czwartek, 4 lutego 2016

Ulotne wspomnienie

Czytając kolejną już książkę w tym krótkim i nowym miesiącu przed moimi oczami stanęła scena, która rozegrała się praktycznie trzy lata temu. Wydaje się tak dawno temu, ale paktycznie odczułam jakby rozegrała się dopiero co wczoraj... Gdybyś tylko wiedział, jak tamte emocje, które wtedy wyczytałeś z jednego słowa "dobrze" będą nadal we mnie siedziały, a ja nadal będę otaczać się niewidzialnym murem, byś pewnie nie uwierzył... Byłam wtedy tak krucha, ale jednocześnie tak bardzo zamknięta w sobie... Uciekałam i (chyba) tylko Ty wtedy to usłyszałeś, a przede wszystkim zobaczyłeś... Tak masz rację... chyba nigdy nie byłam w tłumie, którego akurat opuszczałam.. chociaż nie, przez mały moment naprawdę czułam, że jestem, że to było moje miejsce, bo przecież dogadywałam się praktycznie z każdym. Lubiłam tę moją otwartość, lubiłam siadać na początku, zostawiając obok puste miejsce dla Kogoś i przysłuchując się gwarowi, ktory panował w sali, obserwując innych, czuć, że jestem częścią czegoś, co było dla mnie "wtedy" ważne, ale gdybym wiedziała, co mnie w przyszłości czeka, inaczej na wszystko bym reagowała. Zwłaszcza nie otwierałabym swej duszy tak bardzo jak w tamtych ulotnych chwilach, podczas 45 minut wsłuchując się w to, co mówcy chcieli nam przekazać... Jednak z biegiem czasu wiem i przyznaję Ci rację, pomimo tego wszystkiego co myślałam, zawsze byłam obca, inna, dziwna, milcząca, zamyślona... Wiem, ze odróżniałam się od reszty, pomimo że chciałam być wchłonięta w tłum, nieodróżniająca się zbyt bardzo... Ale zawsze, praktycznie na każdym wykładzie czułam na sobie wzrok, wzrok ich wszystkich, którzy obserwowali nie tylko mnie, ale także Ciebie... co za ironia losu, dwie osoby, które chciały wtopić sie w tłum, tak bardzo odróżniali się się od nich wszystkich... wrażliwcy, rozumiejący więcej niż mogli zrozumieć....

Listopadowy dzień, trzy lata temu nie różnił się od innych dni, jak zwykle wychodziłam jako pierwsza, albo ostatnia (zależało to od mojego nastroju). Pamiętam, że wtedy chciałam jak najszybciej ucieć od ludzi, od pytań, od rozmów, od uśmiechów, bo krwawiłam, wewnątrz siebie krwawiłam, a nie chciałam się przy wszystkim załamać, nie chciałam by zobaczyli moje łzy, a przecież chciałam uchodzić za bardzo twardą osobę, która pozbierała się po wszystkim. I nagle zobaczyłam Ciebie, Twój uśmiech, to jak się na sekundę zatrzymałeś, uśmiechnąłeś się i zadałeś najprostsze pytanie świata.. jednak dla mnie najtrudniejsze, bo jak zawsze słysząc je nie wiem, co odpowiedzieć, bo jak ma się odpowiedzieć na "co słychać" nie powodując współczucia i litości widocznej w oczach osób, którzy zadają to jedne pytanie... przecież nie można, że to d..., że nie dajesz rady, że chcesz, aby czas dało się cofnąć.... zostało jedynie udawać, przybrać maskę pozoru, uśmiechnąć się nie patrząc w oczy i odpowiedzieć 'dobrze' bez momentu zająknięcia, bez drżenia w głosie... więc tak uczyniłam i miałam wielką nadzieję, że uwierzysz w to... ale Ty widziałeś więcej, wiedziałeś więcej, jednak nie dałeś po sobie poznać, że mnie przejrzałeś. Sam uśmiechnąłeś się i poszedłeś dalej z innymi, pędząc na swój wykład, próbując sie nie spóźnić bardziej, niż zawsze*...

I wiesz co, dopiero dzisiaj uświadomiłam sobie, jak stanęła mi ta scena przed oczami, że nie podziękowałam Ci... Dlatego teraz Dziękuję, że 'prawie' uwierzyłeś, nic nie mówiłeś, nie wypowiedziałeś przeklętych słów, które od czerwca slyszałam 'przykro mi' 'rozumiem co czujesz' 'czas leczy rany' itp. tylko uśmiechnąłeś się... Wtedy nie rozumiałam, ale dzisiaj czytając Twoją relację z tamtej chwili, ponownie rozumiem, ponownie czuję, i tęsknie za Twoimi postami... Dzisiaj zrozumiałam, co wtedy wyczytałeś, bo czytałeś ze mnie jak z otwartej księgi: "Są chwile, kiedy przestaje się mówić, żeby zbudować klosz. To sytuacja o tyle beznadziejna, że, odcinając zdrowy rozsądek i wierząc w sukces ucieczki przed światem, zapominamy, że łzy zostają wewnątrz nas"

*(dopiero teraz dotarło do mnie dlaczego tak się wyróżnialiśmy spośród tłumu: ja siedząca zawsze przed czasem, Ty spóźniający się praktycznie zawsze i siadający obok, na pustym miejscu, który praktycznie zawsze otaczał moją osobę)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz