 'wyślij', bo jak tak można....

Ale gdyby coś było, nie tylko z mojej strony to dawno by coś wyszło... i tak:
"Ona nie chciała się narzucać. On nie chciał za bardzo Jej komplikować życia sobą. Tak jakby nie wiedzieli, że znaczą dla siebie więcej niż wszystko"

Mój lęk, ogromny lęk ... nie pozwala... 
Boję się ... ale czego?
Rozczarowania, bólu, zranienia?
Bo ileż można znieść....
Ja już kiedyś czułam.... mocno kochałam.... i z tamtych lat pozostał tylko lęk i obietnica, że już nigdy nikomu nie pozwolę się tak zranić... 
Ufałam, mocno ufałam.... ale co z tego?

Jednak z drugiej strony jeżeli nic nie zrobię, to nigdy się nie dowiem....

I tak teraz, wczoraj, dziś i jutro będę spoglądała na swoje niebo...

czwartek, 6 sierpnia 2015

Warszawa

Jutro wyjeżdżam na kilka dni, a ja jeszcze nie opisałam pobytu w Warszawie.

Z Warszawy mam mieszane uczucia. Z jednej strony było fajnie, zwiedzanie, zakupy, pobyt u siostry, ale z drugiej strony dał się we znaki upał i zmęczenie.

W sobotę wyjechałam dość wcześnie, żeby szybciej być i móc zwiedzić stolicę, gdyż do niej z domu mam jakieś 160 km.

Siostra na samym początku zabrała Nas do PKiN, potem na starówkę. W niedzielę pojechałyśmy na zakupy. Przejechałyśmy się metrem, spacerowałyśmy po pięknych ulicach Warszawy. Ja robiłam zdjęcia (jak zawsze).

Z tych dwóch dni mam wspomnienia zatrzymane na obrazach:






panorama :)






















środa, 29 lipca 2015

Buszująca w zbożu

Lubię zboże na zdjęciach. Lubię zboże na tle zachodu słońca. Lubię zboże na tle ciepłego słońca. Lubię zboże po deszczu. Uwielbiam zdjęcia. Uwielbiam robić zdjęcia. Dlatego dwa dni temu, kiedy deszcz ustał, a wyszło słońce, zabrałam swój aparat i zrobiłam kilka zdjęć.

A co z tego wyszło, zobaczcie sami :)









poniedziałek, 20 lipca 2015

ułamek sekundy

Miało być o Warszawie, miała być relacja z pobytu. Miało być o tym, że się odważyłam jechać sama autem do stolicy.

Ale dzisiaj o tym nie będzie. Nie będzie zdjęć.

Będzie o Aniele Stróżu... po raz kolejny... o moim życiu decyduje przypadek... jeden ułamek sekundy zastanowienia się i wyjazd... jeden ułamek sekundy, który spowodował, że nic się nie stało... jeden cholerny ułamek sekundy, a nie wiem, czy nadal bym tu była...

Lato naszło, a za tym i burze... lekkie, które ochładzają powietrze, ale też takie, którym jeży się włos na głowie... są i takie, które przeobrażają się w tornado... Wczoraj właśnie przeszło na mojej okolicy, takie tornado....

Zacznijmy od początku.

W Warszawie z M. miałyśmy w planie, że pójdziemy do kina, potem na obiad i koło 17/18.00 wyjadę, spokojnie do domu. Na film się spóźniliśmy, a nie opłacało się czekać 1,5 godz. na następny seans i tak wcześniej poszłyśmy coś zjeść, potem podjechałyśmy do Jej mieszkania, bym mogła spokojnie się spakować i o równej 15.00 wyjechać do domu. Dwie godziny spokojnej drogi. Nic nie zapowiadało tego co się stanie. Dobrze się jechało, mimo duszności odczuwanej w powietrzu. Zdążyłam jeszcze na minute zajrzeć do Szczególnego Miejsca. Zajechałam pod dom. W ostatniej sekundzie zdążyłam schować auto do garażu i zamknąć drzwi od domu. I w tym momencie rozszalała się burza, ale taka burza, którą widziałam raz w życiu, 11 lat temu. Burza, w której nie było widać nic... tylko tabun kurzu, deszczu i silnego wiatru, który zabierał ze sobą wszystko to, co napotka na swej drodze.... Siła wiatru... Ciemność... Deszcz.... i cisza... ogłuszająca cisza... Siedziałam w rodu, między jednymi drzwiami, a drzwiami mego pokoju... w ciemności, żeby nie widzieć i się nie bać... I moje myśli... W głowie, wypowiadałam tylko słowa, żeby nic się Nam nie stało, żeby dom ocalał, żeby było wszystko dobrze... Cisza i spokój... Po paru minutach wyszło słońce, deszcz ustał, wiatr poszedł dalej.. błyskawic już nie było

Z ledwością wstałam, otworzyłam drzwi od domu i rozejrzałam się po działce... Na szczęście Nam nic się nie stało, jedynie popękane zostały doniczki, ławkę zastałam w innym miejscu, nic w miejscu docelowym... Na trawie były połamane gałęzie... Wystawiłam samochód i udałam się do Szczególnego Miejsca, by sprawdzić, czy wszystko stoi na swoim miejscu... Całe szczęście nic się tam nie stało.... Jadąc drogą zauważyć można było połamane drzewa, zwalone na droge i pola... Zerwane dachy, połamane płoty, przewrócone meble ogrodowe... i kałuże na szosie....

Spotkałam znajomego, który opowiedział mi, że jechał z rodziną drogą w tą burzę, szukał miejsca, ustronnego i bezpiecznego, by mógł się zatrzymać, ale nie zdążył się zatrzymać... na ułamek sekundy życie stanęło mu przed oczami... ale na szczęście nic poważnego się nie stało... w ostatniej chwili dodał gazu i uciekł przed miażdżącym, spadającym, powalonym drzewem...

I w tamtej chwili uświadomiłam sobie, że ja mogłam być na miejscu tego znajomego, że ja mogłam prowadzić, wracać od M. i to mnie mogło się nie udać... Uświadomiłam sobie, że to dzięki nie obejrzanemu filmu, wyruszyłam wcześniej i zdążyłam w ostatniej sekundzie bezpiecznie się schronić..

Wystarczy tylko ułamek sekundy by się zakochać, by poznać kogoś, by się uśmiechnąć, by uwiecznić coś niezwykłego, ale także wystarczy ułamek sekundy, by świat nam runął...

Ułamek sekundy i podjęta dobra decyzja...

niedziela, 12 lipca 2015

"Dziec­ko może nau­czyć do­rosłych trzech rzeczy: cie­szyć się bez po­wodu, być ciągle czymś zajętym i do­magać się - ze wszys­tkich sił - te­go, cze­go prag­nie" P. Coelho

"Drogi H.


Właśnie kończy się niedziela. Za oknem, znowu, pada deszcz, jak za czarodziejską różdżką wszystko zmywa, nawet te najgorsze myśli. Pewnie Ty już nie możesz się doczekać jutrzejszego dnia, choć jesteś jeszcze taki mały. Wydawałoby się, że nic nie rozumiesz, że nie wiesz co się dzieje wokół Ciebie, ale prawda jest taka, że Ty wszystko rozumiesz i wiesz. Jesteś tak naprawdę już dużym chłopcem. Jutro czeka Cię niezwykła przygoda.

Ludzie powiadają, że miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje. Powiem Ci coś, ci wszyscy niedowiarkowie mylili się. Bo na własnej skórze przekonałam się, że takowa miłość istnieje. Wystarczył tylko jeden rzut oka, w ten październikowy dzień, praktycznie 2,5 roku temu. Właśnie w tamtym momencie zakochałam się w Twych oczkach. Nie jestem Twoją mamą, ale to własnie Ty uczysz mnie jak być szczęśliwym każdego dnia, jak z każdej rzeczy można się cieszyć, jak poznawać świat w każdej minucie swego czasu. Tak naprawdę to dzięki Tobie żyję i cieszę się z tego. W moim serduszku gościsz już na stałe, do końca moich dni.

Drogi H. jak już podrośniesz i będziesz wiedział i rozumiał co w tej chwili piszę to wszystkie te słowa Twoja ciocia przeczyta Ci i opowie jakie były Twoje pierwsze lata życia.

Moją miłość nie da się wylać w kilku słowach. Moją miłość nie da się uformować w jedną definicję, dlatego każdego dnia pokazuję jak ważny jesteś, jak Cię kocham.

Jesteś bardzo dzielnym chłopczykiem, wiesz o tym H.? Rośniesz na indywidualistę w każdej dziedzinie. Umiesz powiedzieć stanowcze NIE! Umiesz się sprzeciwić, ale także umiesz dostosować się do zaistniałej sytuacji. Masz milion pomysłów na minutę. Zadziwiasz mnie swoją kreatywnością. Kto by pomyślał, że ze zwykłych samochodzikow można zrobić prawdziwy wyścig, że sprzątanie miotełką, czy mycie naczyń może być najlepszą zabawą. To jak tak szybko rośniesz, dorastasz i uczysz się. Przecież jeszcze wczoraj nie potrafiłeś ubrać bucików na dwór, a dzisiaj sam je ubierzesz, zabierasz pod pachę kurteczkę, butelkę z napojem, otwierasz drzwi i już jesteś w innym świecie. Nawet na myśl nie przyszłoby mi, że pozbierasz niepotrzebne rzeczy i zaniesiesz do kosza, że swoje ciuchy zaniesiesz i włożysz do pralki zamykając przy tym bęben. Jesteś już taki poważny, a zarazem rozbrajasz swoją rozbójnicką miną. 

Uwielbiam jak śmiejesz się z moich żartów, jak z ufnością bierzesz mnie za rękę i prowadzisz do swojego świata, jak po obudzeniu się ze snu śmiejesz się i skrobiesz się na moje kolana i razem oglądamy baję. Jak z łobuzierską miną pokazujesz paluszek. Jak zaśmiewasz się, kiedy wariujemy na podłodze. Jak ze śmiechem na twarzy biegamy na dworze. Jak uśmiechasz się, kiedy podaję Ci owoc. Jak witasz i żegnasz się, kiedy już odchodzę. Jak wystawiasz swój mały pyszczek do buziaka. Jak z wdzięcznością spoglądasz, kiedy daję Ci paczkę smakołyków. Jak śmiejesz się w głos, kiedy uciekasz ode mnie, a ja wtedy Cię gonię, łapię i robimy "samolota'. Jak szukasz mojego wzroku wśród mam na placu zabaw. Jak szukasz mojego potwierdzenia, że coś możesz zrobić i wtedy obdarowujesz mnie najpiękniejszym uśmiechem na świecie.

Wiesz co, co jeszcze lubię? Kocham jak podczas robienia zdjęć robisz głupie miny, jak specjalnie pozujesz do aparatu, jak zaśmiewasz się bo wtedy wiem, że dobrze się bawisz. Uwielbiam jak po zrobieniu miny biegniesz do mnie i chcesz sprawdzić jak wyszło zdjęcie.

Każdego dnia zastanawiam się co z Ciebie wyrośnie? Wiem już teraz, że Pani w przedszkolu, szkole będzie miała dużo pracy, że nie oszczędzisz jej każdej minuty, bo już teraz widać Twoją indywidualność i Twoje własne zdanie, że nie potrafisz posiedzieć pięciu minut, bo tak jesteś ciekawy świata, bo wszystko Cie interesuje, bo chcesz poznawać nowe rzeczy. 

Postaram się rozwijać Twoją indywidualność, a także kreatywność. Już teraz przecież jak siadasz przy stole to przynoszę Ci kartki i kredki, mazaki, farby, bo lubisz rysować, lubisz także dużo mówić, dlatego też słucham Cie uważnie i odpowiadam, nie zostawiając Cię bez żadnych informacji. 

I wiesz co, postaram się być przy Tobie, dopingując Twoje starania i starając się zrozumieć Twoje wszystkie, ważne decyzje jakie podejmiesz w swojej drodze życia. Wiedz, że zawsze, kiedy będziesz chciał się wygadać, czy nawet pomilczeć, będę. Wystarczy, że zadzwonisz. 

Postaram się być dla Ciebie dobrą Ciocią.
Podpowiem jak podążać, jak się nie bać
Zrozumiem każdą Twoją decyzję
Wysłucham wszystko to, czego nie będziesz chciał wypowiedzieć swoim rodzicom.
I zatrzymam każdą Twoją tajemnicę.

I wiesz co: Kocham Cię.
Twoja Ciocia
M."