sobota, 20 lipca 2013

Odpowiedź na najtrudniejsze pytania.

Jakieś dwa miesiące temu, kiedy zaczęła się ta cała gehenna pewna osoba, wtedy jeszcze bliska osoba zadała mi pytanie, na które wtedy nie umiałam odpowiedzieć i chyba nadal nie potrafię. Nie potrafię ująć w słowa tego co czuję, tego co myślę, żeby w jak najlepszy sposób odzwierciedlić to co mam w głowie, sercu i w duszy. Cały czas pytanie te mam w głowie. Próbuję sobie na nie odpowiedzieć i myśląc, że wiem już jak i co, zawsze coś się wydarzy, żeby to wszystko zrujnować. I tak jest co chwile. Aż do dnia dzisiejszego


"Dlaczego coś, co dotyczy najważniejszej osoby w Twoim życiu, jest trudne?" - myślę, że już wiem, że już znam najlepszą odpowiedź. Chyba już wtedy coś przeczuwałam. Podświadomie chyba czułam, że to tak może sie skończyć, jak się skończyło. Już wtedy wiedziałam, że ta cała sytuacja będzie dla mnie trudna. Dwa miesiące temu pytanie te dotyczyło Jego początku choroby. Na tamtą chwilę właśnie to było dla mnie trudne. Zmierzenie się z Jego chorobą. Stawienie czoła temu co nieuchronne i patrzenie na to jak infekcja, 'coś' czego lekarze nie potrafili zdiagnozować spustoszało Jego organizm, jak On sam marnieje w oczach, mizernieje, jak brakuje mu siły na chodzenie, jak pomału staje się roślinką, gdzie sam przestaje oddychać a jedynie jest podtrzymywany przy życiu przez wielką aparaturę, jak organizm nie reaguje na leki, jak się nie broni i pomału z dnia na dzień odchodzi, opuszcza Nas na zawsze. Teraz pytanie te idealnie pasuje to całej sytuacji, gdzie musimy radzić sobie bez Niego. Jak żyjemy, wykonujemy czynności ale bez Niego, myśląc o Nim 24 na 24 godziny. Jak analizujemy Jego stan zdrowia od zimy, od Bożego Narodzenia, jak obwiniamy siebie, że nie zdołaliśmy Mu pomóc, że w porę nie zauważyliśmy niepokojących symptomów. Obwiniamy siebie za to, że w taki sposób Nas opuścił bez pożegnania, bez rozmowy z Nami, ponieważ był w śpiączce, nie mógł. Do samego końca mieliśmy nadzieję, że wyjdzie z tego, może nie wyzdrowieje ale będzie w takim stanie, gdzie będzie mógł wrócić do domu. Jednak los tak chciał, organizm i straszna choroba, na którą już nie było ratunku. Trudne dla mnie jest to, że Ja żyję a nie On. Trudne dla mnie jest to, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Trudne dla mnie jest to, że nie zdajemy sobie sprawy jak marnujemy życie, jak nie dbamy o siebie, że nie spędzamy cennych chwil z najważniejszymi osobami, że marnujemy ten czas na kłótnie, złości, że jesteśmy bardzo egoistycznymi ludźmi. Trudne dla mnie jest to wszystko, cały świat, mój świat.


W tym samym czasie, ta sama osoba zadała mi inne, także ważne pytanie: dlaczego założyłam blog. Już wtedy odpowiedź była dla mnie prosta i jednoznaczna. Założyłam go bo to, by mi ułatwiało życie, ułatwiało funkcjonować w świecie, wśród dwulicowych osób, wśród roznoszącego się wokół zła, egoizmu. Założyłam go bo w taki sposób potrafię opowiadać o sobie, o swoich uczuciach. Bardziej wole coś napisać, niż coś powiedzieć na głos. Potrafię jedynie w taki sposób w logiczny sposób sformułować to, co boję się powiedzieć na głos, nawet przed samą sobą. Był taki okres, że głębiące we mnie emocje zżerały mnie od środka i na wskroś a nie potrafiłam poprosić kogoś o rozmowę, o pomoc. Od października nauczyłam się rozmawiać o swoich uczuciach, nauczyłam się prosić o pomoc dzięki pewnym osobom, które poznałam i pokochałam, które są bardzo dla mnie ważne. Pomimo, że Ich mam to i tak wole coś napisać. Myślę, że każdy ma w sobie pewną część, o której wprost nie opowiada nikomu, i którą woli pozostawić dla siebie, dlatego ja mam tego bloga, dzięki któremu jeszcze funkcjonuje, układam cały bajzel, który mam w głowie.

źródło: demotywatory.pl

Wczoraj był ważny dzień, ponieważ zmierzyłam się z miejscem, o którym wcześniej pisałam. Musiałam się zmierzyć, nie było innego wyjścia. Prowadząc samochód, którym tam jechałam myślałam o sobie, o emocjach, o miejscu, o rodzinie. Wjeżdżając na parking nie potrafiłam opanować zdenerwowania, jednak musiałam się uspokoić, nie dla siebie a jedynie dla Niej, by Jej pomóc, sprostać zadaniu, który na Nas czekało. I dałam rady. Nie płakałam. Byłam, po raz kolejny silna, odważna. Weszłam tam załamana a wyszłam silniejsza, ponieważ wiedziałam już, że nie będę musiała tam więcej razy przychodzić, odwiedzać. Kiedyś może będę przejeżdżać obok tego miejsca ale nigdy nie będę musiała tam do środka wejść. Odjeżdżając zamknęłam za sobą pewien podrozdział, jednak chyba nigdy nie zamknę ten trudny dla mnie rozdział życia. On będzie wiecznie otwarty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz