środa, 2 listopada 2016
Runął wielki mur i pewne obawy
poniedziałek, 5 września 2016
Historia pewnej miłości
Los naprawdę jest bardzo przewrotny i zaskakujący...
Uwierzyła w miłość. Czuje się bezpiecznie. Jest szczęśliwa. Potrafi się otworzyć. Co tydzień piecze, bo ma dla Kogo.
Przypadkowo los się do niej uśmiechnął, zesłał fantastycznego anioła...
Wierzy, że teraz będzie tylko lepiej
czwartek, 30 czerwca 2016
"Po każdym spojrzeniu w niebo zostaje w oczach nieco błękitu."
wtorek, 22 marca 2016
Rekonwalescencja
Żyję :)
Nie ukrywam jest ciężko
W środę, kiedy pojechalam do szpitala i ulokowalam się na łóżku, zapoznałam swoje dwie współlokatorki z pokoju, zastanawiałam jak to będzie po zabiegu, co wykryje lekarz w trakcje operacji... Nie balam sie samej operacji, tylko tego wszystkiego co będzie już po. Bałam się, czy dan radę wyleżec bez ruchu 24 h, ponieważ mialam mieć znieczulenie w kręgosłup... jedynie co, to przez ten cały pobyt strach ukrywalam pod uśmiechem, bo praktycznie cały czas sie śmiałam i to dlatego jakos to przetrwalam.
Dzień zabiegu - od samego rana kolo mnie był ruch, jak nie tabletki, to kroplowki, obchód, kolejne badanie kolana, i nastała godzina zero, czyli o 9.00 wyjechalam na sale operacyjną. Najlepsze jest to, że wszystko widzialam (bo w lampach odbijalo sie to wszystko, co lekarz wyprawial z kolanem, i po lewej stronie stał monitor i widziałam swoje kolano od wewnątrz). Dziwne uczucie, nie czuć nic od połowy w dół, ale majac świadomość, że tam coś sie dzieje, ze sie naprawia. Okazalo sie, że mam pękniętą chrząstke w stawie kolanowym i usunięty fałd przyśrodkowej błony maziowej. Nie pamietam jak wróciłam na sale i jak zasnęlam, bo obudziłam sie dopiero po dwóch godzinach od zabiegu.
Leżenie i nie podniesienie głowy było najtrudniejsze. Na drugi dzień czułam przeogromny ból w kolanie. Pomimo kroplówek, w ktorych byly leki przeciwbólowe czułam wszystko. Po wyjęciu mi drenu z kolana najgorzej dla mnie było zejscie z łożka nie stając na prawą nogę.
W sobotę zaś zostałam wypisana do domu. Od soboty kule ortopedyczne stały sie moimi przyjaciółkami.
Szczerze siadam już psychicznie. Bo ja jako osoba, która praktycznie nie prosi o pomoc, teraz jest uzależniona od drugiej osoby, bo raz, że nie moge chodzic na noge, ręce mam zajete kulami, nie moge prowadzić, a najprostsze czynnosci higieniczne, zrobienie sobie jedzenia i picia stają sie najtrudniejszymi rzeczami na świecie. A przecież nadchodzą święta, w domu beda goscie i poraz pierwszy nie będę mogla zrobić żadnego ciasta, ani pomóc rodzince w przygotowaniach to szlak mnie bierze. Mam dość leżenia i siedzenia, mam dość bólu, mam dość kul i tej bezradności... a to dopiero początek...
Żeby nie leki przeciwbólowe to nie wiem jakbym przetrwała ten czas bez zaciskania zębów z bólu. Prawe kolano mam trzy razy większe od lewego, próbując stanąć na nogę czuję ból, wstając z łóżka czuje ból, szwy mnie ciągną itp.
Chcialabym już normalnie chodzic i nie być uzależnioną od innej osoby, chcę być już samodzielna...
Wiem muszę pozytywnie myśleć i być cierpliwa...
Jedynie co widzę to, to że wyćwiczę sobie mięśnie na rękach od tych kul ;)
wtorek, 15 marca 2016
Szpitalne łóżko
Sama wizyta u ortopedy trwała dość długo. Bo raz doktor dokładnie przeanalizował wynik rtg (płyte), dokładnie zbadał kolano i przeprowadził ze mną dokładny wywiad. I tak, jakoś od razu wypisał skierowanie do szpitala, jak i na zabieg. Nie miał złudzeń, że może coś innego mi pomoże.
Boję się... strasznie się boję... Przed oczami mam najczarniejsze scenariusze, że coś pójdzie nie tak, że znieczulenie nic nie da, że się nie obudzę itp. Wiem, panikuję i to strasznie, ale pierwszy raz będę pacjentem i pierwszy raz będę mieć coś robione...
Wiem jedno, że tam na górze, w moim kochanym niebie mam najwierniejszego Anioła Stróża, który się mną opiekuję i to jakoś w pewien sposób mnie uspokaja.
niedziela, 6 marca 2016
Singielka
czwartek, 3 marca 2016
Spokój
niedziela, 28 lutego 2016
Przestając oczekiwać
Podczas, gdy przestałas oczekiwać,
Podczas, gdy straciłaś już nadzieję
I przestałas szukać znaków
Wlaśnie, wtedy zatrzęsła sie ziemia
Uderzyło w Ciebie jak grom z jasnego nieba
Stałas oparta o swój samochód,
czekałas chwile, bo jak zwykle byłas przed czasem
mialas zamknięte oczy i
rozkoszowałas sie promieniami słońca
jeszcze chłodnego lutowego poranka
Poczułaś na sobie wzrok
Wlasnie, wtedy uslyszalaś kroki
A przede wszystkim zobaczyłas
Cudowną barwę
Porozmawialiscie
Powiedzieliście sobie cześć na pożegnanie
Nic wielkiego
Ale to byly najlepsze Twoje 10 minut w ostatnich tygodniach Twego życia
Czasem nie warto oczekiwac
Czasem warto zdać sie na los
I zaufać swojemu Aniołowi
Bo to On wie
Co dla Ciebie jest najlepsze
Malymi krokami
Przygotowuje Cię
To wielkiej sprawy
Uczy cierpliwości
I wiary w siebie samego
Pamiętając przy tym
Żeby nie oczekiwać
I nie żalowac
Żadnej chwili
Bo nie wiadomo
Co Cię czeka zza rogiem
niedziela, 14 lutego 2016
Różne odejścia
Po cichu, bez fanfar
Po prostu odszedłeś
Nie przygotowując ani siebie, ani Nas
ale czy da się przygotować na czyjeś ostateczne odejście?
czy da się przygotować na swoje własne odejście?
Gdybyś wiedział?
Gdybym wiedziała?
To może....
inaczej bym zrobiła
wcześniej przyjechała
później od Ciebie odjechala
inaczej się pożegnała
W swoim krótkim zyciu przeszłam wiele odejść
Widziałam wiele odejść, które mocno mnie uformowały
Przecież na wlasnych rękach mam krew
Jej krew...
Próbowałam, z całych sił
próbowałam uratować Ją
Przecież wiesz,
Jednak nic nie dało się już zrobić
Teraz już wiem, że
To ta ciężka choroba odebrała Jej życie
nie Ja
Ostatnie tchnienie
Ostatnie lekkie drżenie Jej rąk
wiedziałam, że....
wiecej nie bedzie, ani uśmiechu, ani głosu
To chyba najbardziej mnie ukształtowało
Tamta cała sytuacja mocno mnie poraniła i
spowodowała, że zamknęłam się przed innymi
otoczyłam się murem
i tak tkwię w tych cholernych dziewięciu latach
Po drodze doświadczając jeszcze innych odejść
aż do Twojego
tak naprawdę nie zdawałam sobie sprawy, że
mogę być tak silna, a jednocześnie tak bardzo krucha
Ponoć człowiek w żałobie przechodzi 5 etapów:
zaprzeczenie, gniew, targowanie, depresja i akceptacja
Ja już teraz wiem, że dziewięć lat temu tak mocno zamknęłam się w sobie
zamknęłam w sobie wszystkie uczucia,
co spowodowało, że wtedy nie przeżyłam
tych pięciu etapów,
które teraz
od trzech lat
ciągle
wracają ze zdwojoną siłą
Silna i krucha
Odważna i lękliwa
Radosna i smuntna
Uśmiechnięta i bez wyrazu
Akceptująca i zaprzeczająca
Wspominająca i bojąca się własnych myśli
ale najgorsze
bojąca się, że z każdym kolejnym dniem
zapomni
o Waszych uśmiechach, głosach, sylwetkach i oczach..
Jest tyle wspomnień, ktore zacierają ślady
tego co było
z tym, co jest
poniedziałek, 8 lutego 2016
40 i 11
czwartek, 4 lutego 2016
Ulotne wspomnienie
I wiesz co, dopiero dzisiaj uświadomiłam sobie, jak stanęła mi ta scena przed oczami, że nie podziękowałam Ci... Dlatego teraz Dziękuję, że 'prawie' uwierzyłeś, nic nie mówiłeś, nie wypowiedziałeś przeklętych słów, które od czerwca slyszałam 'przykro mi' 'rozumiem co czujesz' 'czas leczy rany' itp. tylko uśmiechnąłeś się... Wtedy nie rozumiałam, ale dzisiaj czytając Twoją relację z tamtej chwili, ponownie rozumiem, ponownie czuję, i tęsknie za Twoimi postami... Dzisiaj zrozumiałam, co wtedy wyczytałeś, bo czytałeś ze mnie jak z otwartej księgi: "Są chwile, kiedy przestaje się mówić, żeby zbudować klosz. To sytuacja o tyle beznadziejna, że, odcinając zdrowy rozsądek i wierząc w sukces ucieczki przed światem, zapominamy, że łzy zostają wewnątrz nas"
*(dopiero teraz dotarło do mnie dlaczego tak się wyróżnialiśmy spośród tłumu: ja siedząca zawsze przed czasem, Ty spóźniający się praktycznie zawsze i siadający obok, na pustym miejscu, który praktycznie zawsze otaczał moją osobę)