niedziela, 21 września 2014

Podsumowanie 5 lat

Nie wiem od czego zacząć. Nie wiem jak określić to, co w tej chwili czuję i nad czym się zastanawiam.

Jak w kilku słowach opisać pięć lat życia? Nawet nie wiem, kiedy ten czas zleciał... bo przecież pamiętam 'ten' dzień, w którym wyjechałam, wyfrunęłam z domu... pamiętam tamte uczucia, tamtą ciekawość i Jego szklisty wzrok, kiedy zamykałam za Nimi drzwi od mieszkania...

Jak w kilku słowach mam opowiedzieć o wdzięczności do właścicielki pokoju, który wynajmowałam przez ostatnie cztery lata? Dzisiaj zdałam klucze od mieszkania. Dzisiaj pożegnałam się z 'babcią', bo właśnie tak tę Panią określałam. Upchnęłam całe cztery lata w bagażniku i w tyle samochodu. Cztery lata życia zmieszczone w dwa kartony i kilka toreb.

Cztery ściany. Sufit i podłoga. Szafa, półki i rozsuwane łóżko. Widok na kamienicę. Widok na lipy. Podwórko. I spokój, który towarzyszył mi w tej kamienicy, a zwłaszcza w pokoju. Domowa atmosfera. Rozmowy z właścicielką i innymi studentkami. Pomoc i łzy.

Cztery ściany, które widziały wszystko: Smutek i radość. Śmiech i łzy. Ciszę i zadumę. Ból i żal. I tęsknotę

Dziwnie było zostawić ten pokoik, do którego się przywiązałam. 

Przez te pięć lat wydarzyło się bardzo wiele. Przez ten czas poznałam fantastycznych ludzi. Poznałam siebie. Nauczyłam się otwartości. Polubiłam poznawanie innych ludzi. Dojrzałam i zrozumiałam, że na rodzinie także można polegać, że to rodzina kształtuje człowieka. Zbliżyłam się do rodzeństwa. 

Najgorszy był pierwszy rok i ostatni.

Pierwsze trzy lata, w których nie umiałam dostosować się do ludzi. Sama się odsuwałam. Nie próbowałam, bo nie chciałam, bo nie potrafiłam, bo czułam się inna, czułam się zagubiona. Nie rozumiałam polityki, niektórych osób. Bo relacje z tymi osobami były dziwaczne. Przede wszystkim w tym czasie byłam 'tylko' obserwatorem', a nie uczestnikiem. Pomimo tego wszystkiego, jakoś dałam radę.

Najważniejszy i najlepszy rok, to był pierwszy rok magisterki. To tutaj właśnie najbardziej otworzyłam się i najwięcej włożyłam pracy w siebie i w relacje z innymi osobami. To w tym okresie poznałam wyjątkowych ludzi, za którymi tęsknię. Atmosferę, którą wypracowaliśmy pamiętam do dziś. Z cichej dziewczyny stałam się odważną i pewną siebie kobietą. Życzliwość i uśmiech, który obdarowałam innych ludzi powracała do mnie z dwojoną siłą. Bo, gdy ja zaufałam innym, to również inni zaufali mi. Przejęłam 'władzę' na kierunku. W tym okresie nauczyłam się wiele. Ludzie, którzy mnie otaczali dali mi wiele i otworzyli oczy na sprawy, na które nie zwracałam uwagi.

Ostatni rok studiów. Tutaj znowu się wycofałam. Po traumatycznych przeżyciach, nie umiałam wrócić do siebie, do dawnej dziewczyny, która była pełna życia, otwarta i odważna. To w tym okresie miałam załamanie. Teraz, z biegiem czasu zrozumiałam, że w tych ostatnich miesiącach dokuczały mi pierwsze objawy depresji, bo nie chciałam żyć, bo nie umiałam, bo nie wiedziałam jak odnaleźć się w nowej rzeczywistości, w której nie chciałam być, bo nic mnie nie cieszyło, bo nie chciałam z nikim rozmawiać o swoich emocjach, o swoich objawach, bo nie umiałam przyjąć pewnych informacji, bo byłam najlepsza w pozorach. Zawsze rano przybierałam maskę. Maskę uśmiechu i gadulstwa. Ale tak naprawdę, w środku siebie rozpaczałam. Jeżeli ktoś umiał to zauważyć, usłyszeć mój niepewny głos, kilka słów, z których można było wyczytać wszystko to próbował coś z tym zrobić, chociaż obijał się o mój mur, który tak skrzętnie wybudowałam. Mur ten idealnie odseparował mnie od innych ludzi, od tego co mnie otaczało... Słowa te mogą szokować, ale taka była prawda. Prawda, którą zrozumiałam tak niedawno, która otworzyła oczy na wiele spraw.

Całe 5 lat życia, podczas których pożegnałam się z trzema członkami rodziny. Najgorsze było to ostatnie pożegnanie. Niespodziewane, które przewrócił mój świat do góry nogami.

Całe 5 lat i milion wspomnień.

Całe 5 lat, w których poznawałam miasto. Poznawałam siebie. Swoje wady, jak i zalety. 

Całe 5 lat, w których byłam uczestnikiem wielu, niezwykłych wydarzeń.

Całe 5 lat, których już nie powtórzę.

Całe 5 lat, w których poznałam masę ludzi.

Obecnie jestem na innym etapie życia. Uczę się na nowo żyć. Naprawdę żyć i cieszyć się tym wszystkim co mnie otacza i co się dzieje wokół mnie. Znów się uśmiecham. Maska doszczętnie się rozpadła. Czynię kroki, ważne dla mnie kroki do przyszłości. Otwieram się, a nie zamykam. Mówię, głośno mówię o swoich obawach i niepokojach. 

5 lat i nic więcej. 5 lat, do których mam sentyment. Wspominając, niektóre sytuacje, niektóre relacje i niektórych ludzi na twarzy pojawia się uśmiech.

Dzisiaj to się skończyło, ale za to rozpoczął się inny rozdział mego życia.

 Post ten miał być napisany 'już' w lipcu. Jednak do tych słów dojrzałam dopiero teraz.

12 komentarzy:

  1. Piękne podsumowanie :))

    Szczęścia Marto na kolejne etapy życia...Jesteś dzielna :***

    OdpowiedzUsuń
  2. szczęścia na kolejne 5 lat... a potem szczęścia na kolejne 5 lat ...i kolejne .... itd itd itd ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Samego dobra. W Tobie i wokół Ciebie na kolejne pięciolecia ;))

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziwnie się "kończy studia". Tak jak i dziwnie jest, kiedy od października nie zaczynasz zajęć. Ale do wszystkiego można się przyzwyczaić ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak... Masz rację, rok temu o tej porze byłam już w Bydgoszczy, a obecnie czeka mnie inna rzeczywistość, choć także bardzo ciekawa :)

      Usuń
  5. Pięć lat to dużo i mało. Bo mija błyskiem, ale ile jednocześnie może się w tym czasie wydarzyć!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele się wydarzyło, wiele było zmian i to wszystko w tak krótkim czasie :)

      Usuń
  6. To zostanie w Tobie. Bierzesz nie tylko torby i kartony, ale wszystkie emocje, jakie Ci w tym czasie towarzyszyły. A teraz zaczyna się prawdziwe życie. Powodzenia:-)

    OdpowiedzUsuń