wtorek, 8 kwietnia 2014

Lżejsza o kilka kilogramów

Nie chodzi mi dosłownie o kilogramy na ciele. Przede wszystkim chodzi mi o te kilogramy na duszy. Tak, w tej chwili czuję jakby spadło mi dosłownie dziesięć kilogramów ciężaru.

Wielokrotnie pisałam, że trudno jest mi o pewnych rzeczach mówić na głos, że wole pisać, że jestem zamknięta, że trudno coś ze mnie wyciągnąć. To nadal jest prawda. W tym temacie nie potrafię zmienić swej natury.

Post niżej pisałam, że dzisiaj przedłużam swój odpoczynek, że planuję długi spacer z A. I tak właśnie się stało. Pogoda nam trochę pokrzyżowała plany. Miałyśmy nadzieję na piękne słonko, długi spacer i robienie zdjęć w plenerze. A. chciała być modelką. Już kilka razy prosiła mnie, żeby zrobić jej fajne zdjęcia. I tak właśnie miało być dzisiaj. Jednak... no właśnie. Dzisiaj deszcz, bardziej rzec można, ulewa nie pozwoliła na zrealizowanie tego co zaplanowałyśmy. Jedno wiem, że to w najbliższym czasie uczynię i spełnię daną obietnicę. Tylko jak poprawi się pogoda, wyjdzie słońce i będziemy mieć obie czas to A. dostanie ode mnie piękne zdjęcia.

Spacer był. Tylko krótki. 

Może i lepiej, że padał deszcz. Bo wraz z kroplami deszczu ja się oczyściłam. Z każdą minutą bardziej się otworzyłam. Pozwoliłam sobie na szczerość, bo czułam, że będę wysłuchana. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu, realnie, zostałam wysłuchana. A. nie przeszkadzała, nie mówiła, tylko słuchała, wspierała, akceptowała każde słowo i także się wzruszyła. Pomimo mojego łamiącego się głosu, przerywania na zastanowienie się, podtrzymywania łez Ja mówiłam. Po części otworzyłam swój ciężki wór i pozwoliłam na wypłynięcie wspomnień, tych których nadal nie akceptuję. Słowa same ze mnie wypływały. Z każdym słowem lepiej się czułam. Z każdym słowem przełamałam jakiś dzielący nas mur, przerwałam nić niedomówień, przerwałam moją wyznaczoną granicę. Może na chwilę, na ten moment, może jutro wrócę do porządku dziennego, jednak dzisiaj było inaczej, tak jak powinno być. Czułam w sobie odwagę, że mogę mówić, że potrafię, że się nie załamię na pół, że wytrwam, że jestem silna. 

Ja również słuchałam. Uważnie słuchałam. 

Poznałam na nowo i siebie i A. Poznałam to, co może być. Tylko trzeba to pielęgnować, podlewać, nie pozwolić, żeby czas znów zwyciężył, żeby zaprzepaścił to, co dzisiaj zbudowałyśmy.

Nie chcę się na nowo zamykać. Nie chcę się za bardzo otwierać. Nie chcę na nowo widzieć współczucia. Nie chcę i nie mogę. Nie potrafię.

Zdawałam sobie sprawę, że na zewnątrz nie widać (naprawdę) nie widać tego, co dzieje się w środku. Dzisiaj dostałam tego potwierdzenie. Taką wybrałam drogę, bo w taki sposób umiem sobie radzić. Wypracowałam dla siebie odpowiedni środek, tylko że czasem i ten środek nie działa. Chociaż... sama już nie wiem, co jest dla mnie najlepsze. Nie umiem siedzieć bezczynnie. Nauczyłam się mieć wszystko pod kontrolą. Jednak widzę, że i to za bardzo szwankuje.

Te 'kilogramy' mocno mi przeszkadzały, przygwożdżały do ziemi, nie dawały spokoju. Dzisiaj, samoistnie się rozpadły w drobny mak. Może znowu urosną, może już nie będą takim ciężarem. Może... 

Nawet nie wiedziałam jak potrzebowałam takiej rozmowy.

Dzisiaj złapał, w ostatniej chwili, złapałam koło ratunkowe. Znów uczę się pływać. Już nie tak mętnej wodzie. Zaczynam dostrzegać to, co było niewidoczne na pierwszy rzut oka. Zaczynam oddychać. Spokojniej oddychać.

Dzisiaj był mały, wielki przełom. 

I wiecie co. Cieszę się z tego, bardzo. I to aż tak nie bolało, jak myślałam. Wszystko rodzi się w naszym umyśle. Trzeba tylko odpowiedni znaleźć klucz.

1 komentarz:

  1. Czasem wystarczy nawet, żeby ktoś nas po prostu wysłuchał.
    I od razu robi się lżej.
    Nawet nie musi nic radzić i doradzać.
    Wystarczy, że wysłucha.

    OdpowiedzUsuń