Czas.... Jak ja uwielbiam słowo 'czas'. Można nim operować bez przerwy. Nie da się o nim nie myśleć... Biegnie ciągle przed nami. Wyprzedza nas. Wygrywa z nami. Nie da się go cofnąć, a szkoda.
Za dwa dni mija rocznica, tego co się zaczęło... Ja wciąż pytam, kiedy to minęło? Jak? W jaki sposób? Bo ja nadal jestem myślami w tamtym czasie, w tamtych chwilach. Wciąż na nowo to roztrząsam. Nie potrafię nie myśleć i nie analizować. Staram się z całych sił iść do przodu, brać z życia jak najwięcej, uśmiechać się, czerpać dużo energii ze słońca. Jednak przychodzą takie dni (jest ich coraz więcej), że nic mi się nie chcę, (szczerze) nie uśmiecham się, robię coś bo muszę, wycofuję się i zatapiam się w swoich myślach. Można powiedzieć, że robię minimalny krok w tył.
Czuję, że obecnie właśnie nastają takie dni, że wszystko przerasta. Zwłaszcza przerastają własne myśli i wspomnienia.
Wszyscy czegoś ode mną chcą, żądają czegoś niewyobrażalnego. Nie proszą, tylko rozkazują. A ja się buntuję. Nie lubię mieć nic narzuconego. Chociaż czasem to pomaga, by pójść do przodu, jak się jest pokierowanym. Jednak to ma swoje granice. Ja mam swoje wyznaczone granice, które nie chcę przekroczyć, ani nagiąć i dlatego dochodzi do coraz większych spięć i nieporozumień w szkole, jak i w domu. Jednak już się tym tam nie przejmuję jak kiedyś, zakładam na siebie płaszcz ochronny i idę przed siebie, nie patrząc na to, co mnie rani.
By jakoś dać upust emocjom i myślom wychodzę na świeże powietrze i zatracam się w to, co mnie otacza, zatracam się w przyrodę. Skupiam swoją uwagę na to, co jest niewidoczne na pierwszy rzut oka. Fotografuję. Patrzę na rośliny, na słońce, na niebo, na chmury. Biorę aparat i wykonuję jeden ruch palca. I to mi pomaga.
Tak właśnie było wczoraj. Przy dużej dawce informacji i czasem nieprzyjemnych wrażeń wyszłam z czterech ścian i szłam przed siebie. Chłonęłam wszystko, a przede wszystkim rozkoszowałam się słońcem, które ogrzewało moją twarz, a zwłaszcza moje myśli.
Bawiłam się ze słońcem. Raz ja się przed nim chowałam, a raz słońce. Uciekało. Chroniło siebie. Wychodziło na przeciw. Otwierało swoje ramiona.
I to jest właściwy kierunek!
OdpowiedzUsuńWychodź na slońce, zachwycaj się kwiatami, ganiaj motyle :)
Buziaki :*
I tak robię :) :*
UsuńSłońce ponoć sprzyja odchudzaniu. Wystarczy pół godziny w godzinach dopołudniowych... tak napisali:-)
OdpowiedzUsuńHeh :) Dobre :) Od dzisiaj inaczej spojrzę na spacery :) Pozdrawiam :)
UsuńSamotny spacer przed siebie... wiatr we włosach... słońce na twarzy... co może nam pomóc, jak nie to? :)
OdpowiedzUsuńTylko to, musi, pomóc :) Pozdrawiam :*
UsuńCudne słońce na Twoich fotografiach. Jak balsam, prawda?
OdpowiedzUsuńTak, jak balsam Dziękuję :*
Usuńprzepiękne są te twoje słoneczne plamy :) a na słońce warto wychodzić, bo ma w sobie dużo witaminy D, czyli witaminy Dobrego humoru :)
OdpowiedzUsuńwiem jak to jest, kiedy nic się nie chce, absolutnie nic i nawet nie ma siły żeby wyjść na to słońce, ale warto się zmuszać na przekór sobie. naprawdę warto.
życzę Ci dużo radości i siły :D
Dziękuję Bardzo :)
UsuńI więcej czy częściej patrzę, tym cieplej na duszy mi się robi. Serio!!!
OdpowiedzUsuńJakaś magia jest w tych zdjęciach! Patrząc na nie, czuję się tak, jakbym była w środku gorącego lata!
Marto przytulam :***
Trzymaj się :)
Miło mi czytać takie słowa, Mamo Maminka Dziękuję Ci :* Śle buziaki i Serdecznie Pozdrawiam :*
Usuń