czwartek, 22 sierpnia 2013

Dwa miesiące

To już dwa miesiące a mi wydaje się jakby to, było wczoraj. Czas ucieka mi przez palce. Dobrze się nie obejrzę a przed sobą mam już piątek, zamiast poniedziałku, który przed sekundą się rozpoczął. Nie ogarniam. Nie oceniam. 

Nawet nie mam sił ani otwartego umysłu na naukę.
A przecież lada chwila będzie wrzesień a co za tym idzie 12 dzień tego miesiąca, czyli mój ostatni egzamin w tej sesji. (nie - nie zdałam, tylko nawet do niego nie przystąpiłam w pierwszym terminie, który miał się odbyć dwa dni po Jego odejściu - nie miałam nawet głowy, żeby być razem z Nimi, nawet o tym nie pomyślałam, nie mogłam. Wtedy myślałam o Nim, o rodzinie, o sobie, dlatego został mi on przesunięty na wrzesień). Tak. Jedna chwila, która zmienia bieg wydarzeń. Odwlekam to, co nieuniknione. Wiem. Muszę. Na pewno się zbiorę. Jednak nie wiem, kiedy to nastąpi.

Wszyscy myślą, ze jestem najsilniejsza z całej rodziny. Gówno prawda. Nikt nie patrzy na mnie. W moje oczy. Nie widzą drugiego dna. To, że nie płaczę (nie potrafię), to, że nie krzyczę (nie umiem) nie oznacza, że tego nie przeżywam. Przeżywam i to mocno, jednak tylko na swój porąbany sposób. - Jestem milcząca, więcej pieczę, więcej przesiaduję w necie w poszukiwaniu przepisów, więcej jem (tak, znowu zajadam stres. A już tak dobrze szło), więcej przesiaduje w swoim pokoju, nigdzie nie wychodzę, rzadko się uśmiecham (jedynie H. wywołuje mój uśmiech), jestem zamyślona, powstrzymuje się od gorzkich słów, które mogą zranić innych. Już tak mam. Wszystko duszę w sobie. Wiem, że wykańczam samą siebie ale inaczej nie umiem.

Czy to jest normalne?
Czy ja jestem normalna?
Czy dam radę?
Czy będę wstanie na nowo się otworzyć?
Może, ale kiedy?

To już dwa miesiące.
Kiedy to minęło?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz