poniedziałek, 5 sierpnia 2013

Pojedyńcza łza

 Noc wycięta z szyby każdy dzień na niby
jakby tak musiało być ....
Na krawędzi dnia pęka pierwsza łza,
 może właśnie tak traci się
Na krawędzi dnia pęka cały świat,
Może właśnie, tylko tak.
(fragment 'Na krawędzi dnia' Kasprzycki R.)


Wczorajszy dzień był bardzo emocjonalny, od samego ranka do samej nocy. Podtrzymywałam się przed tym, żeby się nie poryczeć, żeby się nie załamać, żeby nie pokazać, ze nie mam już sił, że męczy mnie już wysłuchiwanie i wałkowanie tematu Jego choroby, odejścia i pozostawienie w domu wielkiej pustki.

Dzisiaj, mimowolnie poleciała jedna, zabłąkana łza, na sekundę załamał się głos. Wystarczyło zamknąć powieki i zebrać się w sobie, uspokoić i powrócić do rytmu dnia.

Powtarzanie sobie, że dasz radę, musisz dać, musisz być tą twardą, tą bardziej wytrzymałą, z głową na karku, bez pokazywania jakikolwiek emocji.

Jakbym chciała gdzieś wyjechać, odetchnąć, nabrać sił, zregenerować się, nie myśleć, nie martwić się, nie kombinować, nie wysłuchiwać, nie patrzeć, nie czuć, zapomnieć, być szczęśliwą, czerpać radość z nowego dnia - choć na jeden dzień, pół dnia, godzinę. Z dala od tego wszystkiego.

Potrzebuję dystansu.
Potrzebuję zmiany.
Potrzebuję nowego powietrza.
Potrzebuję bliskości.
Potrzebuję zrozumienia.

Są takie poranki, że nie mam sił nawet na wstanie, na zjedzenie porządnego śniadania, na udawanie, że przecież jest wszystko ok, inaczej ale ok.

Jednak trzeba zdobyć się na ruch i zacząć na nowo udawać. Przybierać maskę. Każdego dnia malować uśmiech na twarzy. Uciekać wzrokiem, żeby nikt nie mógł Cię przejrzeć.

To teraz jest moje, nowe życie.
Wielka, prowizoryczna MASKA.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz