Przede mną ostatni emocjonujący i zabiegany tydzień. Tak, czerwiec już zawsze będzie mi się kojarzył z zadumą, wspomnieniami, łzami i niemożnością znalezienia sobie miejsca.
Czerwiec, mam już dość tego miesiąca i z niecierpliwością czekam już na lipiec, który jak na razie zapowiada się spokojnie.
Małe przerwy w napiętym grafiku spędzam z Panem H. Czas ten jest jak ulotna chwila, mgnienie oka, niezauważalny promień słońca. Brakuje mi dłuższego czasu, żeby obserwować jak rośnie, czego nowego się nauczył.
Piórko to uratowało mnie. Dzisiaj w najgorszym momencie dnia, kiedy miałam już dosyć wszystkiego i czułam, że nie podołam, w myślach poprosiłam o jakiś znak. W pewnym momencie nie wiadomo skąd u mych nóg nadleciało małe, białe piórko.
Chciałabym tyle powiedzieć. Chciałabym zadać kilka pytań. Chciałabym Podziękować. Chciałabym przekazać kilka słów. Chciałabym wypowiedzieć te dwa magiczne słowa. Jednak nie mogę. Jednak muszę w myślach ułożyć to, co chciałabym, żeby usłyszał.
To już drugie takie święto, podczas których nie mogę osobiście złożyć życzeń. Rok temu w ten ważny dzień musiałam zetknąć się z uświadomieniem sobie informacji, że Go już nie ma. Dzisiaj stojąc nad Jego nowym domem kręcę tylko głową. Nie dowierzam. Nie potrafię pojąć. To znów tak boli.
Dobrze, że świeci słońce, bo mogę ukryć opuchnięte od płaczu oczy pod fasadą okularów przeciwsłonecznych. Mogę ukryć płynące nadal, świeże łzy.
"Tato!
Jeżeli za mną stoisz i czytasz to, co piszę, to, co wylewam z siebie wiedz, że brakuje mi Ciebie, że tęsknię. Próbuję walczyć, każdego dnia walczyć, o siebie, o Nas, o wspomnienia, które pozostały. Chciałabym podziękować za to, co uczyniłeś przez tyle lat, że tyle mnie nauczyłeś i pokazałeś mi kawałek świata. Chciałabym podziękować, że wierzyłeś we mnie, jako jedyny znałeś mnie na wskroś. Ty moja podobizno. Kroplo tej samej wody. I obiecuję Ci, że nadal będziesz mógł być ze mnie dumny, tak jak byłeś. Mam nadzieję, że w miejscu, którym przebywasz jesteś szczęśliwy i opiekujesz się Nami.
"Minął rok od dnia, gdy jej dotychczas pedantycznie poukładane życie nagle się rozsypało. Aż rok. Dopiero rok. Wciąż oddychała z trudem, ale wiedziała, że aby żyć, musi wyznaczać sobie kolejne cele, układać schematy dni, pamiętać o posiłkach, spotykać się, zacząć myśleć o pracy. Musiała skupiać swoje myśli na przyszłości, żeby nawet ukradkiem nie zerkać na to, co było, co jest. Każdego dnia upominała samą siebie, że nie może rozpamiętywać... [...] Ona jednak była pewna, że są uczucia i sprawy, z którymi musi poradzić sobie sama. Przede wszystkim nie potrafiłaby o nich mówić. Czas leczy rany, mówili wszyscy życzliwi. Jednak w jej wypadku smutek i żałoba mieszkały w sercu, a nie w kalendarzu. Tak myślała wtedy... Tak myślała również dziś"
"Alibi na szczęście"
Anna Ficner-Ogonowska
Nie wiem jak poukładać w słowa to wszystko co mam w głowie. Nie wiem nawet jak wyrazić to wszystko co czuję. Wszystko się miesza. To nie tak miało być. Nie tak wyobrażałam sobie swoje życie.
Kalendarzowo rok mija jutro, ale dla mnie to jest dzisiaj. Sobota. Okrutna sobota, w której los na zawsze nas rozdzielił. Nawet nie wiem, kiedy i jak to minęło, bo wciąż jestem w tamtych chwilach. Na nowo rozpamiętuję każdą sekundę i zastanawiam się, że gdybym coś zauważyła, mały niuans w Jego ciele to może, byłoby inaczej....
Rok. Pełnie 365 dni. Czas bez Niego.
Rok. Dzień po dniu. Droga, przez którą szłam. Samotnie, czasem z Kimś, obok Kogoś, ale praktycznie pogrążona w swoich własnych myślach.
Rok, w którym wydarzyły się różne chwile. Były wesołe, radosne, ale jednak dominowały uczucia zadumy, smutku, żalu i bólu. Ból przede wszystkim serca. I tęsknota. Wielka i ogromna tęsknota. Za Nim, za sobą samą, za rodziną, za przyszłością.
Przez ten rok ja sama się zmieniłam. Znów bardziej dojrzałam. Stałam się bardziej ostrożna w mówieniu o sobie samej, o swoich uczuciach, by chronić siebie, by chronić Nas, bo nie chciałam widzieć współczucia i odczuć, że jestem w jakiś sposób inna. Może sama sobie to wmówiłam, może mogło być inaczej, ale tak się stało jak się stało.
Rok, w którym oparłam się na przeżyciu kolejnego dnia, nie myśląc o przyszłości, chowając głęboko na dnie serca swoje cele i marzenia.
Im bliżej, tym trudniej i dziwniej. Tym staje się bardziej zamyślona, nieobecna, błądząca myślami. Mimo, że czuję słońce, widzę piękno każdego dnia.
I czasem sama mam ochotę poszaleć, wyzbyć choć jedną krztę szaleństwa. Czuję jak nogi i serce rwą się. Gości uśmiech, myśli kształtują dany obraz. Jednak w pewnym momencie, w połowie drogi pojawia się cichy głosik, żeby zawrócić, żeby usiąść i tylko popatrzeć. Głosik ten podpowiada, że nie wolno, że nie wypada, że to nie ja... Chociaż .... Może.... Ale jedynie szaleństwo innych zostaje uwiecznione ...
Wpis nie ma nic wspólnego ze mną. Ja pomimo tego, że nikt nie powiedział, żebym została, pozostałam na swoim miejscu i idę w swoją własną, wyznaczoną ścieżką. Nie poddaję się i brnę dalej, pomimo, że jest to trudna i bolesna droga, ale ważne, że czynię to, co zaplanowałam i nie poddaję się, na pierwszym, możliwym zakręcie.
Miało być o czymś innym. Będzie, ale to (może) jutro. Pierw muszę przetrawić w sobie pewne informacje. Ułożyć w głowie, a potem przelać na papier.
Na swojej drodze spotykamy wielu ludzi. Z wieloma mamy jakiś kontakt. Z częścią z Nich kontakt ten się urywa. Po jakimś czasie zastanawiasz się co u Nich słychać, jak sobie radzą. Chciał(a)byś napisać, odnowić relacje, ale od czego masz zacząć, o co się spytać, żeby nie wyjść, że się narzucasz? Po przemyśleniu, po napisaniu jednego słowa, skreślasz je i nic nie czynisz. Jedynie zostawiasz wszystko na bieg czasu. Czekasz co się zdarzy. Jesteś w pewnym zawieszeniu, ale to Ci odpowiada. Wspominasz. Uśmiechasz się pod nosem. I tyle. Pozostało tylko kilka wyblakłych obrazów w Twojej pamięci.
Na swej drodze napotykasz także inne osoby, z którymi w ogóle nie zaczynasz znajomości. Widzisz ich codziennie, kiedy idziesz do pracy/na uczelnie/do szkoły/ na spacer. Z kilkoma wymieniasz uśmiech, może kilka słów. Z kilkoma osobami próbujesz nawiązać wzrok. A nóż widelec może coś się udać.
Na swej drodze napotykasz ludzi, których tylko Ty sam obserwujesz. Z ukrycia. Nie wykonujesz żadnego ruchu. Patrzysz na ich sylwetkę, na ich ubiór, wiek, kolor włosów, kolor oczu. Poszukujesz od wzajemnego wzroku. Wpatrujesz się w oczy. Doszukujesz się jakieś tajemnicy. W ich oczach widzisz całą historię, to co kryją poza zasłoną ciała, doszukujesz się ich duszy. I już wiesz, że są wartościowi. Każdy, którego napotkasz jest dla Ciebie Kimś ważnym.
Na swej drodze napotykasz również Aniołów, pod postacią człowieka. Poszukujesz tej jednej osoby w napotkanych na swej drodze ludzi. I ukrycie wierzysz, że nie przeoczyłeś tej osoby, że miałeś już z Nią kontakt, może chwilowy, ale jednak był.
Ważne jest, żeby umieć zatrzymać się, rozejrzeć i przestać bać się innych ludzi. Zacząć się uśmiechać, wymienić wzrok. Przestać patrzeć w dół, na nogi, czy do góry. Zacząć patrzeć przed siebie, prost na twarz innych osób.
Ludzie, dzięki Nim wiesz i czujesz, że nie jesteś samotny, że pomimo wielu różnic jesteś taki sam.