sobota, 28 grudnia 2013

Święta, zmiany i spotkanie

Święta, Święta i po Świętach. Tak, od lat jest mi wpajane. Tak, od kilku lat, sama mawiam. Przygotowania do Świąt spędzone w napięciu, oczekiwaniu i nadmiernym myśleniu. W domu wyczuć można było wielką zadumę. 

Wtorek - Wigilia - przedpołudnie - przygotowania do wieczerzy i na kolejny dzień. Spędzone na rozmowie, wspomnieniach, opowiadaniach. Odwiedzenie Jego miejsca. Zaduma. Łzy same płynące. Zostawienie obietnicy, że już więcej nie będzie łez (jedynie te przypadkowe), że się człowiek pozbiera i pójdzie na przód. Tak, jakby chciał. Wieczór - gęsta atmosfera, rodzina, łzy, życzenia bez słów, łamanie się opłatkiem, także bez słów, bo słowa nie chciały przejść przez gardło, bo za mocno się wszystko przeżywało. Bo to pierwsza Wigilia bez Niego, bez człowieka, który był podporą, dumą i wielką nadzieją. Najważniejsze, że w tych chwilach była Rodzina - cała, My i Ona, no i H. H. - brzdąc urozmaicił nam te chwile. Widok jego radości i szczęścia w oczach, rozpakowywanie prezentów, zabawa, kręcenie kółesiami, domaganie się jedzenia, śmiech, przytulenie, wyciąganie rączek - coś bezcennego- to H. skupił swoją całą uwagę. Może to i lepiej. I wiara w to, że On na to wszystko patrzył z Góry i Uśmiechał się do Nas.

Kolejne dwa dni spędzone pod hasłem Rodziny - spotkań - tych samych osób, co zawsze, co święta. Były śmiechy, rozmowy, wspomnienia, zaduma, zatrzymanie się nad Jego osobą. Wiadomo, że pierwszy i drugi dzień świąt były takie same, jednak z drugiej strony całkowicie inne. Brakowało Jego. Brakowało Jego Głosu i Jego anegdot. Co każde spotkanie rodzinne słyszeliśmy te same historie, znaliśmy je na pamięć, z niektórych śmialiśmy się, z innych krzywiliśmy twarze, czasem mieliśmy ich dość. Teraz chciałabym, żeby te historie opowiadał na okrągło. Bo teraz właśnie ich najbardziej brakuje i będzie brakować.

Cieszę się, że tegoroczne Święta Bożego Narodzenia przeżyliśmy, daliśmy radę, jako Rodzina, jako wspólnota, że na Nowo zbliżyliśmy się do siebie, że przede wszystkim czuć było Jego, że był z Nami w sercu, umyśle i naocznym 'pustym miejscu' przy wigilijnym stole.

Czuję, że może być inaczej. Czuję, że nadchodzą we mnie zmiany. Czuję i widzę coraz bardziej światełko w tunelu, gdzie na samym końcu stoi Nadzieja na lepsze jutro.

Postanowiłam, że muszę zadbać o Rodzinę, a przede wszystkim zadbać o własną osobę. Pomyśleć o swoim życiu, o zmianie, na nowo nauczyć się marzyć i (jak pewna osoba życzyła) nabrać więcej nadziei i ją wokół siebie rozprzestrzeniać.

Wiem, że minęło już/dopiero pół roku. W moim życiu będzie kolejnych takich bolesnych, smutnych pół roku. Myślę, że najważniejszy w tym wszystkim jest to, żeby nie zatracić siebie, odnaleźć pasujące puzzle, dojść do siebie i mieć odwagę na najważniejszy krok w swoim życiu.

Nie mówię, że się z tym wszystkim pogodziłam, przeszłam do dnia codziennego, zapomniałam o tych ważnych momentach. Pamiętam dobrze i zachowam te obrazy do końca życia. Nadal boli, gdy wspominam, gdy o Nim myślę. Tylko uczę się, że On by tak nie chciał. Chciałby, żebym się realizowała. Chcę, żeby był dumny. Uczę się, że On zawsze będzie ze mną - w tych nadchodzących ważnych chwilach mojego, dalszego życia. Uczę się, że będzie zawsze, gdzie ja się udam. Uczę się, że On jest, nie odszedł, ponieważ mam Go w sercu, umyśle i najwspanialszych wspomnieniach, które w każdej chwili mogę odtworzyć, nieważne gdzie jestem i co robię.

Zdaję sobie sprawę, że jednego dnia zrobię krok do przodu, a następnego dnia cofnę się o dwa do tyłu. I na zmianę tak będzie. Już się z tym pogodziłam i tylko pozostało mi nie poddawać się i nie załamywać rąk, nawet wtedy, kiedy wszystko pójdzie nie tak, jakbym chciała. Dzisiaj jedna osoba powiedziała, że ważne jest dobre myślenie. I coś w tym jest.

Dlatego spisuję na kartce swoje postanowienia na nowy rok. Spisuję to, co chciałabym w sobie zmienić. I wierzę, że mi się uda i że On zawsze będzie trzymać za mnie kciuki.

"Wyraźnie czuję nacisk powietrza w płucach, zaczyna mnie kłuć w boku i ten ból - fantastyczne odczucie czysto fizyczne, łatwe do umiejscowienia, uświadamia mi, że mimo wszystko jeszcze Żyję"
"Głos Serca" J. Picoult

Można powiedzieć, że zaczęłam realizować swój plan. I dzisiaj wyszłam do ludzi. Dzisiaj było spotkanie klasowe po kilku latach. Pomimo, że większość nie przyszła i była mała garstka to nie żałuję. Dumna jestem, że w ostatniej chwili nie zrezygnowałam i że pojechałam, pośmiałam się, porozmawiałam, pomimo, że w podświadomości miałam małe wyrzuty sumienia, że nie wypada, że za prędko itp. Fajnie było, krótko ale fajnie.

2 komentarze:

  1. " Ci, którzy żyją nadzieją widzą dalej. Ci, co żyją miłością, widzą głębiej. Ci, co żyją wiarą, widzą wszystko w innym świetle. " Lothar Zanetti

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo nieważne co się wydarzy TRZEBA żyć dalej...

    OdpowiedzUsuń