środa, 19 czerwca 2013

Oderwane od codzienności.

Dzisiaj będzie inaczej.
Dzisiaj o czymś innym.
Inna moja strona osobowości.
Bo właśnie ja taka jestem.
Inna.
Odróżniam się od innych dziewczyn. Wybieram swobodę. Wybieram spodnie i płaskie buty. Wybieram kitek niż proste włosy.  Wybieram spacer, książki, muzykę, spokój, ciszę niż codzienną imprezę i alkohol na umór. Jednego dnia jestem spokojna, cicha. Drugiego dnia natomiast jest mnie pełno i nie zamyka mi się buzia. Jednego dnia jestem szczęśliwa. Drugiego nie chce mi się nawet wstać. Jednego dnia wychodzę do ludzi, garnę się do nich. Innego zaś uciekam od nich w świat wyobraźni, świat książek. Jedynie co mnie nie odróżnia to normalny makijaż i bardzo długie rzęsy i duże oczy. Jedynie co u mnie się nie zmienia to jest to, że jestem Sobą, nie udaję nikogo, jestem indywidualnością. Nienawidzę się spóźniać. Jestem bardzo empatyczna. Mam szczodre serce. Stawiam dobro innych ludzi bardziej niż swoje. No i jestem bardzo rodzinna. Dla mnie rodzina jest czymś wyjątkowym, czymś tylko moim. No i moja pasja, czyli pieczenie.

Dlatego dzisiaj będzie tylko o smakach dzieciństwa. Każdy z Nas ma takie potrawy, dania, ciasta, gdzie ich, sam zapach przywołuje bezkonfliktowe czasy swojego dzieciństwa. U mnie jest tak samo. Mam pare takich smaków, które tylko czuję ich zapach, widzę sposób przygotowania to od razu przywołują mi się wczasy, wakacje spędzone u swoich dziadków.

Pierwszym rarytasem, który przywołuje moje dzieciństwo są Sodziak (przez innych nazywany także Racuch). Kiedy tylko czuję ich zapach, podczas pieczenia od razu przywołują mi się Wakacje, które jako mała dziewczynka, jako małe dziecko spędzałam u swoich Dziadków. Praktycznie za każdą, taką wizytą wiązało się to, że razem z siostrą będziemy delektować się tym przysmakiem. Powiem szczerze najlepsze sodziaki wychodziły z rąk mojej Babci. Moje są dobre, ale nie takie jak Babci. I wiem, z całą pewnością, że nigdy Jej nie przebiję, przygotowując Racuchy.

Truskawki z jogurtem. Głupio się przyznać, ale dzisiaj po raz pierwszy w tym roku jadłam truskawki. Jakoś nie było sposobności, chwili ani czasu na truskawki. Uwielbiam ten owoc. Uwielbiam jego smak, zapach, kolor. Zawsze co roku jak z siostrą spędzałyśmy wakacje babcia nam przygotowywała półmisek pokrojonych, swojskich truskawek, posypanych cukrem i śmietanką bądź jogurtem naturalnym. Zdarzało się tak, że zamiast miseczki była szklanka i bez śmietany. Coś wyśmienitego.

Ciasto Stefana. Przez innych nazywany również kaszakiem. Kiedy babcia go przyrządzała, wtedy w całym domu pachniało kakałem i polewą. Fajnie jest w nim, że nie potrzeba piekarnika ani nadzwyczajnych zdolności kulinarnych. Wystarczy palnik, garnek i chęć przyrządzenia. Jeżeli ktoś nie lubi kakao to może być bez niego. Ważne, żeby była dodana kasza manna. Wasze kupki smakowe będą wniebowzięte.


Takich potraw mam bardzo wiele. Podzieliłam się z tymi najważniejszymi, najlepszymi, wybranymi, ukochanymi. Tymi, które są tylko moje, które uwielbiam sama je przyrządzać.

Tak, cała ja. Chaotyczna dziewczyna, o różnych formach osobowości, które jeszcze są nieodkryte, ukryte gdzieś na dnie duszy. Dziewczyna - inna niż wszystkie. Dziewczyna będąca sobą i chodząca swoimi, własnymi ścieżkami - ale o tym już pisałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz