wtorek, 16 lipca 2013

Odwaga

Zainspirowana dzisiejszym snem i programem w tv, po raz pierwszy od ponad miesiąca, kiedy ostatni raz coś upiekłam odważyłam się w kuchni wyczarować coś z niczego.

Mając miskę jagód i miskę malin odważyłam się upiec ciasto.

Było to dla mnie bardzo trudne. Podchodząc do stołu, lodówki i piekarnika miałam gulę w gardle i łzy w oczach. Ręce z nerwów bardzo mi się trzęsły. Przed rozpoczęciem całej ceremonii pieczenia wzięłam kilka, głębokich wdechów by się uspokoić i racjonalnie móc wykonywać dane czynności.

Jak się mówi: najtrudniejszy jest pierwszy krok i całkowicie się z tym zgadzam. By wykonać ten krok trzeba mieć w sobie wielką odwagę, upór i wiarę w siebie i w swoje siły. 

Na całe szczęście jakoś uzbierałam w sobie tą odwagę by móc coś robić w kuchni. Od trzech tygodni piekarnik, mikser, mąkę i jajka unikałam jak ognia. Bałam się nawet na nich spojrzeć, rzucić okiem, ponieważ od razu miałam w łzy w oczach a jak wiadomo nie chcę już płakać, dlatego chodziłam obok tego wszystkiego wielkim łukiem.

Jednak po dzisiejszej nocy, po dzisiejszym śnie i programie w telewizji nie mogłam już omijać tak ważnych dla mnie narzędzi, których jeszcze tak niedawno temu ubóstwiałam, kochałam, zatracałam się.

Dzisiaj w nocy, od ponad trzech tygodni, po raz pierwszy mi się przyśnił. Było to może zaledwie pare sekund ale idealnie widziałam Jego sylwetkę, uśmiechniętą twarz, to jak wychodził z samochodu, to jak się do mnie uśmiechnął, przytulił mnie. Dalej nie wiem co nastąpiło, ponieważ z walącym sercem zbudziłam się i nie mogłam dalej zasnąć. Pamiętam tylko, że poczułam Jego miłość, to że zawsze ze mną będzie i zawsze mi pomoże może nie już osobiście ale właśnie poprzez sny, poprzez moje wspomnienia, poprzez moje myśli.
Nadal nie wierze w to, co się stało i nigdy się z tym nie pogodzę ale muszę żyć, jakoś na nowo żyć, nie rozsypując się jeszcze na małe kawałki.

Dlatego rano postanowiłam, że w dzisiejszym dniu muszę coś upiec, bo wiem, że tak chciałby. Zawsze był i będzie nadal moim najwierniejszym fanem w tym co robiłam. To On jako pierwszy kosztował to co upiekłam, to co zrobiłam. Był moim krytykiem kulinarnym. Zawsze mówił co źle poszło i co mam następnym razem poprawić. Tak naprawdę to dla niego piekłam, pomimo, że pieczenie stało się moją pasją. Cieszyłam się, że to właśnie Mu smakuje, pasuje i zajada się. Zawsze widziałam błysk dumy w Jego oczach po skosztowaniu kawałka ciasta. Zawsze upominał mamę, wtedy kiedy 'nadawała', żebym nie piekła, żebym dała sobie z tym spokój i kiedy dziwiła się, że siedzę nad czymś wiele godzin. Nieraz to On namawiał mnie na upieczenie czegoś smacznego. Nieraz mówił: "Marta, w piwnicy są słoiki domowej, jabłkowej marmolady, może upieczesz dla tatusia szarlotkę?", "mam ochotę na kaszaka, może go dzisiaj zrobisz?" itp. Wtedy ja z wielkim uśmiechem na twarzy wyjmowałam potrzebne narzędzia, produkty, włączałam piekarnik i mikser i robiłam co nieco, to co On lubił się tym delektować, na co miał ochotę.

Dzisiaj miksując produkty spojrzałam ukradkiem na zdjęcie, które stało naprzeciwko mnie. I wiecie co nie poleciały mi łzy smutku, ale na twarzy pojawił mi się uśmiech i pomyślałam sobie: to dla Ciebie, mam nadzieję, że będzie Ci smakowało.

W telewizji, o tej samej porze oglądam amerykański program: Słodki biznes. Główny bohater jest cukiernikiem, który potrafi wyczarować wyśmienite torty - nie zwykłe torty ale torty w różnych kształtach, formach, wielkościach. Prowadzi on rodzinny biznes wraz ze swoimi siostrami i matką. Od roku rozbudował swój biznes i przeniósł się do lepszego miejsca, który poprawił wydajność pracy. Sam bohater się rozwija, eksperymentuje, nie boi się nowości, wymyśla nowe smaki, nowe produkty i co najważniejsze kocha to co robi, zatraca się w tym. Mając własne problemy, właśnie wtedy najlepiej mu się pracuje. Jak powiada wchodzi wtedy w trans i właśnie w takich momentach spod jego rąk wychodzą najwyśmienitsze smaki i torty. W dzisiejszym odcinku była mowa o chorobie jego matki. Ukazane było jak cała rodzina z tym walczy, jak próbują pomóc matce w tych trudnych dla niej chwilach. Sam bohater mając 17 lat stracił ojca, którego pokonała choroba nowotworowa. Biznes przejął po ojcu i razem z najbliższą rodziną każdego roku ulepszał to co stworzył ich ojciec i mąż. W każdym odcinku, nie tylko w tym dzisiejszym pokazana jest miłość, wiara w swoje siły, wiara w ludzi, wsparcie ze strony najbliższych a także pamięć o tym najważniejszym człowieku. W dzisiejszym odcinku główny bohater zatracił się w pieczeniu, w ten sposób radził sobie z ogromnym stresem jakim jest choroba matki - podczas takiego transu wymyślił nowy smak i kształt tortu, który zadedykował swojej matce.

Ten program pokazał mi, że pomimo wielkiej tragedii, problemów rodzinnych nie można zapomnieć o sobie, o swoje pasji, o swojej miłość. Program ten uzmysłowił mi, że nie mogę porzucić pieczenia, że właśnie samo pieczenie i zatracenie się w tej czynności w jakiś sposób odnajdę siebie i w jakiś sposób poradzę sobie ze stresem, ze stratą. I chyba tak właśnie było. Na moment zapomniałam o wszystkim. Skupiona byłam na czynnościach. Myślałam jedynie o produktach, czynnościach, które miałam za chwilę wykonać. Na nowo złapałam bakcyla. I uświadomiłam sobie, ze to tylko jest moje, mój sposób relaksu, sposób zapomnienia.

Jedno jest najważniejsze, że to nie boli, nie powoduje, że się rozpadnę a jedynie wzmocni mnie i najlepiej w możliwy sposób mnie ukształtuje.

A o to, co z tego wyszło:
biszkoptowe ciasto jagodowo - malinowe.
i:
śmietanowo - jagodowy deser.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz