poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Książka

"Ci, którzy odchodzą pierwsi, mają dużo lepiej. Ci, którzy zostają, muszą być bardzo silni, żeby przeżyć samotność"
A. Ficner - Ogonowska "Zgoda na szczęście"

Podczas czytania ostatniego tomu książki rodzimej autorki A. Ficner - Ogonowskiej  "Zgoda na szczęście" powróciły demony przeszłości, tzn. demony, które towarzyszyły mi podczas Jego pobytu w szpitalu, podczas Jego krótkiej, niespełna 1,5 miesięcznej choroby. Kartkując kolejne słowa wyobraźnia nie podawała mi obrazu książki lecz obraz Jego, leżącego pod aparaturą.

Wszystkie emocje opisane w powieści idealnie odzwierciedlały moje emocje w tamtym czasie - lęk, strach, obawa, wycofanie, nadzieja, płacz, odwaga, wsparcie, bliskość i tak na okrągło.

Do samego końca była nadzieja, która każdego dnia malała, która była na wyczerpaniu. Wierzyłam, że będzie dobrze. Jednak tak się nie stało.

Zawsze już będę mieć przed oczami Jego obraz - przed, w trakcie intubacji, i w tych trzech dniach, kiedy mieliśmy szansę z Nim porozmawiać. Jeszcze wtedy nie mieliśmy pojęcia, że to będzie Nasza ostatnia rozmowa, Nasze ostatnie wypowiedziane słowa, Nasze ostatnie pytania, na które już nie usłyszeliśmy odpowiedzi.

Do końca swego życia przypominać sobie będę Jego ostatni uśmiech i towarzyszące słowa: będzie dobrze, musi być, nie ma innej opcji. - żeby było to takie proste, jak te 8 słów ...

Życie strasznie jest przewrotne. Jednego dnia chodzisz, żyjesz, cieszysz się tym co masz na wyciągnięciu ręki. Natomiast drugiego lekarze wszystko robią by utrzymać Cię przy życiu. Jednego dnia masz się dobrze, następnego umierasz. Jednego dnia jesteś szczęśliwy, drugiego dnia zamyka się wieczko Twojej, Naszej trumny.

Gdybym wiedziała, że tamta sobota będzie ostatnia to bym inaczej się pożegnała, innych słów użyła, inaczej się zachowała. Żałuję, że nie powiedziałam, żeby walczył, tak jak mówiłam żegnając się przed powrotem do domu każdego dnia, oprócz tego najważniejszego. Nie wybaczę sobie, że może za mało czasu przebywałam w szpitalnym pokoju, obok Jego łóżka. 

W tamtą sobotę skróciliśmy Nasz pobyt u niego o pół godziny, żeby zdążyć z zakupami i odwiezieniem mnie na dworzec. Konkretna godzina, do której nie można było się spóźnić, nawet jedną minutę. 

Gdybyśmy zostały dłużej, gdybym nie musiała wtedy wracać do Bydgoszczy, gdybym...... Jednak czasu nie da się cofnąć i trzeba żyć z tą jedną świadomością, z tym żalem.

Ich powrót do domu, który zawsze trwał 1,5 godziny w jedną stronę. I taki czas każdego dnia przebywałyśmy, żeby z Nim blisko być. TO miejsce od Naszego domu znajdowało się 80km. Tam miał najlepszą opiekę jaką mógł mieć. Nawet najlepsza opieka, najlepsi lekarze w okolicy nie zdołali Mu pomóc. Nie było ratunku. Trzeba się z tym pogodzić, chociaż to tak bardzo boli.

Ból ten nigdy nie zginie. Może zostać złagodzony ale zawsze, w mej duszy będzie miał szczególne miejsce. Miejsce, w którym nie ma dla niego żadnego ewakuacyjnego wyjścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz