poniedziałek, 20 lipca 2015

ułamek sekundy

Miało być o Warszawie, miała być relacja z pobytu. Miało być o tym, że się odważyłam jechać sama autem do stolicy.

Ale dzisiaj o tym nie będzie. Nie będzie zdjęć.

Będzie o Aniele Stróżu... po raz kolejny... o moim życiu decyduje przypadek... jeden ułamek sekundy zastanowienia się i wyjazd... jeden ułamek sekundy, który spowodował, że nic się nie stało... jeden cholerny ułamek sekundy, a nie wiem, czy nadal bym tu była...

Lato naszło, a za tym i burze... lekkie, które ochładzają powietrze, ale też takie, którym jeży się włos na głowie... są i takie, które przeobrażają się w tornado... Wczoraj właśnie przeszło na mojej okolicy, takie tornado....

Zacznijmy od początku.

W Warszawie z M. miałyśmy w planie, że pójdziemy do kina, potem na obiad i koło 17/18.00 wyjadę, spokojnie do domu. Na film się spóźniliśmy, a nie opłacało się czekać 1,5 godz. na następny seans i tak wcześniej poszłyśmy coś zjeść, potem podjechałyśmy do Jej mieszkania, bym mogła spokojnie się spakować i o równej 15.00 wyjechać do domu. Dwie godziny spokojnej drogi. Nic nie zapowiadało tego co się stanie. Dobrze się jechało, mimo duszności odczuwanej w powietrzu. Zdążyłam jeszcze na minute zajrzeć do Szczególnego Miejsca. Zajechałam pod dom. W ostatniej sekundzie zdążyłam schować auto do garażu i zamknąć drzwi od domu. I w tym momencie rozszalała się burza, ale taka burza, którą widziałam raz w życiu, 11 lat temu. Burza, w której nie było widać nic... tylko tabun kurzu, deszczu i silnego wiatru, który zabierał ze sobą wszystko to, co napotka na swej drodze.... Siła wiatru... Ciemność... Deszcz.... i cisza... ogłuszająca cisza... Siedziałam w rodu, między jednymi drzwiami, a drzwiami mego pokoju... w ciemności, żeby nie widzieć i się nie bać... I moje myśli... W głowie, wypowiadałam tylko słowa, żeby nic się Nam nie stało, żeby dom ocalał, żeby było wszystko dobrze... Cisza i spokój... Po paru minutach wyszło słońce, deszcz ustał, wiatr poszedł dalej.. błyskawic już nie było

Z ledwością wstałam, otworzyłam drzwi od domu i rozejrzałam się po działce... Na szczęście Nam nic się nie stało, jedynie popękane zostały doniczki, ławkę zastałam w innym miejscu, nic w miejscu docelowym... Na trawie były połamane gałęzie... Wystawiłam samochód i udałam się do Szczególnego Miejsca, by sprawdzić, czy wszystko stoi na swoim miejscu... Całe szczęście nic się tam nie stało.... Jadąc drogą zauważyć można było połamane drzewa, zwalone na droge i pola... Zerwane dachy, połamane płoty, przewrócone meble ogrodowe... i kałuże na szosie....

Spotkałam znajomego, który opowiedział mi, że jechał z rodziną drogą w tą burzę, szukał miejsca, ustronnego i bezpiecznego, by mógł się zatrzymać, ale nie zdążył się zatrzymać... na ułamek sekundy życie stanęło mu przed oczami... ale na szczęście nic poważnego się nie stało... w ostatniej chwili dodał gazu i uciekł przed miażdżącym, spadającym, powalonym drzewem...

I w tamtej chwili uświadomiłam sobie, że ja mogłam być na miejscu tego znajomego, że ja mogłam prowadzić, wracać od M. i to mnie mogło się nie udać... Uświadomiłam sobie, że to dzięki nie obejrzanemu filmu, wyruszyłam wcześniej i zdążyłam w ostatniej sekundzie bezpiecznie się schronić..

Wystarczy tylko ułamek sekundy by się zakochać, by poznać kogoś, by się uśmiechnąć, by uwiecznić coś niezwykłego, ale także wystarczy ułamek sekundy, by świat nam runął...

Ułamek sekundy i podjęta dobra decyzja...

2 komentarze:

  1. widziałam w wiadomościach te potworne zniszczenia....chwała Bogu, że nic Ci się nie stało!!!!!!!

    u nas na szczęście tylko lało jak z cebra przez całe 12 godz. - poranny spacer z psami w błocie po kolana...no i od razu ziąb - rano 11 a teraz 15 stopni C

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, w takich chwilach nawet niedowiarek zastanawia się nad obecnością Aniołów...

    OdpowiedzUsuń