wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowanie

No to nastał ten czas. Dzisiaj jest Sylwester, czyli rok od założenia bloga. Podsumowuje to teraz, bo obawiam się, że wieczorem nie będę mieć czasu. Pamiętam pierwszy wpis. Był on bardzo nieporadny. Nie wiedziałam co mam napisać, jak ująć słowa, żeby było dobrze. Obecnie nie mam z tym problemu. Przez ten rok nauczyłam się wiele, doświadczyłam wiele, opisałam wiele. Przez ten rok umieściłam 116 postów (z dzisiejszym to 117), w których znalazła się radość, szczęście, przemiana, zdrowie, smutek, pogodzenie się z kruchością życia, podniesienie się z dołka, rodzina, dziecko, no i Wy. Dzięki temu rokowi poznałam wiele fajnych ludzi, przeczytałam wiele zaskakujących historii. Dzięki pisaniu odkryłam siebie, swoją duszę, swoją cząstkę. Przez ten rok przeczytałam różne książki, które pomogły mi się otworzyć i zrozumieć świat, który nas otacza. Przez ten rok wydoroślałam, zmieniłam się, dojrzałam psychicznie, marzyłam, dążyłam do celu. Nauczyłam się, że rodzina jest najważniejsza, to dzięki niej człowiek istnieje, wie jaki jest. Zrozumiałam, że rodzina jest z Tobą zawsze, że pomimo, niektórych zdarzeń potrafi się zjednoczyć, być i współgrać. Teraz wiem, że na rodzinie mogę polegać, ufać i opiekować się nią. 

Jutro mamy Nowy Rok, 2014, który dla mnie jako studentka jest bardzo ważny. W 2014 roku obronie magistra, przestanę być uczniem szkoły wyższej, przechodzę na wyższy szczebel. Dlatego życzyłabym sobie, żeby wszystko poszło dobrze, żeby obrona była fantastyczna, żebym odnalazła pracę, którą będę lubić. Chciałabym również, żeby wszystkie moje postanowienia odnalazły światło dzienne, żebym znowu się nie pogubiła, jako osoba, żebym odnalazła nadzieję i znowu nauczyła się marzyć i realizować swoje postanowione cele.

A Wam Życzę Szczęścia, żeby Nowy 2014 rok był o niebo lepszy od poprzedniego, żebyście mieli milion powodów do uśmiechu każdego, kolejnego dnia, żebyście żyli każdą daną Wam chwilą, nie tracili z oczu tego najważniejszego. 

Do siego roku Moi Kochani. :*

sobota, 28 grudnia 2013

Święta, zmiany i spotkanie

Święta, Święta i po Świętach. Tak, od lat jest mi wpajane. Tak, od kilku lat, sama mawiam. Przygotowania do Świąt spędzone w napięciu, oczekiwaniu i nadmiernym myśleniu. W domu wyczuć można było wielką zadumę. 

Wtorek - Wigilia - przedpołudnie - przygotowania do wieczerzy i na kolejny dzień. Spędzone na rozmowie, wspomnieniach, opowiadaniach. Odwiedzenie Jego miejsca. Zaduma. Łzy same płynące. Zostawienie obietnicy, że już więcej nie będzie łez (jedynie te przypadkowe), że się człowiek pozbiera i pójdzie na przód. Tak, jakby chciał. Wieczór - gęsta atmosfera, rodzina, łzy, życzenia bez słów, łamanie się opłatkiem, także bez słów, bo słowa nie chciały przejść przez gardło, bo za mocno się wszystko przeżywało. Bo to pierwsza Wigilia bez Niego, bez człowieka, który był podporą, dumą i wielką nadzieją. Najważniejsze, że w tych chwilach była Rodzina - cała, My i Ona, no i H. H. - brzdąc urozmaicił nam te chwile. Widok jego radości i szczęścia w oczach, rozpakowywanie prezentów, zabawa, kręcenie kółesiami, domaganie się jedzenia, śmiech, przytulenie, wyciąganie rączek - coś bezcennego- to H. skupił swoją całą uwagę. Może to i lepiej. I wiara w to, że On na to wszystko patrzył z Góry i Uśmiechał się do Nas.

Kolejne dwa dni spędzone pod hasłem Rodziny - spotkań - tych samych osób, co zawsze, co święta. Były śmiechy, rozmowy, wspomnienia, zaduma, zatrzymanie się nad Jego osobą. Wiadomo, że pierwszy i drugi dzień świąt były takie same, jednak z drugiej strony całkowicie inne. Brakowało Jego. Brakowało Jego Głosu i Jego anegdot. Co każde spotkanie rodzinne słyszeliśmy te same historie, znaliśmy je na pamięć, z niektórych śmialiśmy się, z innych krzywiliśmy twarze, czasem mieliśmy ich dość. Teraz chciałabym, żeby te historie opowiadał na okrągło. Bo teraz właśnie ich najbardziej brakuje i będzie brakować.

Cieszę się, że tegoroczne Święta Bożego Narodzenia przeżyliśmy, daliśmy radę, jako Rodzina, jako wspólnota, że na Nowo zbliżyliśmy się do siebie, że przede wszystkim czuć było Jego, że był z Nami w sercu, umyśle i naocznym 'pustym miejscu' przy wigilijnym stole.

Czuję, że może być inaczej. Czuję, że nadchodzą we mnie zmiany. Czuję i widzę coraz bardziej światełko w tunelu, gdzie na samym końcu stoi Nadzieja na lepsze jutro.

Postanowiłam, że muszę zadbać o Rodzinę, a przede wszystkim zadbać o własną osobę. Pomyśleć o swoim życiu, o zmianie, na nowo nauczyć się marzyć i (jak pewna osoba życzyła) nabrać więcej nadziei i ją wokół siebie rozprzestrzeniać.

Wiem, że minęło już/dopiero pół roku. W moim życiu będzie kolejnych takich bolesnych, smutnych pół roku. Myślę, że najważniejszy w tym wszystkim jest to, żeby nie zatracić siebie, odnaleźć pasujące puzzle, dojść do siebie i mieć odwagę na najważniejszy krok w swoim życiu.

Nie mówię, że się z tym wszystkim pogodziłam, przeszłam do dnia codziennego, zapomniałam o tych ważnych momentach. Pamiętam dobrze i zachowam te obrazy do końca życia. Nadal boli, gdy wspominam, gdy o Nim myślę. Tylko uczę się, że On by tak nie chciał. Chciałby, żebym się realizowała. Chcę, żeby był dumny. Uczę się, że On zawsze będzie ze mną - w tych nadchodzących ważnych chwilach mojego, dalszego życia. Uczę się, że będzie zawsze, gdzie ja się udam. Uczę się, że On jest, nie odszedł, ponieważ mam Go w sercu, umyśle i najwspanialszych wspomnieniach, które w każdej chwili mogę odtworzyć, nieważne gdzie jestem i co robię.

Zdaję sobie sprawę, że jednego dnia zrobię krok do przodu, a następnego dnia cofnę się o dwa do tyłu. I na zmianę tak będzie. Już się z tym pogodziłam i tylko pozostało mi nie poddawać się i nie załamywać rąk, nawet wtedy, kiedy wszystko pójdzie nie tak, jakbym chciała. Dzisiaj jedna osoba powiedziała, że ważne jest dobre myślenie. I coś w tym jest.

Dlatego spisuję na kartce swoje postanowienia na nowy rok. Spisuję to, co chciałabym w sobie zmienić. I wierzę, że mi się uda i że On zawsze będzie trzymać za mnie kciuki.

"Wyraźnie czuję nacisk powietrza w płucach, zaczyna mnie kłuć w boku i ten ból - fantastyczne odczucie czysto fizyczne, łatwe do umiejscowienia, uświadamia mi, że mimo wszystko jeszcze Żyję"
"Głos Serca" J. Picoult

Można powiedzieć, że zaczęłam realizować swój plan. I dzisiaj wyszłam do ludzi. Dzisiaj było spotkanie klasowe po kilku latach. Pomimo, że większość nie przyszła i była mała garstka to nie żałuję. Dumna jestem, że w ostatniej chwili nie zrezygnowałam i że pojechałam, pośmiałam się, porozmawiałam, pomimo, że w podświadomości miałam małe wyrzuty sumienia, że nie wypada, że za prędko itp. Fajnie było, krótko ale fajnie.

niedziela, 22 grudnia 2013

"Czasem słowa nie mieszczą w sobie uczuć, które próbujemy w nie wlać" *

Mogłabym napisać list do Mikołaja. Mogłabym napisać list do Pana Boga. Mogłabym napisać list, w którym bym umieściła swoje życzenia, podziękowania, swoje uczucia. Jednak tego nie zrobię, bo i po co, jak wiem, że moje najskrytsze marzenie, nigdy się nie spełni. Wiem już teraz, że nie będzie tak jak kiedyś, nie przyjdzie, nie podzieli się opłatkiem, nie uśmiechnie się. Po co mam robić sobie nadzieję, że może stanie się cud. Cuda może i się zdarzają, jednak nie mnie. Jedynie mogłabym w swoim liście umieścić to, żeby te nadchodzące święta zostały przeżyte w spokoju, gronie rodziny i we wspomnieniach związanych z osobami, które nie powrócą. Podziękowałabym za Nich, za rodzinę, że jeszcze istnieje, że na nowo uczymy się nawzajem. Podziękowałabym za moich Aniołów Stróżów.

W ostatnim tygodniu zajęć na uczelni nie było mnie. Po prostu na nie, nie poszłam. Nie pojechałam do Bydgoszczy. Zostałam w swoim bezpiecznym pokoju pełnym wspomnień. Szczerze mówiąc uciekłam od uczelni, od ludzi w niej przebywających. Nie chciałam Im pokazać swoją słabość, swoją zadumę, swój smutek i swoje łzy. Uciekłam, bo wiedziałam, że nie dałabym radę wysłuchać tych wszystkich życzeń, tego Wesołych Świąt, uścisków, uśmiechów. Samej trudno mi by było wypowiedzieć tych kilka słów. Dlatego nie chciałam jeszcze bardziej rozbijać siebie, swojego serca. Dobrze jest tak, jak jest. Spotkam się z nimi dopiero w Nowym Roku. Mam nadzieję, że wtedy ze mną będzie lepiej, że do tego czasu pozbieram się na nowo.

Dzisiaj, dokładnie o 16.45, dwa dni przed Wigilią mija pół roku, dokładne 6 miesięcy. Nawet nie wiem, kiedy przeminęły. Ten szczególny dzień, wydaje mi się jakby był dopiero wczoraj. Pamiętam każdy szczegół, każdą łzę, każdą emocję. Pamiętam te wszystkie myśli, tą czarną dziurę, którą miałam, którą przeżywałam,  i która ciągnie się do dnia dzisiejszego. Im dalej tym gorzej, tym bardziej wszystko odczuwam. Im dalej, tym bardziej próbuję ukrywać to, co mam w środku, tylko to staje się coraz bardziej trudne. Coraz bardziej nie potrafię ukryć tego, co przeżywam, coraz bardziej trudniej jest ukryć łzy, gromadzące się na wierzchu, które nie potrafią utrzymać się na wodzy i płyną po zimnym policzku. Najgorzej jest, kiedy nadchodzi wieczór, kiedy sama leżę na łóżku, w ciemnym pokoju i wszystko wraca z dwojoną siłą. Nawet już pieczenie straciło swoją magię, swój urok. Rok temu w tym czasie pachniało wypiekami, dzisiaj oddalam tę czynność tak długo, jak mogę. W głowie jeszcze nie mam listy ciast, które muszę upiec. Kiedy patrzę na H., brzdąca, który jest szczęśliwy i poznaje świat każdą swoją komórką, to mu zazdroszczę. Tak, zazdroszczę tej Jego niewiedzy, tego szczęścia, błogiego uśmiechu, radości i niewinnych, dziecinnych psot. I współczuję, że tak krótko mógł przebywać w towarzystwie swojego dziadka.

Nie wiem, jak to będzie za te dwa dni. Nie wiem, jak to przeżyjemy. Wiem jedno, że w te dni będziemy razem. I to jest najważniejsze.


W ten szczególny czas chciałabym wam Życzyć spokojnych, wesołych Świąt Bożego Narodzenia, spędzonych w gronie tych najbliższych. Życzę magicznej atmosfery, która kojarzy mi się z rodzinną miłością, bliskością, zaufaniem i szczerością. Życzę szczerych uśmiechów. Życzę, żeby nie zabrakło rodzinnego śpiewu kolęd i łamania się opłatkiem. Życzę również tego, aby te Święta były kojarzone ze szczęściem i rodziną. Życzę, aby przez czas Świąt nie zgasł Wam uśmiech, żeby te Święta były najlepszymi Świętami, jakie przeżyliście w swoim, dotychczasowym życiu.


*********************************************************************************************
* "To, co zostało" Jodi Picoult


niedziela, 15 grudnia 2013

Uśmiech?

"Wiem jak ułożyć rysy twarzy, by smutku nikt nie zauważył."

Szymborska W.


Nikt nie wie, Nikt nie zauważa, albo nie chce zauważyć, ile kosztuje mnie jeden uśmiech. Uśmiech, który jest gorzki, bez wyrazu, z uciekającymi oczami.

Miniony weekend spędzony był pod znakiem takiego uśmiechu. Rodzinne spotkania, które były bardzo dziwne, przygnębiające, z wielką dozą dystansu do siebie, do osób, które można powiedzieć, że są (a może były) bliskie. Z całą pewnością czas, zrobił swoje. Czas, który zniekształcił czyste relacje.

Co można komuś powiedzieć, jak ostatnio się widziano i zamieniło się kilka słów równy miesiąc temu. Przecież cały czas o pogodzie, o duperelach nie można mówić. Po kilku minutach wspólne tematy się kończą, a zaczyna się dziwna, gęsta atmosfera.

Może, dlatego nie lubię takich, rodzinnych wizyt, gdzie w każdej sekundzie brakuje duszy towarzystwa, gdzie najmniejsze słowo przypomina o tych czasach, które już się nie powtórzą.

Przypominam obrazy i porównuję do obecnych, minionych chwil. Zmiany są bardzo widoczne. Zmiany, do których nie umiem się przystosować, ogarnąć i przetrawić.

Do świąt (Wigilii) zostało niecałe 9 dni. Czy ja 'to' przetrwam, czy dam radę? Po raz kolejny boję się. Jedynie czego chciałabym to jest to, żeby tych tegorocznych świąt nie było. Tak, to byłoby dla mnie, w tej chwili najlepsze.

środa, 11 grudnia 2013

"A kiedy tęsknię"

Nie lubię takich dni, jak dziś. Nie lubię zostawać dłużej w Bydgoszczy, niż to jest konieczne. Nie lubię samotnych wieczorów, bo podczas takich chwil, nad moją głową gromadzą się ciężkie, czarne chmury - Ja, wieczór, muzyka, myśli, wspomnienia i czas, który mija z dwojoną siłą.




wtorek, 10 grudnia 2013

Anioł Stróż

Dzisiaj stało się coś dziwnego. Dzisiaj poczułam namacalnie rękę swojego Anioła Stróża. Inna osoba powiedziałaby, że zwariowałam, że nie istnieje żaden Anioł Stróż, że to wytwór mojej wyobraźni. Jednak ja twierdzę i jestem przekonana, że dzisiaj uratował mnie mój Kochany Anioł Stróż. Do tej pory uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Nie czuję się wyróżniona, nie podniosło mi się ciśnienie. Tylko jeszcze do końca nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Siostra by powiedziała, że w 'czepku jestem urodzona' bądź 'głupi ma zawsze szczęście'.

Zdarzenie miało miejsce w okolicach 16.15. Dodam tylko, że nie padał deszcz, ani śnieg. Szosa nie była oblodzona. Na ulicach nie ma już żadnego śladu po weekendowym opadzie śniegu. Idąc do centrum handlowego zatrzymałam się przed światłami, bo akurat czerwone dla pieszych było. Kiedy z czerwonego zrobiło się zielone światełko ruszyłam przed siebie. Nie zrobiłam nawet dwóch kroków jak poczułam jakąś bańkę, ścianę przez którą nie mogłam przejść, stanęłam jak wryta, w sercu natomiast poczułam ciepło i miłość, która rozprzestrzeniła się na całe ciało. Po sekundzie (myślę, że nawet ta sekunda nie minęła) milimetr przed moimi stopami zatrzymał się samochód, który był prowadzony przez kobietę. Maska samochodu - moje nogi, moje nogi, a maska samochodu. Rozejrzałam się o co chodzi, babka na mnie spojrzała przepraszającym wzrokiem, jeden facet za mną skomentował "panienko naucz się dobrze jeździć', inny zaś zagadał do mnie "nie wzrosło Pani ciśnienie". Ja na to, że nie. Pokręciłam głową, przepuściłam samochód, który omal mnie nie przejechał, przeszłam przez pasy, zatrzymałam się na chwilę, podniosłam głowę ku niebu z cichym głosem, z radością i z ciepłem w sercu powiedziałam do samej siebie, tylko trzy słowa: "Dziękuję Ci Tato".

Możecie uznać, że to głupie. Jednak wierzę, że to On uratował mnie, że jest moim Aniołem Stróżem, że pilnuje mnie, strzesze. 

Jedna sekunda wystarczy by Twoje życie zmieniło się. Jedna sekunda wystarczy by stracić życie. Jedna sekunda wystarczy by zrozumieć, że życie jest jedno. Dlatego dbaj o nie jak należy i ciesz się każdym dniem.

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Różnie bywa

W życiu różnie bywa.
Śmiejemy się, a za chwile płaczemy. Uśmiechamy się, a za rogu wystaje już, w gotowości smutna mina. Powinniśmy kochać życie, pogodzić się z losem, z tym co mamy. Chociaż, czasem nie wiemy, czy na 100% chcemy tak żyć, czy nie. Brakuje nam odwagi na zmianę, na wypowiedzenie pewnych słów. Milczymy. Trwamy w takim chaosie. Boimy się tego co nowe, nieuchronne. Tchórzymy w pewnych sytuacjach. Żałujemy, że coś zrobiliśmy, bądź nie zrobiliśmy. Myślimy. Analizujemy. Nie cieszymy się. Narzekamy. Robimy coś z przymusu, a nie z własnej chęci, nie dla przyjemności. Czegoś Nam brakuje. Kogoś Nam Brakuje. Jesteśmy samotni, chociaż mamy przyjaciół. Uciekamy przed czymś, przed kimś. Dokądś dążymy. Biegniemy za nieuniknionym. Łapiemy chwile ulotne. Gdzie w tym wszystkim Ty jesteś? Ty i Twoja osobowość. Ty i Twoje marzenia. Ty i Twoja rodzina. Czy w tym wszystkim jesteś sobą, czy przybierasz taką samą twarz co inni, żeby nie zostać odrzuconym? Czy w tym wszystkim masz swoje zdanie, głośno je wyrażasz? Czy nie stajesz się człowiekiem, bez marzeń, bez emocji, bez uczuć, wypluty przez społeczność? Czy to wszystko jest Ważne? Tak! Jest bardzo Ważne. Musisz stać się sobą, znaleźć swoją własną, niepowtarzalną indywidualność. Nie patrzeć na innych. Być, Żyć, Kochać.

W życiu różnie bywa. 
Wiem, to. Doświadczyłam na własnej skórze tą różnorodność, huśtawkę tych barw. Tęsknię za tymi czasami, tymi kolorowymi chwilami. Nie chcę być odpowiedzialna za wszystkich. Chcę być odpowiedzialna, tylko za siebie. Za dużo na mnie spadło. Przerasta mnie to wszystko. Brakuje mi sił. Chcę znowu poczuć się sobą. Odnaleźć swoje prawdziwe Ja. Nie podoba mi się to, Kim teraz jestem. Jestem wrakiem człowieka, pomimo iż się uśmiecham, wstaje, rozmawiam, śmieję się. Ponownie się zamykam. Zatrzaskuję bramę do swojego serca. Zbieram potrzaskane części. Bandażuje. Sklejam wszystko do kupy. Ale, czy to wszystko będzie pasować do siebie, czy nie zabraknie tego najważniejszego elementu, jakim jest miłość i szczęście. Próbuje. Kiedy One zaczynają płakać, krzyczeć na siebie, ja uciekam do swojego świata, zmieniam tok myśli. Boję się o Nią. Strach przezwycięża. Smutek przezwycięża. Pustka przezwycięża. Wariuje. Szaleje. Buntuje się. 

W życiu różnie bywa.
Potrafię komuś doradzić. Potrafię komuś pomóc. Potrafię kogoś wysłuchać. Potrafię kogoś rozśmieszyć. 
Tylko Nie potrafię doradzić sobie. Nie potrafię sobie pomóc. Nie potrafię siebie wysłuchać. 
Tak łatwo jest się pogubić. Tak trudno jest odnaleźć siebie.
Tak wiele jest wylanych łez.


piątek, 6 grudnia 2013

Zima

Nadeszła, przypomniała o sobie, zapukała do Naszych okien. Po raz kolejny zaskoczyła. Tak, to właśnie jest zima - jeszcze nie kalendarzowa, a jednak Ona. Na drogach ślisko jak diabli. Na całe szczęście, był tylko jednen, niewielki poślizg. Mam nadzieję, że jutro rano, jak otworzę oczy, nie ukaże mi się na horyzoncie, że jesteśmy zasypani. Lubię zimę, ale taką bardzo białą, mroźną ze słońcem na nieboskłonie. W południe sypało tak, że świata nie było widać. Zdarzały się również takie chwile, gdzie słońce wyszło i ukazało swoje piękno. A poniżej są zdjęcia z tych krótkich, ale jak pięknych minut.




czwartek, 5 grudnia 2013

"[...] Są na świecie dobre okna w dobrym mieście, i ta wiara, że w człowieku - człowiek jest. [...]"

Wielkimi  krokami zbliża się rocznica bloga. W tym szczególnym dniu nie będzie fajerwerk, tortu, ani hucznej zabawy. W ten dzień pozostanie tylko refleksja nad rokiem, który przeminął, nad życiem, nad sobą, nad ludźmi, których spotkałam, poznałam, w których zostawiłam jakąś cząstkę siebie. 

Pamiętam ten ostatni dzień, gdzie w jednej sekundzie zamykamy stary rok, a zaczynamy nowy. Wtedy w głowie mamy wiele przemyśleć, życzeń, postanowień. Nie wiemy, czy wszystko co postanowiliśmy zrealizujemy, tak jakbyśmy chcieli, czy nawet część z nich w ogóle ruszymy. Zakładając wtedy ten blog nie myślałam, że przez taki okres będę prowadzić, będę pisać, otwierać część siebie - część, która znana jest 'tylko' Wam i mnie samej. Ta część, nigdy nie została wypowiedziana na głos. Przyszedł taki moment, że musiałam 'to' wszystko wylać z siebie i w ten sposób jestem tutaj i teraz.

Był taki moment, że chciałam przestać pisać, bo kogo może obchodzić moja osoba, moje przeżycia, emocje. Jednak po dłuższej nieobecności musiałam wrócić, bo zrozumiałam, że to jest to, co chcę kontynuować, nawet, gdyby nikt tych moich wypocin nie przeczytał.

Przez ten rok zdarzyło się bardzo wiele. Były chwile triumfu, szczęścia, śmiechu, przyjaźni. Były również i te chwile szare, smutne, ciężkie, trudne - chwile, do których nie byłam przygotowana. Jednak takie jest życie, które składa się właśnie i z radości i ze smutku. Ważne jest, żeby się nie poddawać i małymi kroczkami iść przed siebie.

Zakładając bloga nie wiedziałam, czy będę zdrowa, czy to co mam w głowie, jest tym 'czymś' co wymaga hospitalizacji, czy można o tym 'czymś' zapomnieć. Miałam w sobie sprzeczne uczucia, sprzeczne emocje, sprzeczne myśli. Nie wiedziałam, czy będzie dobrze, czy dam radę, czy wyzdrowieję. Wymagany był wyjazd do Torunia na głębsze badania. Na całe szczęście wyniki były dla mojego zdrowia pozytywne i można było zapomnieć o całej sytuacji. Jednak zawsze pozostaje ten strach, ten jeden %, gdzie myśli same kierują się na tory: a może coś zostało przeoczone, ten ból musi z czegoś wynikać, lekarze się nie znają, lekarze coś przeoczą i będzie za późno. Staram się jak najmniej o tym 'czymś' myśleć, bo przecież ważne jest, że Żyję, funkcjonuję, uczę się, poznaje ludzi, doświadczam, mam rodzinę, mam dom. To wtedy było najważniejsze. Dzięki pisaniu jakoś się z tym uporałam. Wylałam wiele z siebie. Dałam radę i się zmieniłam. Przyszedł taki moment, że poczułam się szczęśliwa, ze wiedziałam co che zrobić, miałam plany, byłam otwarta na wszystko, poznawał w tamtym okresie fantastycznych ludzi, do których mam sentyment i miło ich wspominam. Następne mijające miesiące mocno mnie zaskoczyły. Przyszły te chwile, z których nie potrafię się pogodzić, uporać się, zapomnieć, które dały mi mocno do myślenia, zastanowienia się, nad zmianą, nad sobą. Ostatnie miesiące były niełaskawe. Próbuję się podnieść, pójść do przodu, realizować się. Tylko przy tym wszystkim pozostaną w głowie obrazy mijających miesięcy, obrazy, które będą żyły razem ze mną, które wiem, że nie przeminą, jednak (mam taką nadzieję) zminimalizują ból po wielkiej stracie, wielkiej pustce w sercu i w duszy. 

Dzięki temu blogowi poznałam wielu fantastycznych i wyjątkowych ludzi, którzy pozwalają się poznać, które otworzyły drzwi i okna w swój wirtualny świat, które na swój własny sposób uczą mnie, pokazują jak żyć, jak się cieszyć. Dzięki Wam wiem, że Nie Jestem Sama. Wiem, że każdy z Nas ma jakiś swój bagaż życia, pomimo wieku, miejsca zamieszkania, kultury, pracy, refleksji na dany temat.. Wchodząc tutaj, w świat bloga, nie mogę się doczekać tego, czym się ze mną podzieliliście. Dzięki Wam poprawia mi się nastrój, gości uśmiech na twarzy. Swoimi słowami, zdjęciami, wierszami, opowieściami dajecie mi dużo do myślenia, refleksji, podtrzymujecie na duchu. Jestem tutaj dzięki Wam. Dlatego chciałabym Wam zadedykować dwie ważne dla mnie samej piosenki. Pierwsza widnieje już na początku, czyli "Dni, których jeszcze nie znamy" Grechuty i "Nie jesteś sama" Seweryna Krajewskiego


poniedziałek, 2 grudnia 2013

Cichy głosik.

Zawsze jak wracam autobusem do Bydgoszczy słucham radia, bądź czytam książkę. Zdarza się również drzemka. Zawsze siadam na tym samym miejscu (pisałam już o tym tutaj). Zazwyczaj patrzę przez okno, obserwuję migoczący krajobraz i rozmyślam, przysłuchując się sunącej przez słuchawki muzykę, rozmów innych ludzi i własnych myśli.

Wczoraj było tak samo. Przez równe trzy godziny jazdy leciało radio. Przez równe trzy godziny padał deszcz. Przez równe trzy godziny rozmyślałam.

W pewnym momencie w słuchawkach usłyszałam jakieś trzaski, muzyka ucichła. A cichy głosik w mojej głowie podpowiadał mi, żebym zmieniła stację. Cichy głosik podpowiadał, że nie warto czekać, że trzeba w tej jednej sekundzie, szybko, bez żadnych chwil zwłoki. I po raz kolejny, mój cichy głosik nie zawiódł mnie, a po raz kolejny mnie zadziwił. 

Po zmianie, w czasie rozmyśleń o Nim usłyszałam muzykę i słowa, której jeszcze nie słyszałam. Melodia*, tekst były dla mnie obce, ale bardzo znajome. Głos, przecież to wokalista zespołu, który cenię, który jest mi bliski sercu, którego cenię za słowa, za prawdę, za przeżycia, za emocje. Podczas wsłuchiwania się, usłyszałam tak naprawdę wszystko co dotyczy mnie, mojego obecnego życia. W pewnej chwili miałam przeświadczenie, że to naprawdę są Jego słowa, a nie głos wokalisty, że przyszedł do mnie, że sfrunął z tych swoich chmur, że próbuje się ze mną w jakiś sposób skontaktować, że chce żebym się uporała, że to jakby słowa od Niego ułożone w piękny list, który trafia prosto w rozszalałe serce. Nie wiem, może wariuję, może szaleję, może moje zmysły już mnie zwodzą, ale naprawdę w tamtej chwili tak się czułam. Czułam to wszystko całą sobą, całym sercem, umysłem.

To już ponad 5 miesięcy, a ja nadal stoję w miejscu, nie ruszyłam dalej, a wręcz przeciwnie cofam się w przeszłość. Przeszłość, która z jednej strony jest szczęśliwa, a z tej drugiej boląca, szara i bez żadnych oznak życia. Czy tak ma wyglądać moje życie? Chcę coś zmienić, poukładać życie "żeby miało jakiś sens", tylko że jeszcze nie odnalazłam pasujący puzzel, nie odnalazłam odpowiedni drogowskaz życia. Czuję, że nadchodzi ten moment zmiany "czegoś" w życiu. Boję się, że mogę przeoczyć, nie zauważyć pomocnej dłoni.


* wspomniana melodia jest w poście poniżej, a także tutaj